Rozwój rynku wierzytelności w Polsce nabiera tempa. Wierzyciele coraz chętniej sprzedają długi i to nie tylko te konsumpcyjne, ale i hipoteczne
Dziennik Gazeta Prawna
Prognozy są optymistyczne. Paweł Szewczyk, prezes windykacyjnej spółki Kredyt Inkaso, mówił ostatnio, że w tym roku bankowcy będą próbowali sprzedać detaliczne kredyty niezabezpieczone warte 14 mld zł. Gdyby te szacunki się sprawdziły padłby kolejny rekord podaży. Już w 2014 r. banki wystawiły portfele kredytów niezabezpieczonych o wartości około 11,4 mld zł. I już wtedy był to absoluty rekord podaży złych długów na polskim rynku. Generalnie 2014 r. dla większości windykatorów był udany, potentaci – jak wrocławski Kruk – uzyskali bardzo dobre wyniki. Zysk Kruka był o ponad połowę większy niż w 2013 r. (wyniósł on 151,8 mln zł w porównaniu z 97,8 mln zł rok wcześniej).
Prezes Szewczyk prezentując swoją prognozę podkreślał, że banki są ostatnio bardzo aktywne na rynku. Już pod koniec ubiegłego roku Raiffeisen Polbank sprzedał z sukcesem 1,7 mld zł złych kredytów. Getin Noble Bank znalazł kupców na jeszcze większy portfel wart prawie 2 mld zł.
– Zapotrzebowanie na windykację nie maleje. Silnie postępująca decentralizacja rynku prowadzi też do coraz wyraźniejszej sytuacji, w której to bardzo silną pozycję budują najsilniejsze i najbardziej doświadczone podmioty, będące w stanie w rzetelny sposób przyjąć trudne i skomplikowane sprawy i obsłużyć tych najbardziej wymagających klientów. Już teraz widać, jak mocno duże spółki windykacyjne odstają od tych mniejszych graczy. Dodatkowo coraz większy kawałek windykacyjnego tortu chcą uszczknąć dla siebie firmy zagraniczne – podkreśla Radosław Koński, dyrektor departamentu windykacji w Kaczmarski Inkasso.
Podobne spostrzeżenia miał Krzysztof Borusowski, prezes firmy BEST. – Początek tego roku przyniósł znacznie większe niż w poprzednich latach ożywienie w przetargach na sprzedaż wierzytelności bankowych. BEST bierze udział we wszystkich znaczących postępowaniach przetargowych, które obecnie się toczą. Ich przedmiotem jest sprzedaż kilkunastu portfeli wierzytelności o łącznej wartości nominalnej około 2,5 mld zł – mówił w styczniu. I spodziewał się, że niebawem uruchomione zostaną kolejne aukcje, bo banki dokonują przeglądu swoich aktywów, w tym hipotecznych.
Prezes BEST miał rację. Raiffeisen Polbank od kilku tygodni szuka chętnych na portfel hipotecznych długów o wartości 1 mld zł. Rynek sonduje też Pekao. Z nieoficjalnych informacji wynika, że bank chciałby sprzedać pakiet kredytów niezabezpieczonych, prawdopodobnie konsumenckich, o wartości 1,8 mld zł. Jeśli dojdzie do sfinalizowania transakcji, będzie to jedna z największych operacji tego typu na polskim rynku wierzytelności.
Dlaczego banki to robią? Odpowiedź na to pytanie może stanowić przykład Pekao. Pozbycie się tak dużej puli portfela niepracujących kredytów zmniejszy mu wskaźnik kredytów nieregularnych. W ostatnim raporcie podsumowującym wyniki w IV kwartale 2014 r. bank podał, że na koniec ubiegłego roku wartość pożyczek z opóźnioną spłatą wynosiła 8,2 mld zł. Było to 6,8 proc. całego portfela kredytowego. To dużo lepszy wynik niż rok wcześniej, wtedy odsetek złych kredytów wynosił 7,3 proc. Ale póki co zmniejszenie tego poziomu jest raczej efektem zwiększania całej akcji kredytowej przez bank. Bo wolumen kredytów zwiększył się o 10,6 proc. w ciągu 2014 roku (na koniec grudnia ich łączna wartość wynosiła 121,2 mld zł), a w tym samym czasie wielkość nominalna kredytów niespłacanych wzrosła o 3,7 proc.
Hipoteki poszukiwane
Do tych 14 mld zł kredytów niezabezpieczonych banki prawdopodobnie dorzucą dużą pulę złych kredytów hipotecznych. Windykatorzy szacują jej wartość na około 5 mld zł.
Firmy windykacyjne liczą na wzrost podaży wierzytelności zabezpieczonych hipotecznie. Wynika to ze specyfiki rynku: tzw. dojrzewanie portfela kredytów hipotecznych – czyli ujawnianie się złych kredytów – trwa około 7 lat. Od roku, dwóch w polskich bankach zaczęły dojrzewać kredyty udzielane w czasie mieszkaniowego boomu z lat 2006-2008. Skutek tego dojrzewania to dość wyraźny nominalny wzrost wartości niespłacanych kredytów w tej grupie. Na początku 2013 roku było to 9,1 mld zł, na koniec stycznia 2014 r. (ostatnie opublikowane dane) to już 11,5 mld zł. W ciągu tych dwóch lat nastąpił więc ponad 24-proc. wzrost złych kredytów hipotecznych. Wolniej psuły się kredyty w złotych (o 15 proc.), szybciej kredyty we frankach (wzrost aż o 36 proc.).
Wystarczy, że banki będą próbowały sprzedać co dziesiąty zły kredyt hipoteczny, a podaż powinna sięgnąć co najmniej 1 mld zł. Windykatorzy bardzo ostrożnie szacowali wielkość tego rynku w ubiegłym roku i wyniki ich zaskoczyły pozytywnie pod tym względem: banki wystawiły na sprzedaż kredyty warte 2 mld zł. Firmy zajmujące się obrotem wierzytelnościami liczyły na co najwyżej 1,5 mld zł. Największą transakcję w tym segmencie rynku przeprowadził Kruk: rok temu kupił od Getin Noble Banku portfel długów wartych 710 mln zł, płacąc za niego 230 mln zł. I to ta transakcja przyczyniła się w dużym stopniu do rekordowego wyniku w całym 2014 r.
– W 2014 roku postawiliśmy na bardziej zdywersyfikowaną strukturę naszych inwestycji. Zaczęliśmy na istotną skalę nabywać wierzytelności hipoteczne, przeznaczając na ten cel ponad połowę łącznych nakładów. Już teraz możemy stwierdzić, że to bardzo atrakcyjny rynek i jesteśmy gotowi na rozmowy na temat następnych transakcji nie tylko na rynku polskim, ale również w Rumunii, gdzie w IV kwartale pozyskaliśmy licencję niezbędną do nabywania tego typu wierzytelności – mówił Piotr Krupa, prezes Kruka, prezentując wyniki spółki za ubiegły rok.
W tym roku nie może być gorzej, skoro bardzo duży portfel hipoteczny wystawił na sprzedaż Raiffeisen Polbank. Mało prawdopodobne jednak, by całość tego portfela kupił jakiś krajowy gracz – podaż (warta 1 mld zł) jest zbyt duża, by pojedynczy podmiot był w stanie ją sfinansować. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Raiffeisen Polbank negocjuje co najmniej z dwoma zagranicznymi funduszami i chce uzyskać cenę znacznie wyższą niż ta z największej jak dotąd transakcji długami tego typu. Kruk za złe kredyty hipoteczne Getin Noble Bank płacił około 32 proc. wartości nominalnej. I w tym przypadku bank chce się pozbyć złych aktywów. Odniesie przy tym dwie korzyści: uzyska przychody z ich sprzedaży i poprawi sobie wskaźniki wypłacalności. Według danych za 2014 rok udział złych kredytów w portfelu Raiffeisen Polbank wynosił około 8,8 proc., co na tle naszych sąsiadów, u których grupa Raiffeisen też prowadzi interesy, nie jest najlepszym wynikiem. W Czechach wskaźnik ten wynosił 6 proc., na Słowacji 4,5 proc., a na Białorusi 3 proc.
Dlaczego firmom windykacyjnym zależy na kredytach hipotecznych? Po pierwsze taki dług jest zabezpieczony – gdyby dłużnik uchylał się od spłat, to zawsze można przejąć kredytowaną nieruchomość. Dla firmy windykacyjnej oznacza to większe prawdopodobieństwo osiągnięcia zysku na transakcji, bo za sprzedaną nieruchomość z pewnością byłaby w stanie zainkasować więcej, niż wydała na zakup wierzytelności. Nie ma też ryzyka, że windykator zostanie z niczym ze względu np. na brak majątku dłużnika. Ten majątek istnieje i wiadomo o tym już na etapie zakupu wierzytelności. Drugi powód: na ogół regulowanie długów związanych z zakupem mieszkania jest jednym z ważniejszych priorytetów gospodarstw domowych. Co oznacza, że przy zastosowaniu odpowiedniej strategii przez windykatora kupiony dług może dość szybko zacząć pracować.
Wierzytelności MSP
Kolejnym segmentem rynku, którym interesują się firmy skupujące należności, są złe kredyty firm. Według danych NBP ich wartość to prawie 34 mld zł. To niemal 11,5 proc. kredytów zaciągniętych przez przedsiębiorców.
Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że stosunkowo dużo niespłacanych kredytów mają małe i średnie firmy. MSP mają dużo większy problem z terminowym regulowaniem spłat, bo w ich przypadku udział złych kredytów w całym portfelu to 12,8 proc. Przy czym gorzej spłacane są kredyty złotowe niż walutowe: mali i średni przedsiębiorcy – takich nieregularnie spłacanych pożyczek jest prawie 18,5 mld zł, to już niemal 14 proc. wszystkich kredytów w złotych zaciągniętych przez MSP.
Firmy windykacje do tej pory z dużą rezerwą podchodziły do złych kredytów firm. Przede wszystkim wynika to z problemów z wyceną tego typu zadłużenia. Niby w większości są to kredyty zabezpieczone, ale dłużnik firma ma więcej możliwości ucieczki przed wierzycielem niż dłużnik konsument (najprościej przez ogłoszenie upadłości albo przez transferowanie majątku do powiązanych spółek), a to oznacza kłopot z oszacowaniem ryzyka. Poza tym sprzedawanie kredytów korporacyjnych jest też trudne z bardziej technicznych powodów: kredyty tego typu trudniej jest poskładać w jednorodne portfele, które potem można by wystawić na sprzedaż.
To zresztą kłopot nie tylko dla firm windykacyjnych, ale też dla samych banków. Złe kredyty firm tkwią w ich bilansach i nie sposób zmniejszyć wskaźnika złych kredytów po prostu je sprzedając, jak to się dzieje w przypadku kredytów konsumpcyjnych. Dla porównania odsetek złych kredytów w portfelu konsumpcyjnym spadł w grudniu do 12,8 proc., najniższego od pięciu lat. Odsetek niepracujących aktywów bank może zmniejszyć głównie przez generowanie nowej akcji kredytowej.
To wszystko jednak nie oznacza, że ten segment rynku jest zupełnie martwy. Wartość tzw. portfeli korporacyjnych wystawionych na sprzedaż w ubiegłym roku wynosiła 2 mld zł. Ich ceny są jednak dużo niższe niż w przypadku kredytów konsumpcyjnych (o hipotecznych już nie wspominając). Za dług przedsiębiorstwa firma windykacyjna płaciła bankowi średnio 6 proc. jego wartości (to dane firmy Kruk). W przypadku kredytów konsumpcyjnych średnia cena wynosiła 15 proc.
Sprzedaż wierzytelności zdominowana jest więc przez banki, ponieważ po prostu im się to opłaca.
– Pozbywając się złych długów, pozbywają się też ryzyka i konieczności tworzenia rezerw na pokrycie tych należności – komentuje Radosław Koński.
Małe firmy, jak dodaje, nie mają takich potrzeb, dlatego jeszcze przez długi czas będą odzyskiwały należności albo we własnym zakresie albo zlecając to zewnętrznej firmie. Nie muszą też czyścić portfeli, a pieniądze, których nie uda im się odzyskać, mogą wrzucić w stratę.
– Wydaje mi się, że jeszcze przez długi czas rynek nie będzie miał oferty kupna należności dla niewielkich wierzycieli – uzupełnia Radosław Koński.
Windykacja na zlecenie
Drugą częścią tego rynku jest windykacja na zlecenie, czyli prowadzona przez firmę zewnętrzną, która tego rodzaju działania podejmuje w imieniu klienta.
To efekt tego, że wciąż niewiele firm decyduje się skorzystać z tego rozwiązania. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Kaczmarski Inkasso, nie robi tego 3 polskich przedsiębiorców. Powodem jest obawa przed kosztami, które mogą się z tym wiązać.
Tymczasem wynagrodzenie firmy windykacyjnej działającej na zlecenie stanowi prowizja od odzyskanej od dłużnika kwoty. Z reguły wynosi ona od kilku do kilkunastu procent wartości wierzytelności. Prowizje są najwyższe w sytuacji, gdy sprawa ma długą i skomplikowaną historię, duże przeterminowanie, a dłużnik znany jest na rynku z tego, że nie płaci na czas.
– Po ubiegłorocznych zmianach w przepisach, które zapewniła znowelizowana ustawa o terminach zapłaty w transakcjach handlowych, wierzyciel może zażądać od dłużnika zapłaty należności głównej i odsetek, a także wynagrodzenia prowizyjnego, czyli wynagrodzenia firmy windykacyjnej – przypomina Joanna Zawadzka, dyrektor sprzedaży usług windykacyjnych w Kaczmarski Inkasso. Dzięki tym zapisom dochodzenie własnych praw przez wierzycieli jest uproszczone. Znika też blokada mentalna wynikająca z niechęci do płacenia za windykację.
A jeśli chodzi o skuteczność windykacji na zlecenie, to jak zauważają eksperci Kaczmarski Inkasso, zawiera się ona w przedziale 40–85 proc.
Rynek inkaso, w przeciwieństwie do rynku skupu wierzytelności cechuje jednak bardzo duża i zróżnicowana konkurencja. Powoduje to znaczne obniżanie cen zleceń. Jednocześnie firmy, które wygrywają tak mocno obniżone cenowo przetargi, bardzo często nie są w stanie skutecznie obsłużyć takiej liczby zleceń. Odbija się to też na wprowadzanych przez te firmy procesach, a co za tym idzie – jakości obsługi: i dłużnika, i wierzyciela.
– Wierzyciele, którzy zlecają odzyskiwanie swoich należności, testują więc kilka firm, wybierając do ostatecznej obsługi te, które są w stanie zapewnić im odpowiednią skuteczność – informuje Radosław Koński.
Firmy działające w systemie inkaso są też bardzo istotnym elementem układu pomiędzy sprzedającymi swoje należności bankami, przejmującymi je firmami (np. fundusze sekurytyzacyjne) a firmami serwisującymi te należności. Rosnąca podaż wierzytelności powoduje, że takich zleceń jest coraz więcej.
W ten sam układ wpisują się też zagraniczni inwestorzy, którzy otwierają w Polsce swoje oddziały. Ich pojawienie się spowodowało zwiększenie aktywności serwiserów.