Niedawno do Sądu Najwyższego wpłynęło zagadnienie prawne dotykające właśnie tej kwestii. Sąd pytający – Sąd Apelacyjny we Wrocławiu powziął bowiem wątpliwość, czy wniesienie powództwa o roszczenia z tytułu czynów niedozwolonych przez sąd, z którego działalnością strona wiąże powstanie roszczenia odszkodowawczego, stanowi przeszkodę do rozpoznania sprawy przez ten sąd.
Przekazanie sprawy do innego sądu / Dziennik Gazeta Prawna

Wąska interpretacja

Sąd pytający powoływał się na brzmienie art. 44 k.p.c. Zgodnie z nim w sytuacji, gdy sąd właściwy nie może z powodu przeszkody rozpoznać sprawy lub podjąć innej czynności, sąd nad nim przełożony wyznacza na posiedzeniu niejawnym inną jednostkę. Szkopuł jednak w tym, że zarówno doktryna, jak i orzecznictwo opowiadają się za ścisłą – ograniczającą się jedynie do problemów natury technicznej – wykładnią art. 44 k.p.c. To zaś oznacza, że w praktyce powszechny jest pogląd, iż z tego przepisu można skorzystać jedynie, gdy przeszkoda w rozpoznaniu sprawy wynika z przyczyn zewnętrznych (np. siły wyższej) lub przyczyn wewnętrznych (niedostatecznej obsady czy choroby sędziów). Nie znajduje on tym samym zastosowania do kwestii merytorycznych. I właśnie na ten problem zwrócił uwagę wrocławski sąd.
„Wykładnia wskazanego przepisu zmierza do ograniczenia zakresu jego stosowania tylko do kwestii organizacyjnych, które uniemożliwiałyby rozpoznanie sprawy. Faktycznie zważyć należy, że wskazany przepis nie wskazuje na możliwość wyznaczenia innego sądu ze względów celowościowych, np. z uwagi na rodzaj sprawy poddanej pod osąd, kategorie spraw, charakter strony postępowania” – czytamy w uzasadnieniu pytania.

Brak bezstronności

Sąd zwraca jednak uwagę, że w opinii strony sytuacja, w której ten sam sąd rozpoznaje sprawę skierowaną przeciwko niemu, może prowadzić do przeświadczenia o pozbawieniu jej podstawowych praw związanych z prowadzeniem procesu. Sprawa zostaje bowiem oddana do rozstrzygnięcia osobom, które w przekonaniu strony spowodowały szkodę lub przez osoby, na które sprawcy szkody mogą mieć rzekomo wpływ. Tymczasem art. 6 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności (jak również art. 45 Konstytucji) wymaga, by sądy były niezawisłe i bezstronne. Istnienie zaś bezstronności dla celów art. 6 ust. 1 konwencji musi zostać rozstrzygnięte nie tylko zgodnie z kryterium subiektywnym – to jest na podstawie osobistych przekonań konkretnego sędziego w danej sprawie – lecz także zgodnie z kryterium obiektywnym, to jest po dokonaniu oceny, czy dany sąd dawał gwarancje, by wykluczyć wszelkie uprawnione wątpliwości w tej mierze.
„Wydawać się może, że poddanie rozstrzygnięcia sprawy pod osąd sądu, którego działaniu zarzucane jest podejmowanie czynności powodujących szkodę, stoi w sprzeczności z potrzebą zapewnienia poczucia sprawiedliwości, nie tylko przy uwzględnieniu poprawności formalnej, ale także w celu urzeczywistnienia poczucia sprawiedliwości proceduralnej w odbiorze społecznym” – argumentuje sąd apelacyjny.
Dlatego też w jego ocenie należy zastanowić się, czy dotychczasowa wąska wykładnia art. 44 k.p.c., przy jednoczesnym braku instytucji wyłączenia sądu, nie powinna ulec jednak rozszerzeniu i „dostosowaniu do wymogów zewnętrznych znamion niezawisłości (obiektywnego kryterium bezstronności)”.

Prawidłowa wykładnia

W opinii części prawników jest to słuszny postulat.
– W sytuacji przedstawionej w pytaniu do Sądu Najwyższego wyłączenie wszystkich sędziów danego sądu od rozpoznania sprawy – ze względu na dobro wymiaru sprawiedliwości – nie powinno budzić żadnych wątpliwości – wskazuje Ewelina Milan, wykładowca Uczelni Łazarskiego.
I przypomina, że Sąd Najwyższy już raz zajmował się podobną kwestią. Postanowieniem z 20 lipca 2010 r. (sygn. akt II SO 9/10) wyłączył bowiem od orzekania wszystkich sędziów Sądu Apelacyjnego w Szczecinie w przedmiocie rozpoznania skargi na przewlekłość postępowania rozwodowego.
Taka wykładnia art. 44 k.p.c. budzi jednak wątpliwości.
– Kiedyś strona niezadowolona z przegranej w sądzie ograniczała się do kolportowania plotek. Obecnie często jest tak, że prawomocna porażka sądowa wcale sprawy nie zamyka, ale otwiera kolejne – przeciwko pełnomocnikom i sędziom – wyjaśnia Andrzej Michałowski, adwokat z kancelarii Michałowski Stefański.
– Od kogoś trzeba przecież uzyskać to, czego się nie udało uzyskać od przeciwnika procesowego w pierwszym podejściu. A pozwy przeciwko sędziom sądzą ich koledzy z tego samego sądu. Z jednej strony sędziowie są bezstronni, bo inaczej wyłączyliby się od rozpoznawania takiej sprawy, z drugiej strony także sąd powinien być odbierany jako bezstronny, i to nie subiektywnie, a obiektywnie. Więc taka sytuacja rodzi nieprzyjazne komentarze – dodaje.
Michałowski podkreśla, że rozumie intencję wykorzystania „twórczej” wykładni art. 44 k.p.c. do wyznaczania innego sądu dla rozpatrywania spraw odszkodowawczych związanych z działalnością sądu miejscowo właściwego. W jego ocenie pobudki są słuszne, ale skutek może być opłakany.
– Artykuł 44 k.p.c. to nie wytrych dla wybierania sobie lepszych sądów albo podrzucania innym sądom kukułczego jaja. Jego wykładnia musi pozostać rygorystycznie zawężająca. Przyjęcie zaś omawianej powyżej interpretacji wyzwoli lawinę pozwów zmierzających do ustalania sobie lepszego miejsca na dochodzenie roszczeń, bez możliwości zapanowania nad zasadnością wniosków – twierdzi.
Dlatego też w jego ocenie należy się zastanowić nad znowelizowaniem przepisów.
– Problem obiektywnej wiarygodności sądów należy rozwiązać przez dopuszczenie wyłączania całego sądu. W odrębnym przepisie, aby nie dawać pretekstów i mieć szansę zapanowania nad praktyką. To byłaby taka zmiana procedury, która wynikałaby z potrzeb rzeczywistości, a nie chciejstwa teoretyków – akcentuje Michałowski.