W wielu krajach uczestnicy postępowań sądowych nie tylko nie wstają, kiedy sędzia do nich mówi, ale pełnomocnicy dodatkowo podchodzą do sędziów przed rozprawą i podają rękę na powitanie. Szacunek dla sędziów nie jest tam mniejszy. Przeciwnie - pisze mec. Andrzej Michałowski.
„Takie coś z niemytymi włosami ma sądzić moją sprawę” – wysyczała kiedyś moja klientka na widok pani sędzi, rzeczywiście niezbyt dbającej o wizerunek zewnętrzny. Tłumaczyłem klientce, że sędzia jest doskonała, skrupulatna i sprawiedliwa, a poza tym w sędziach w sądzie szanujemy majestat Rzeczypospolitej, a nie wyłącznie konkretnego człowieka. Nie wydawała się jednak tym przekonana, a już zupełnie irytowało ją, kiedy podczas rozprawy sędzia zwracała się do mnie z prośbą o jakieś stanowisko, a ja za każdym razem wstawałem, żeby odpowiedzieć. Przegraliśmy ten spór i do dzisiaj jestem pewien, że moja klientka uważa to za wynik niemożności zrozumienia jej problemu przez osobę z niedbałą fryzurą i mojej zbyt małej asertywności.
Dzień dobry, lekkie skinienie głową, a może ukłon w pas
Tamto zdarzenie z innym spojrzeniem na od zawsze oczywiste dla mnie zachowania wywołało potrzebę odpowiedzi na dotychczas retoryczne pytanie: dlaczego wstajemy, kiedy zwracamy się do sądu albo sędzia mówi do nas? Jaka racja leży u podstaw takiej powszechnej, akceptowalnej jak rzadko i masowo stosowanej oraz pożytecznej reguły? Przecież każdy z uczestników sądowych sporów musi pamiętać i sytuacje, i sędziów, przed którymi przyzwoicie byłoby właśnie nie wstawać. Wstawali, ponieważ przepis, zwyczaj, oportunizm i obawa przed naruszeniem reguł oraz niemożnością wytłumaczenia się z niego, niechęć do przegranej... Dlaczego tak zachowujemy się w sądzie i w stosunku do sędziów?
Prawie wszyscy adwokaci i większość stron, kiedy wchodzi do sali rozpraw, pozdrawia obecnych, w tym sędziego, głośnym „dzień dobry”. Znam sędziów, którzy karcą takie zachowanie, sugerując, że sądu się nie pozdrawia. Niektórzy pełnomocnicy kłaniają się sądowi w pas, a inni lekko skłaniają głowę. Pomijam tych, którzy nie przestrzegają żadnych reguł grzeczności i nie robią nic. Te same zachowania powtarzają przy opuszczaniu sali rozpraw. Witold Bayer, wielki adwokat, w czasie wojny członek Tajnej Naczelnej Rady Adwokackiej, na pierwszych zajęciach, które miałem na aplikacji adwokackiej, uczył, że adwokackie zachowania w stosunku do sądu powinny być grzeczne, niezdawkowe, wyrażające szacunek, ale nie uniżoność. Mówienie więc „dzień dobry” jest oczywiste, ale kłanianie się niedopuszczalne. Wystarczy zaznaczenie swojego szacunku lekkim skinieniem głowy. Zawsze więc tak robiłem, jak uczył Bayer. Wierzyłem, że to wyraz szacunku i grzeczności. Poszanowanie dla wspólnej pracy. Trochę także rodzaj współodprawiania nabożeństwa.
Aż do nie tak odległego czasu, kiedy inny starszy adwokat zwrócił mi uwagę – już nie młodemu aplikantowi, ale adwokatowi z odpowiednią do wieku pozycją – że jestem jedynym współpracującym z nim adwokatem, który wstaje, kiedy podchodzi do mnie ktoś inny, a ja siedzę. I znowu uświadomiłem sobie, że wstawałem, bo to była grzeczność. Kod kulturowy. Taki sam, kiedy wchodzimy do windy, to mówimy „dzień dobry”, a „dziękuję”, kiedy z niej wychodzimy. Właśnie: kiedy ostatni raz usłyszałem „dziękuję” przy wychodzeniu z windy? Najczęściej obserwuję zaskoczone oblicza współjadących – za co dziękować? Można co najwyżej powiedzieć „do widzenia”.
Może więc reguły zachowywania się w sądzie należy dopasowywać do powszechnej zmiany zachowań? Skoro coraz mniej ludzi zachowuje się zgodnie z dotychczasowymi zasadami dobrego wychowania, to także reguły zachowania w sądzie muszą oderwać się od dawnych zasad, niezrozumiałych dla dużej części społeczności, a dopasować się do reguł im znanych. Nawet gdyby oznaczało to „witam” przy wchodzeniu do sali rozpraw?
Jak adwokaci traktują sądy na Zachodzie
W wielu miejscach na świecie ludzie są bardziej otwarci niż w Polsce, bardziej bezpośredni w nawiązywaniu kontaktów, nawet zdawkowych, ale w niewielu z nich tak powszechnie stosowano zasady, które były masowe w Polsce: przepuszczanie przodem kobiety, najpierw wychodzimy, później wchodzimy, ustępujemy miejsca do siedzenia starszym i kobietom.
W sądach innych państw nie brakuje dobrych reguł grzeczności, ale w wielu krajach uczestnicy postępowań sądowych nie tylko nie wstają, kiedy sędzia do nich mówi, ale pełnomocnicy dodatkowo podchodzą do sędziów przed rozprawą i podają rękę na powitanie. Szacunek dla sędziów nie jest tam mniejszy. Przeciwnie. Odnosiłem zawsze wrażenie, że w takich sytuacjach wzajemne poszanowanie sędziów i uczestników postępowań się zwiększało. Po procesie karnym, w którym sądzono Andersa Breivika, świat obiegła scena początkowego powitania sędziów z adwokatami. Nie ucierpiała ani niezależność sędziów, ani autorytet, nie pojawiały się sugestie o wzajemnym zblatowaniu uczestników postępowania. Raczej powstało wrażenie, że skoro w takich warunkach wydaje się wyrok, to musi być sprawiedliwy.
Można zresztą powołać się i na polskie przykłady. W sądach polubownych rozprawy zaczynamy od propozycji napicia się kawy lub herbaty, a arbitrzy wchodząc do sali, witają się ze stronami przez podanie ręki. Oczywiście wymaga to odpowiedniego charakteru. Niezależności, umiejętności oddzielania osobistych sympatii od sądzenia, umiejętności właściwego przekazu – grzecznego, ale nie ocierającego się o nieodpowiednie sugestie. To dla wielu znaczące wyzwanie. Niedawno w małym sądzie w niewielkim mieście czekałem na korytarzu na wywołanie rozprawy. Obserwowałem, jak miejscowy prokurator przechadzał się od drzwi do drzwi poszczególnych sekretariatów i pokoi sędziów, i czułem się jak u jego cioci na imieninach. Ten rodzaj poufałej bliskości demonstrowanej na oczach postronnych, których za chwilę miał oskarżać przed tymi samymi sędziami, ociera się o sabotaż w wymiarze sprawiedliwości.
Wstawać – źle, ale siedzieć także niewygodnie
Więc jeżeli nie towarzyszy mu autentyczne przekonanie o uczestniczeniu w wymierzaniu sprawiedliwości, to wstawanie stron i pełnomocników, kiedy zwracają się do sądu, bez refleksji, jako odwzorowywanie wyuczonych zachowań, to czysta forma. Bez treści. Po wprowadzeniu nagrywania rozpraw ta podniosła z założenia forma coraz częściej przybiera karykaturalny wymiar. Stojący pełnomocnicy wypowiadają swoje kwestie przykuleni, pochyleni do mikrofonu, który nie wychwytuje właściwie dźwięków, kiedy adwokaci są wyprostowani. Coraz częściej zatem zastanawiałem się, jaki sens ma wstawanie i czy na pewno siedzenie zmniejszy okazywanie szacunku? Coraz bardziej byłem przekonany, że szacunek dla sędziów budują raczej profesjonalizm i empatia, a nie wstawanie.
Aż do dnia, w którym, niedawno na pewnej rozprawie pani sędzia poprosiła, aby pełnomocnicy nie wstawali. Właśnie aby nagranie było dobre. Przeżywałem męki. Przyzwyczajenie podrywało mnie cały czas. Trudno było mi skupić się na mówieniu, ponieważ musiałem siedzieć i skupiać się bardziej na tym, aby nie wstać, niż na tym, co mówię. Może jednak w formie, którą zaczynałem już kwestionować, coś jednak jest?