Obrony w sprawach karnych to nie tylko poszerzenie rynku i dodatkowe możliwości zawodowe. To także obowiązek prowadzenia urzędówek karnych. Od lipca może się przy tym okazać, że konfitur nie ma, a obowiązki pozostają - pisze adw. Andrzej Nogal

Z niemałym zainteresowaniem przyglądam się wewnętrznym dyskusjom radców prawnych dotyczących obron w sprawach karnych. Oficjalnie prezentowany jest nastrój tryumfalistyczny: oto padł ostatni mur Babilonu, znika ostatnia przewaga adwokacka. Z obronami karnymi poradzimy sobie znakomicie, bo przecież mieliśmy prawo karne na studiach, a młodsze pokolenie radców i na aplikacji. Nadto, będziemy już mogli całościowo reprezentować przedsiębiorców, nie tylko w ramach sporów handlowych, ale i w razie potrzeby broniąc ich przed prokuraturą i sądem karnym. Skorzysta przy tym społeczeństwo, gdyż konkurencja rozkwitnie, monopol adwokacki upadnie, a stawki za obrony się obniżą. Symbolem takiego podejścia są rojące się w kraju bilbordy, z napisem: radcy prawni obrońcami od lipca 2015r.

Pełna radość? A jednak jest widoczny cień niepokoju, niby czarna chmurka na horyzoncie w słoneczny dzień. Przewija się on tak w rozmowach z radcami, jak i w oficjalnych wystąpieniach przedstawicieli samorządu radców prawnych. Ostatnio np. nie spodobał się im pomysł, aby powstały dwie listy obrońców, odrębnych adwokatów i radców i mocno opowiadali się za jedną listą. Dlaczego? Zaryzykować można tezę, że władze radcowskie uświadomiły sobie, że obrony w sprawach karnych to nie tylko poszerzenie rynku i dodatkowe możliwości zawodowe. Słowem, nie tylko konfitury. Z prawem do obrony wiąże się obowiązek obrony z urzędu rzeszy oskarżonych. Daleko szerszej niż obecnie, gdyż „hojny” ustawodawca gwarantuje od lipca b.r. obrońcę na koszt Skarbu Państwa każdemu oskarżonemu. Spokojnie można założyć, że liczba spraw karnych z urzędu ulegnie potrojeniu. Takie są też założenia budżetowe, gdyż na reprezentację z urzędu rezerwowane jest mniej więcej 100 mln zł. Słowo „hojny” zapisałem w cudzysłowie nie bez przyczyny. Otóż stawki za obrony z urzędu nie były podnoszone od 13 lat i w przytłaczającej ilości spraw wynoszą mniej więcej, w najczęstszej kategorii spraw, 420 zł za pierwszy dzień i 84zł za kolejne. Do tego za nienależyte wykonywanie obowiązków obrońcy z urzędu sąd może nałożyć słoną karę porządkową sięgającą 5 tys. zł. Nie jest to martwy przepis - wie o tym każdy obrońca w sprawach karnych i kary tej wysokości sądy wymierzają obrońcom. Niedowiarkowie zaś mogą sięgnąć do orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Białymstoku z 14 grudnia 2012r. (sygn. IIAKz 376/12), gdzie tej wysokości kara została obrońcy prawomocnie wymierzona. W sumie można bronić w trzynastu sprawach z urzędu, dostać stawkę minimalną, a potem w czternastej np. błędnie wpisać datę rozprawy do kalendarza, dostać 5 tys. zł kary i wychodzi się na zero.

Słowem, prezesów do obrony jest mało, a oskarżonych z urzędu dużo. Do tego takich, których trzeba odwiedzać w aresztach, więzieniach - Skarb Państwa, oczywiście, za takie wizyty nie płaci. Trzeba ich także przyjmować w kancelariach, licząc się z tym, że higiena nie jest ich mocną stroną, a i klienci z wyboru potrafią alergicznie reagować na niektórych (niesłusznie) oskarżonych. Bardzo często też klienci karni nie są wdzięczni, oskarżają swego obrońcę i domagają się od niego odszkodowania. Ubocznym skutkiem wprowadzenia powszechności obron z urzędu będzie załamanie rynku obron z wyboru. Po co płacić za to, co można mieć bezpłatne.

W sumie więc dla ogółu radców prawnych możliwość reprezentacji w sprawach karnych nie będzie tak atrakcyjna, jak przedstawiają to władze samorządowe, a niebezpieczeństwo otrzymania kary od sądu realne. Można więc śmiało założyć, że radca zastanowi się na dwa razy zanim podejmie ryzyko wpisania się na listę obrońców. Prędzej znajdzie sobie kawałek etatu, aby nie mieć takiego wątpliwego przywileju. Jeżeli te przepowiednie się ziszczą, to od lipca lista radców-obrońców będzie dziurawa, a na tych którzy na niej będą zwali się lawina urzędówek, z konsekwencjami jak opisano wcześniej. Sądy będą przecież równo wyznaczały obrońców z obu list. Ci wpisani czym prędzej więc z niej się uwolnią, zawierając umowę o pracę chociażby na 1/4 etatu. Całkiem realna jest zatem perspektywa, że w lipcu okaże się, że listy obrońców-radców prawnych są puste, a ogół radców prawnych zaklina się, że nigdy w życiu nie chcieli mieć nic wspólnego z prawem karnym. Bardzo jestem ciekaw, jakiej wtedy argumentacji użyją władze radcowskie, aby przekonać swoich członków, że wielka klapa radcowskich obron jest w istocie (pyrrusowym) sukcesem.

Andrzej Nogal, adwokat