W Sejmie trwają prace nad prezydenckim projektem nowelizacji kodeksu wyborczego (druk nr 3084). To niewątpliwie potrzebna inicjatywa, bo funkcjonujący niespełna cztery lata kodeks zawiera wiele luk prawnych, a część jego przepisów rodzi wątpliwości interpretacyjne.
Projekt wprowadza kilka bardzo istotnych udoskonaleń w obecnej procedurze, które mogą wpłynąć na zwiększenie przejrzystości procesu wyborczego, zmniejszenie błędnych decyzji wyborców czy wyeliminowanie rozwiązań, które się nie sprawdziły. Na uwzględnienie zasługuje propozycja, by każda karta do głosowania była jednym arkuszem papieru zadrukowanym jednostronnie. Korzystne będzie też wprowadzenie przezroczystych urn oraz utrwalanie prac komisji przy użyciu nowoczesnych technik po zakończeniu głosowania i opuszczeniu lokalu przez ostatnich wyborców.
Wątpliwości budzą jednak planowane zmiany dotyczące Państwowej Komisji Wyborczej. Projekt przewiduje, zapewne odwołując się do przepisów o Trybunale Konstytucyjnym, dziewięcioletnią kadencję jej członków (obecnie są powoływani na czas nieokreślony). Wydaje się, że w przypadku tej – niemającej zakotwiczenia w konstytucji RP – instytucji jest to nieuzasadnione. Tym bardziej że TK jako element władzy sądowniczej w Polsce działa i wydaje wyroki w różnych składach osobowych w sposób permanentny, a PKW swoją aktywność merytoryczną i medialną ogniskuje głównie dwa miesiące przed oraz dwa miesiące po terminie wyborów powszechnych.
To, czego zabrakło mi w prezydenckim projekcie, to systemowe usprawnienie funkcjonowania Krajowego Biura Wyborczego i jego delegatur. Nie od dziś wiadomo, że ustawa z 1982 r. o pracownikach urzędów państwowych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 269 ze zm.), której przepisy mają zastosowanie do urzędników biur wyborczych w całym kraju, nie spełnia standardów demokratycznego państwa prawa. Nie gwarantuje bowiem dostępu do stanowisk publicznych wszystkim obywatelom na zasadzie otwartego i konkurencyjnego naboru.
Mało precyzyjna wydaje się ocena skutków zmian w kodeksie wyborczym opracowana przez urzędników Kancelarii Prezydenta. Projekt może wywołać zdecydowanie większe skutki finansowe dla budżetu państwa, niż przewidują to jego autorzy.
Aby ułatwić sfinansowanie wprowadzanych nowości, prezydencka propozycja przewiduje zlikwidowanie nakładek na karty do głosowania dla osób niewidomych. Tymczasem realne oszczędności można by poczynić na wynagrodzeniach komisarzy wyborczych oraz na przeładowanych etatowo delegaturach KBW. Obecnie komisarze są powoływani aż na pięć lat, chociaż nie w każdym roku kalendarzowym mamy wybory. Delegatur jest w Polsce aż 49, i to nie opartych na zamierzchłych regulacjach z 1975 r., ale tak stanowi statut KBW z 2011 r. W takim Ciechanowie czy Chełmie jest średnio zatrudnionych 7–8 urzędników, a w miastach wojewódzkich odpowiednio więcej. To tu należałoby więc szukać pieniędzy np. na profesjonalne oprogramowanie, które wydatnie przyspieszyłoby i usprawniło ekonomikę liczenia głosów. Przy okazji ukrócono by też praktykę płacenia informatykom w poszczególnych delegaturach 6 tys. zł za obsługę systemu informatycznego, który nie działa i kompromituje, nie tak młody już, ale ciągle słabo zorganizowany polski model demokracji.
Warto także postawić pytanie, czy komisarz wyborczy nie powinien przedstawiać rokrocznie sprawozdania ze swojej działalności. Może gdyby był taki wymóg, okazałoby się, że nic nie robi? A może traktuje swoją funkcję jako dodatkowe frukta do wykonywania zawodu sędziego, gdzie dodatkowe, wyborcze wynagrodzenie jest należne z mocy ustawy? Pytań otwartych dotyczących polskiego systemu wyborczego i jego efektywności jest oczywiście więcej.
Prezydencki projekt nowelizacji kodeksu wyborczego należy uznać za potrzebny, ale nierozwiązujący kompleksowo problemów, z jakimi znów – być może nawet dwukrotnie – będzie się musiała zmierzyć PKW w 2015 r. Dlatego na etapie sejmowym należałoby go rozbudować i uzupełnić.
Projekt może wywołać zdecydowanie większe skutki finansowe dla budżetu państwa, niż przewidują to jego autorzy