Po co dawać organom kompetencje, skoro są one delegowane na zewnątrz – pytają prawnicy, komentując nową wersję konstytucyjnego wniosku pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, sporządzoną w prywatnej kancelarii radcowskiej
Problem z jawnością / Dziennik Gazeta Prawna
Profesor Małgorzata Gersdorf, pierwsza prezes Sądu Najwyższego, zmodyfikowała złożony przed ponad rokiem wniosek do TK. Uczyniła to na papierze firmowym warszawskiej kancelarii. Chodzi o niezgodność z konstytucją ustawy o dostępie do informacji publicznej. Pod ujednoliconą wersją wniosku podpisał się prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista i radca prawny. I to on ma reprezentować przed trybunałem pierwszą prezes SN. Sytuacja precedensowa: pod wnioskami do TK z ramienia Sądu Najwyższego podpisywał się zawsze jego pierwszy prezes (ewentualnie zastępujący go prezes SN).
Czy instytucje publiczne, realizując swe ustawowe kompetencje, mogą posiłkować się zewnętrznym wsparciem prywatnych kancelarii? Organy publiczne mają własny aparat do obsługi prawnej. Kontrowersji mogłoby być mniej, gdyby treść umowy z kancelarią została ujawniona. Lecz mimo zgody prof. Chmaja SN udostępnić jej nie chce (w tej sprawie do WSA skargę złożyła już Sieć Obywatelska Watchdog Polska). SN zdradza tylko, że zapłaci kancelarii 10 tys. zł netto.
– W umyśle prawnika rodzą się wątpliwości. Występowanie z wnioskiem do TK reguluje art. 191 konstytucji. Przesądza, że to pierwszy prezes SN ma taką kompetencję. Można mieć wątpliwość dotyczącą występowania w tej sprawie pełnomocnika procesowego – uważa Piotr Waglowski, prawnik, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Dla niego jednak kwestie formalnoprawne nie są najważniejsze. Chodzi o odpowiedź na pytanie: czy wszystko wolno outsourcować? – Jeśli się zgadzamy, aby zewnętrzne kancelarie obsługiwały organy władzy publicznej, to po co są te organy – dziwi się.
Jak ustalił DGP, z pomocy zewnętrznych kancelarii nie korzysta ani rzecznik praw obywatelskich, ani TK. Prokuratura Generalna sięga po takie wsparcie w ograniczonym zakresie i nigdy w sprawach konstytucyjnych.
– Czy można sobie wyobrazić, że spółka audytorska na kontrakcie będzie realizowała zadania Najwyższej Izby Kontroli, rzecznika praw obywatelskich albo generalnego inspektora ochrony danych osobowych? Może profesjonaliści z rynku zrobiliby to lepiej niż osoby pełniące funkcje polityczne – komentuje prawnik Piotr Waglowski.
Kontrowersji w korzystaniu z usług kancelarii prawniczej w postępowaniu przed TK nie widzi sam Sąd Najwyższy (sygn. K58/13).
– Żaden przepis prawa nie sprzeciwia się takim działaniom – przekonuje dr hab. Dariusz Świecki, rzecznik prasowy SN.
Właściwa osoba
Podobnego zdania jest też pełnomocnik pierwszej prezes w sprawie przed TK.
– Może to rzeczywiście dość niecodzienna sytuacja – mówi prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista, radca prawny z kancelarii Chmaj i Wspólnicy.
– Ale przecież gdy wnioski do TK składali marszałkowie Sejmu lub Senatu czy prezydent, to nie występowali osobiście. Zawsze ktoś ich reprezentuje. Zawsze jest to pracownik kancelarii albo pełnomocnik. Skoro robi tak prezydent, to dlaczego nie miałaby tak robić także pierwszy prezes SN – pyta.
Tłumaczy, że trudno oczekiwać, aby za każdym razem pierwszy prezes występował osobiście przed TK, bo ma przecież wiele innych obowiązków na głowie. Czy są jednak takie sprawy, które powinny być zastrzeżone do wyłącznej kompetencji organów państwa i nie mogą być przekazywane na zewnątrz?
– Pierwszy prezes SN odziedziczył wniosek do TK po swym poprzedniku i miał co do niego pewne uwagi. Chciał, aby wniosek profesjonalnie zmodyfikować i uzupełnić oraz aby godnie reprezentować pierwszego prezesa przed TK. Zwrócił się więc do fachowca – wskazuje prof. Chmaj.
Przypomina, że jest konstytucjonalistą, pisał wiele wniosków do TK i wielokrotnie przed nim występował. Zajmuje się też informacją publiczną, m.in. napisał komentarz do ustawy o dostępie do informacji publicznej.
– Jeśli outsourcing robi profesjonalista, w zakresie ważnej sprawy publicznej, to nie widzę żadnego problemu czy kontrowersji. Gorzej gdyby zajmowała się tym osoba do tego nieprzygotowana. Jestem skromnym człowiekiem, ale szczerze: w tym zakresie jestem właściwą osobą – podkreśla konstytucjonalista.
Zgodnie z art. 12 ustawy o Sądzie Najwyższym (Dz.U. z 2002 r. nr 240, poz. 2052 ze zm.) przed Trybunałem Konstytucyjnym Sąd Najwyższy może reprezentować jego pierwszy prezes lub „wyznaczona przez niego osoba”. Może to więc także być pełnomocnik.
Nieczytelne prawo
Przepisy nie są jednak jasne.
– Postępowanie przed TK to nie jest zwykły proces – wskazuje Piotr Waglowski.
Tłumaczy, że art. 29 ustawy o TK (Dz.U. z 1997 r. nr 102, poz. 643 ze zm.) wskazuje, że uczestnik postępowania działa przed trybunałem osobiście lub przez umocowanego przedstawiciela.
– Przedstawicielstwo może opierać się na ustawie (przedstawicielstwo ustawowe) lub na oświadczeniu reprezentowanego (pełnomocnictwo). Jeżeli ustawa reguluje zasady przedstawicielstwa, to nie można wówczas delegować uprawnień na pełnomocnika – przekonuje Waglowski.
Ale część prawników wskazuje, że pierwszy prezes SN może występować przez pełnomocnika, skoro art. 20 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym odsyła w zakresie nieuregulowanym do ogólnych zasad z kodeksu postępowania cywilnego.
– Według mnie jest to dopuszczalne tylko wtedy, gdy inny przepis ustawy nie reguluje tego w szczególny sposób. Tymczasem art. 11 par. 1 ustawy o SN stanowi, że pierwszy prezes kieruje pracami i reprezentuje Sąd Najwyższy oraz wykonuje czynności określone ustawą, regulaminem i innymi aktami normatywnymi. Przepis ten przesądza, kto reprezentuje SN w zakresie czynności określonych ustawą – podkreśla Piotr Waglowski.
Wątpliwości ma też Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
– Moim zdaniem stosowanie k.p.c. do postępowania przed TK nie wyklucza stosowania art. 12 ustawy o SN. Jeżeli miałby to być pełnomocnik, to by było napisane „pełnomocnik”. A jeżeli napisane jest „osoba wskazana”, to wydaje mi się, że chodzi o osoby ze struktury SN – wskazuje Osowski. I przekonuje, że obowiązki i uprawnienia podmiotów publicznych powinny być co do zasady wykonywane przez ich aparat.
Konstytucjonaliści są bardziej dosadni, ale komentując sprawę, zastrzegają anonimowość. – Gdzie jak gdzie, ale w SN nie brakuje chyba prawników, którzy mogliby się tym zająć. Tym bardziej, że przecież do niedawna SN rozstrzygał merytorycznie sprawy dostępu do informacji publicznej. Zastanawiam się, czy pierwszy prezes nie widzi pewnej dwuznaczności tej sytuacji? Czy nie obawia się ewentualnego konfliktu interesów? Jestem ciekawy, czy kancelaria prof. Chmaja występuje też przed SN, reprezentując strony – wskazuje jeden z konstytucjonalistów.
Inny dodaje, że instytucja taka jak SN, o niepodważonej roli systemowej dla wymiaru sprawiedliwości, powinna zatrudniać najlepszych fachowców. A zlecanie na zewnątrz reprezentacji procesowej uderza w jej autorytet.