Pod lupę kontrolerów trafią umowy cywilnoprawne zawierane przez Sąd Najwyższy, z którymi jak dotąd opinia publiczna nie miała szansy się zapoznać. Chodzi np. o te, w których drugą stroną są wydawnictwa prawnicze publikujące orzecznictwo SN. Pierwszy prezes SN konsekwentnie odmawia udostępnienia wszelkich umów, o ile nie zostały zawarte w trybie zamówień publicznych. I przegrywa o to kolejne potyczki przed sądami administracyjnymi.

– Temat będzie sprawdzany w ramach trwającej kontroli budżetowej. Jej wyniki będą znane najprawdopodobniej w czerwcu i wówczas będziemy mogli odpowiedzieć bardziej szczegółowo na pytania – ujawnia Paweł Biedziak, rzecznik prasowy Najwyższej Izby Kontroli.
NIK może sprawdzać umowy zawarte w latach poprzednich – dodaje.
Inicjatywę pozytywnie ocenia poseł Przemysław Wipler, który zwracał się do prezesa NIK o zbadanie umów zawieranych przez SN z wydawnictwami prawniczymi.
– Lepiej późno niż później. Sytuacja, w której Sąd Najwyższy, mimo niekorzystnych dla siebie wyroków sądów administracyjnych, nie ujawnia opinii publicznej własnych umów, jest co najmniej niezdrowa. Wydatki ze środków publicznych muszą być transparentne i poddane kontroli społecznej. Dobrze, że NIK się temu przyjrzy – mówi parlamentarzysta.
– Nie może być tak, że jeden z najważniejszych sądów w Polsce nie ma szacunku do orzeczeń sądów administracyjnych – dodaje poseł Wipler.
Wcześniej pukał w tej sprawie również do ministra sprawiedliwości. W swej interpelacji prosił szefa resortu o kontrolę. Minister odmówił tłumacząc, że jego władztwo nadzorcze nie sięga Sądu Najwyższego. Minister sprawuje bowiem nadzór tylko nad działalnością administracyjną sądów powszechnych, a SN do nich nie należy.
Poseł przypominał w swych pismach do MS i NIK batalię sądową, jaką w sprawie umów toczy z SN Fundacja ePaństwo. Mimo pozytywnych rozstrzygnięć sądów (np. wyrok NSA z 11 września 2012 r., sygn. akt I OSK 916/12, wyrok WSA z 21 maja 2014 r. sygn. akt II SA/Wa/443/14 czy wyrok WSA z 19 lutego 2014 r. sygn. akt II SAB/Wa 443/13) do dziś nie udało się organizacji uzyskać dostępu do kontraktów.
– Cieszymy się, że sprawa zostanie zbadana przez NIK i czekamy na wyniki tego postępowania. Od 2011 r. usiłujemy uzyskać umowy, które Sąd Najwyższy zawierał z prywatnymi wydawniczymi. Niestety bezskutecznie, mimo uzyskania szeregu pozytywnych rozstrzygnięć sądów administracyjnych – komentuje Daniel Macyszyn, prezes Fundacji ePaństwo.
– Mamy nadzieję, że kontrola NIK rzuci nowe światło na sprawę i przyspieszy proces udostępnienia treści tych umów – stwierdza.
O dobrej wiadomości mówi też Krzysztof Izdebski, prawnik Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
– Jednak sama kontrola zasadności tego rodzaju umów to jedno. Drugie to kwestia kontroli przejrzystości działalności SN. Byłoby dobrze, gdyby NIK zechciał przyjrzeć się także tej kwestii. Bo od lat jest z tym problem – uważa.
I dodaje, że kontrola instytucjonalna – a więc przeprowadzana przez organy państwa – nie zastąpi kontroli obywatelskiej. A na taką jak na razie nie mamy szansy.
Pikanterii sprawie dodaje to, że pierwszy prezes SN wystąpił do TK z wnioskiem o uznanie za niezgodne z konstytucją przepisów o dostępie do informacji publicznej (sygn. K 58/13). Nie brak głosów, że gdyby wniosek został uwzględniony, jawność poczynań władzy stałaby się fikcją.
Paradoksem jest, że to właśnie Sądowi Najwyższemu zawdzięczamy fundamentalne orzeczenie przesądzające o pełnej jawności umów cywilnoprawnych zawieranych z pomiotami publicznymi, łącznie z podaniem imion i nazwisk kontrahentów (wyrok SN z 8 listopada 2012 r., sygn. akt I CSK 190/12).