Już od czerwca szef resortu sprawiedliwości uzyska dostęp online do danych z procesów sądowych. Zdaniem sędziów ułatwi to rządowi zbieranie haków
Ochrona danych osobowych / Dziennik Gazeta Prawna
Wzbudzający emocje przepis nie podobał się ani podmiotom chroniącym naszą prywatność, ani senatorom. Na pewnym etapie prac nad zmianami prawa o ustroju sądów powszechnych (u.s.p.) senackie komisje rekomendowały bowiem jego skreślenie. Ostatecznie jednak przepis znalazł się w noweli, która teraz czeka na podpis preztdenta.
Zachwiana równowaga
Na mocy kontrowersyjnego art. 175 a par. 3 u.s.p. minister sprawiedliwości będzie zbierał informacje o każdym, kto stanie przed sądem. I będzie mógł w prosty sposób, bo za pomocą systemów teleinformatycznych, zidentyfikować każdego z uczestników postępowania. Zaledwie kilka sekund zajmie mu sprawdzenie, czy dana osoba np. zmieniła płeć, wzięła rozwód lub została skazana za jazdę po pijanemu. W ten sam sposób minister zapozna się z danymi stanowiącymi tajemnicę przedsiębiorstw. Co istotne, sięgać po tego typu informacje będzie mógł bez zgody, a nawet wiedzy osoby, której dotyczą.
Przeciwko zmianie protestowały organizacje zajmujące się ochroną prywatności. Swoje wątpliwości przedstawiał m.in. generalny inspektor ochrony danych osobowych. W piśmie skierowanym do Senatu wytykał m.in., że nie miał szans zaopiniować tej zmiany, gdyż pierwotny projekt, który wyszedł z resortu sprawiedliwości, takiego przepisu nie zawierał. Ponadto ocenił to rozwiązanie jako wielce kontrowersyjne. Jego zdaniem przepis, zgodnie z którym organ władzy wykonawczej miałby decydować o celach i środkach przetwarzania danych osobowych uczestników postępowań sądowych, pozostaje w sprzeczności z konstytucyjną zasadą odrębności i niezależności władzy sądowniczej od innych władz.
Pełna inwigilacja
Ale oczywiście nie tylko z tego powodu zmiana wzbudza kontrowersje. Rodzi się bowiem pytanie o granicę prywatności każdego obywatela, której władze nie powinny przekraczać. Zdaniem sędziów granica ta właśnie została przekroczona.
– Po co przedstawicielowi rządu to uprawnienie? Odpowiedź jest prosta – po to aby w łatwy i szybki sposób mógł zbierać haki na każdego, na kogo zechce – twierdzi Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Wskazuje, że za pośrednictwem systemu teleinformatycznego minister będzie mógł sprawdzić, kto ma jaką orientację seksualną, kto zmienił płeć, kto ma długi, a kto dziecko na boku.
– Z akt sądowych można wyczytać bardzo dużo. I nie zawsze są to informacje, którymi chcielibyśmy się chwalić – przestrzega sędzia Strączyński. Dodaje, że każdy, kto choć raz stanął przed sądem – czy to będzie aktor, dziennikarz, czy polityk – może zostać poddany takiej inwigilacji.
I ostrzega – to, że takie uprawnienie otrzyma minister sprawiedliwości, oznacza, że dostęp do danych wrażliwych uzyska de facto cała armia ludzi zatrudnionych w resorcie. SSP Iustitia zorganizowało akcję zbierania podpisów pod apelem do prezydenta o zawetowanie noweli.
– Jeżeli to nie odniesie skutku i ustawa zostanie jednak przez prezydenta podpisana, będziemy domagali się od Krajowej Rady Sądownictwa oraz rzecznika praw obywatelskich, aby zaskarżyli niektóre zawarte w niej rozwiązania do Trybunału Konstytucyjnego – zapewnia prezes Strączyński.
Dane o czynnościach
Co ciekawe, zmiana ta na początku nie spodobała się również senatorom. Połączone komisje senackie rekomendowały bowiem skreślenie art. 175a par. 3 u.s.p. Ostatecznie jednak Wojciechowi Hajdukowi, wiceministrowi sprawiedliwości, udało się przekonać przedstawicieli izby wyższej, aby przepis w noweli pozostał. Na ostatnim posiedzeniu Senatu skutecznie odpierał zarzuty dotyczące tego, że minister będzie mógł sięgać po konkretne informacje z akt postępowań sądowych. Tłumaczył, że systemy teleinformatyczne wykorzystywane w sądach są systemami repertoryjno-biurowymi, a w nich odnotowywane są czynności związane z tokiem postępowania, a nie czynności merytoryczne.
Jego zdaniem dostęp do takich baz będzie umożliwiał ministrowi reagowanie na przewlekłość postępowania czy na niewłaściwe obciążenie poszczególnych sądów. Argumentował, że jest to wiedza niezbędna do sprawowania nadzoru zewnętrznego.
– Jeżeli minister nie będzie miał wglądu w bazy sądów, to nie będzie mógł wykonywać swoich obowiązków w taki sposób, w jaki mógłby to robić, gdyby miał ten dostęp zapewniony w należyty sposób. Dzisiaj minister może reagować na nieprawidłowości, o których dowie się po fakcie, a dostęp do danych zawartych w tych systemach będzie umożliwiał reagowanie na bieżąco, będzie umożliwiał wyprzedzanie negatywnych skutków – przekonywał.
Nie zabrakło również argumentu fiskalnego.
– Budujemy systemy za setki milionów złotych. Jeżeli mamy usprawnić wymiar sprawiedliwości, to musimy również dać ministrowi nowoczesne narządzie do sprawowania nadzoru. Ten przepis temu właśnie służy – skwitował wiceminister.
Nowe regulacje, jeżeli prezydent podpisze nowelizację, zaczną obowiązywać od 1 czerwca br.
Etap legislacyjny
Ustawa czeka na podpis prezydenta