Marszałek Sejmu i prokurator generalny sprzeciwiają się cedowaniu kompetencji pierwszego prezesa Sądu Najwyższego na prywatną kancelarię radcowską
Nie milkną kontrowersje wokół wniosku pierwszego prezesa Sądu Najwyższego do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy o dostępie do informacji publicznej / ShutterStock
Nie milkną kontrowersje wokół wniosku pierwszego prezesa Sądu Najwyższego do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy o dostępie do informacji publicznej (sygn. akt K 58/13). Profesor Małgorzata Gersdorf ograniczyła pod koniec 2014 r. zakres skargi złożonej przez jej poprzedników. Problem polega na tym, że uczyniła to na papierze firmowym prywatnej kancelarii, a pod ujednoliconą wersją wniosku podpisał się prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista i radca prawny.
Skuteczność tej czynności kwestionuje w imieniu Sejmu marszałek Radosław Sikorski. Poważne wątpliwości zgłasza też prokurator generalny Andrzej Seremet. Obaj – jako uczestnicy tej sprawy – wystosowali oficjalne pisma do Trybunału Konstytucyjnego.
Wątpliwa reprezentacja
„Poddaję pod rozwagę, że może budzić wątpliwości legitymacja procesowa do złożenia takiego pisma przez ustanowionego pełnomocnika (prof. M. Chmaja – red.)” – wskazuje Andrzej Seremet w piśmie do TK. Zwraca uwagę, że wniosek został w istotny sposób zmodyfikowany. Tymczasem zdaniem PG „określenie przedmiotu i zakresu wniosku należy do wyłącznej kompetencji podmiotów wymienionych w art. 191 konstytucji”, a więc do pierwszego prezesa Sądu Najwyższego.
Według PG reprezentowanie tego organu przez pełnomocnika przed TK jest dopuszczalne, ale nie może się to rozciągać na określenie przedmiotu i zakresu wniosku.
Jeszcze mocniejsze jest stanowisko drugiej osoby w państwie. „W zaistniałej sytuacji procesowej Sejm wyraża wątpliwość co do legitymacji pełnomocnika wnioskodawcy do złożenia pisma zmieniającego wniosek konstytucyjnego organu władzy publicznej” – napisał marszałek Radosław Sikorski. I dalej: „Określenie przedmiotu i zakresu wniosku, którego dotyczy postępowanie, stanowi ekskluzywną kompetencję samoistnego konstytucyjnego organu władzy publicznej, jakim jest pierwszy prezes SN”.
Przypomina, że organy działają na podstawie prawa i w jego granicach. A to oznacza konieczność samodzielnego realizowania kompetencji ustalonej w konstytucji lub ustawach. Za niedopuszczalne uznaje ich przeniesienie na pełnomocnika procesowego.
Inaczej niż PG, Sejm nie dopuszcza w ogóle korzystania przez I prezesa SN z pomocy pełnomocnika procesowego w rozprawie przed TK. Powód? Art. 29 ustawy o TK wyraża ogólną zasadę, że każdy uczestnik postępowania przed TK działa osobiście lub przez umocowanego przedstawiciela. Ale prawo ustanowienia pełnomocnika (obok przedstawicieli) zostało ograniczone jedynie do przypadków enumeratywnie wymienionych: marszałka Sejmu, Senatu, grupy posłów i senatorów, a także dla skarżącego (art. 29 ust. 1 i 4 i art. 24 ust. 3).
Prawidłowe umocowanie
Co na to pierwsza prezes SN?
Prof. Gersdorf tym razem sformułowała pismo do TK na oficjalnym papierze Sądu Najwyższego. Podpisała się pod nim osobiście.
Utrzymuje, że legitymacja procesowa prof. Marka Chmaja jest niewątpliwa, a więc zmodyfikowany wniosek pochodzi od podmiotu uprawnionego. Zgadza się ze stanowiskiem Sejmu, że określenie przedmiotu i zakresu wniosku to ekskluzywna kompetencja I prezesa SN. Tyle że – jej zdaniem – nie przeczy to skuteczności modyfikacji wniosku dokonanej przez pełnomocnika. Bo „wykonywanie kompetencji organu nie jest równoznaczne ze wskazaną przez Sejm koniecznością samodzielnego realizowania kompetencji”. I dalej przekonuje: „Takie stanowisko doprowadziłoby do absurdu, w którym każdy z piastunów organów, o których mowa w art. 191 ust. 1 pkt 1 i 2 konstytucji, musiałby nie tylko osobiście podpisać wniosek i każde dalsze pisma procesowe, lecz także osobiście stawić się przed trybunałem i popierać wniosek”.
Pierwsza prezes nie zgadza się też z tym, że prawo ustanowienia pełnomocnika przed TK mają tylko ściśle wymienione podmioty (art. 29 ust. 1 i 4 ustawy o TK).
Ile państwa w państwie
– Sejm i prokurator generalny podzielają moją wątpliwość w sprawie delegowania przez pierwszego prezesa SN kompetencji do występowania przed TK na pełnomocnika procesowego. Jako obywatel będę spokojnie czekał na reakcję trybunału, który przecież ma w tej kwestii ostatnie zdanie – komentuje Piotr Waglowski, prawnik, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet.
To on publicznie postawił pytanie, czy instytucje państwa, realizując swe ustawowe kompetencje, mogą posiłkować się zewnętrznym wsparciem prywatnych kancelarii, mimo że mają własny aparat do obsługi prawnej.
– Rozpoczęła się poważna dyskusja na temat tego, ile ma być państwa w państwie. Politycy nie dotykają tematu outsourcingu zadań publicznych. A przecież na zewnątrz zlecane jest przygotowywanie projektów odpowiedzi na interpelacje poselskie, prowadzenie dzienników urzędowych czy przygotowywanie zmian prawa – wylicza Waglowski.
I pyta, po co istnieją organy władzy publicznej, skoro ich kompetencje realizują podmioty zewnętrzne.
– To jest fundamentalna kwestia. Dlatego umowy zawierane przez podmioty publiczne powinny być w pełni dostępne. A z tym jest problem i w Trybunale Konstytucyjnym, i w Sądzie Najwyższym, w administracji rządowej i samorządowej – dodaje prawnik.
Co istotne, sam wniosek I prezesa SN do TK kwestionuje konstytucyjność właśnie przepisów o dostępie do informacji publicznej.
– Przegrane sprawy sądowe skłoniły pierwszego prezesa SN do próby wywrócenia zasad dostępu do informacji publicznej i dorobku, jaki został w ostatnich 15 latach wypracowany – wskazuje Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
– Od samego początku są wątpliwości związane z przygotowaniem i złożeniem tego wniosku przez pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, pogłębione jeszcze ustanowieniem na podstawie tajnej umowy pełnomocnika w osobie prof. Marka Chmaja. Aktualnie toczą się w WSA w Warszawie postępowania o ujawnienie tej umowy – przypomina Osowski.