Można wręcz powiedzieć, że na drogach mamy do czynienia z chamstwem w pigułce. Głównie z tego względu, że własny samochód ze zjawiska niszowego stał się super masowy. W skali całego kraju odbywa się więc na szosach wielki eksperyment, podczas którego kierowcy sprawdzają, jak daleko mogą się posunąć, co mogą pokazać- mówi prof. Joanna Kurczewska z PAN.

Jak duży jest u nas problem z chamstwem za kierownicą?
Prof. Joanna Kurczewska, socjolog i historyk idei, kierownik Zakładu Socjologii Teoretycznej w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk: Bardzo duży. Powiem nawet więcej: wydaje mi się, że można mówić o kulturze chamstwa na drogach, bo tak jak każda inna kultura, i ta doczekała się już wypracowanych wzorców zachowań. To kultura, w której nastąpił triumf ostentacyjnego przodowania bez względu na szkody społeczne. Kierowcy podkreślają w ten sposób: to ja jadę, ja mam prawo, ja mam lepszy samochód.
Ale droga to przestrzeń publiczna. Ci sami ludzie w autobusach nie wyrywaliby masowo kasowników.
Proszę zwrócić uwagę, że samochód stanowi przedłużenie domu. W środku obowiązują inne zasady niż na zewnątrz. W aucie – jak w domu – dbamy o dobry nastrój, o czystość, a jeśli mamy gości pasażerów, to interesujemy się tym, co się u nich dzieje na tylnym siedzeniu. A to, co jest na zewnątrz, to zupełnie inna sprawa.
To wskazuje, że drogowe chamstwo jest manifestacją czegoś głębszego.
To prawda. Można wręcz powiedzieć, że na drogach mamy do czynienia z chamstwem w pigułce. Głównie z tego względu, że własny samochód ze zjawiska niszowego stał się super masowy. W skali całego kraju odbywa się więc na szosach wielki eksperyment, podczas którego kierowcy sprawdzają, jak daleko mogą się posunąć, co mogą pokazać. Zaryzykowałabym nawet tezę, że drogi stały się jedną z emanacji kapitalistycznej kultury, w której trzeba pokazać skuteczność i indywidualność, gdzie postać kierowcy, który sprawnie skacze z jednego pasa na drugi, zaspokaja głód wolnej i sprawnej jednostki. Kult samochodu i kult siebie w aucie powoduje, że zwykły przejazd z punktu A do B staje się zdobyciem celu, niestety – często ze szkodą dla innych i bez zastanowienia się nad konsekwencjami.
W innych krajach kapitalizm jest znacznie dłużej, a jednak chamstwa nie ma na drogach aż w takiej skali.
To zależy także od tego, w jakich warunkach rozwijał się kraj i jaka była jego dotychczasowa historia. Panoszenie się na drogach to nie tylko fenomen posttransformacyjny, bo przecież ze zjawiskiem mieliśmy do czynienia także na drogach PRL-u. Choć w innej skali.
Pani profesor na co dzień nie korzysta z samochodu. Jak chamstwo wygląda z perspektywy pieszego?
Ostatnio myślę o sobie jako o przedstawicielce ulicznego proletariatu, uciskanego zarówno przez niekulturalnych kierowców, jak i równie niekulturalnych rowerzystów. Pamiętam, że jeszcze niedawno chodniki były azylem, a ostatnio cyklista zwrócił mi uwagę, że był zmuszony gwałtownie zahamować, bo idąc chodnikiem, „w nieprzewidywalny sposób” zwróciłam się w stronę wystawy, gdzie wisiał plakat, któremu chciałam się przyjrzeć. Wygląda na to, że cykliści uczą się zachowań na drodze od kierowców. W efekcie piesi są obecnie najsłabszymi uczestnikami ruchu drogowego.