Zmiany w ustawie o Krajowym Rejestrze Sądowym mają iść daleko. Na tyle, że niektórzy mówią o naruszeniu konstytucyjnego prawa własności. Własność nieprzerejestrowanych do KRS przedsiębiorstw ma bowiem przejść na Skarb Państwa. Ustawodawca nie był w stanie sobie poradzić z problemem przez 13 lat. Teraz chce się go pozbyć jednym błyskawicznym cięciem. Cięciem, na którym – zupełnie przy okazji – zyska. Wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń uspokajał posłów w sejmowej komisji: „To nie jest niekonstytucyjne; to jest na granicy”.

Pamiętam, że tak samo na granicy był projekt nowelizacji prawa o zgromadzeniach. A następnie na granicy była sama ustawa. Ta, na której suchej nitki nie pozostawił Trybunał Konstytucyjny, orzekając, że ustawodawca poszedł o krok za daleko. Okazało się więc, że sędzia po raz kolejny wypaczył wynik. A przecież drużyna była tak dobrze przygotowana.
Posłowie i ministrowie jednak nie przypominają drużyny piłkarskiej. Są raczej jak skoczkowie w dal: dobiec jak najbliżej do linii, żeby polecieć jak najdalej. A jak się spali pierwszą próbę? Będzie druga. A po drugiej trzecia. W tych zawodach dyskwalifikacja w zasadzie nie grozi. Polski polityk mówi: „Inni nic nie robili latami, więc ja muszę zrobić natychmiast”. Problem pojawia się, gdy na dobrych chęciach nie poznaje się arbiter i efekt szalenie przecież potrzebnej pracy ląduje w koszu. Wtedy przychodzi następny zawodnik i znów naprawia świat.
Gdy byłem młodym chłopakiem, oglądałem fenomenalną polską sztafetę 4x400 m mężczyzn. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę sztafetę polityczną – gdy polityk jednej partii przekaże pałeczkę politykowi drugiej i razem stworzą coś, co nie będzie blisko ani falstartu, ani cienkiej czerwonej linii. A bieg nie będzie jedynie biegiem po wypłatę.