Trybunał oceni sprawę internauty obrażanego na portalu. Chodzi o to, czy dyskutując, trzeba się liczyć z obraźliwymi komentarzami.
Europejski Trybunał Praw Człowieka zakomunikował już polskiemu rządowi, że przyjrzy się sprawie ze skargi Andrzeja Budy, dotyczącej obraźliwych komentarzy na forum serwisu nasza-klasa.pl – obecnie nk.pl (sygn. akt: 38940/13, Buda przeciwko Polsce). Oznacza to, że kwestia ta została uznana przez sędziów za interesującą w kontekście ochrony praw człowieka. Poinformowało o tym Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
W dużym uproszczeniu: polskie sądy uznały, że osoba biorąca udział w żarliwych debatach w internecie musi mieć „grubszą skórę” cechującą „osobę uczestniczącą w życiu publicznym”. W takiej sytuacji możliwe jest ograniczenie ochrony dóbr osobistych. Eksperci przestrzegają jednak, że tego typu argumentacja polskiej Temidy się nie broni.
Dyskusyjna agresja
Polskie sądy bardzo różnie podeszły do sprawy skarżącego. Sąd I instancji stwierdził, że wypowiedzi umieszczone na forum dostępnym w portalu Nasza Klasa (forum Uniwersytetu Wrocławskiego) były absolutnie niedopuszczalne i naruszały dobre imię jednego z rozmówców. Na dodatek mimo zgłoszenia ich niedopuszczalności, zostały wykasowane dopiero na polecenie prokuratury. Z tego też powodu sąd ocenił, że właściciel portalu ponosi odpowiedzialność za naruszenie dóbr osobistych, tym bardziej, że moderator forum przyłączył się do głosów agresorów. Spółka została zobligowana do przeprosin oraz wypłaty odszkodowania.
Od wyroku jednak się odwołała, a sąd drugiej instancji zmienił orzeczenie o 180 stopni. Stwierdził, że administrator rzeczywiście ponosi odpowiedzialność za naruszenie dóbr osobistych w tego typu sprawach, lecz w tym przypadku do takowego w ogóle nie doszło – skarżący internauta powinien być świadomy, że język stosowany w internetowych dyskusjach bywa agresywny i wulgarny.
Skarżący musiał się liczyć z mocnymi odpowiedziami, ale nie musi się godzić na wulgarne komentarze pod swoim adresem. Wyjątkiem mogłaby być sytuacja, gdyby został obrażony w reakcji na własny wulgarny, naruszający dobra osobiste wpis – twierdzi jednak Wiktor Rainka, adwokat w kancelarii Wierzbowski Eversheds.
Sprawa ostatecznie trafiła do ETPC. Sędziowie uznali skargę za dopuszczalną, a w związku z tym zakomunikowali ją Polsce.
Komunikacja jest o tyle znacząca, że w zdecydowanej większości przypadków skargi są uznawane przez trybunał za niedopuszczalne na wcześniejszym etapie. Niewątpliwie jest to pozytywny sygnał dla skarżącego, który zwiększa nadzieję na korzystny dla niego wyrok – mówi Dorota Głowacka z Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce HFPC. Jak jednak dodaje, na wyrok przyjdzie poczekać.
Internauta to nie polityk
Jakiego orzeczenia można się spodziewać w sprawie dyskusji na forum nk.pl? Szukanie analogii w dotychczasowym orzecznictwie trybunału nie jest łatwe. Jak informuje Dorota Głowacka, ETPC rozstrzygnął dotychczas tylko jedną sprawę dotyczącą odpowiedzialności portalu za komentarze naruszające dobra osobiste, które zostały zamieszczone przez innego użytkownika (Delfi p. Estonii). Sądy krajowe uznały, że administrator serwisu odpowiada za obraźliwy komentarz zamieszczony przez anonimowego internautę, a trybunał uznał, że takie rozstrzygnięcie nie narusza konwencji.
Wyrok ETPC nie jest jednak ostateczny. Skarżący – portal Delfi – odwołał się od niego do Wielkiej Izby Trybunału, która przyjęła sprawę do rozpoznania, ale jeszcze nie wydała rozstrzygnięcia – zastrzega Dorota Głowacka.
Przyjmuje się, że w stosunku do osób publicznych stosuje się bardziej liberalne podejście w zakresie ochrony dóbr osobistych, poszanowania ich prywatności – właśnie na tym oparł swój wyrok polski sąd apelacyjny. Jak argumentował, autora licznych wpisów w internecie, w tym na blogu, można traktować tak jak osoby pełniące funkcje publiczne.
Ujawnienie informacji dotyczących życia prywatnego może być dozwolone, gdy jest uzasadnione interesem społecznym. Na przykład, gdyby polityk, przewodniczący konserwatywnej partii chroniącej rodzinę miał tak naprawdę kilka kochanek i prowadził hulaszczy tryb życia. Rozumiem sens poinformowania o tym społeczeństwa, które powinno wiedzieć, na kogo głosuje – wyjaśnia Wiktor Rainka. Jednak zdaniem mecenasa w niniejszej sprawie o takiej sytuacji nie może być mowy. Skarżący jest bowiem doktorantem na Uniwersytecie Wrocławskim i jak twierdzi, nie pełni żadnych funkcji publicznych, a z internetu korzysta całkowicie prywatnie. -Zresztą nawet gdyby był tak traktowany, sądzę, że i tak wulgarne wypowiedzi naruszałyby jego dobra osobiste – zaznacza mec. Rainka.