Niezależnie od tego, czy wysłuchuje dramatycznych historii konsumentów, czy tłumaczeń nieuczciwych przedsiębiorców, powołana na nowego wiceprezesa UOKiK mec. Dorota Karczewska zawsze zachowuje dystans i zimną krew.
Choć na pierwszy rzut oka trudno uwierzyć, że jest doświadczoną urzędniczką, a nie sympatyczną studentką V roku prawa, to w centrali UOKiK można usłyszeć ostrzeżenia, by nie dać się zwieść jej drobnej posturze i miłemu uśmiechowi. W sprawach nieuczciwych praktyk rynkowych i rażących naruszeń praw konsumentów nowa wiceprezes nie stosuje bowiem taryfy ulgowej. Świadczy o tym choćby głośna w kontekście afery taśmowej decyzja z grudnia 2013 r. (podjęta przez nią w imieniu prezesa UOKiK) o ukaraniu spółki SkładyWęgla.pl grzywną w wysokości prawie pół miliona złotych. W uzasadnieniu rozstrzygnięcia mec. Karczewska nie pozostawiła wątpliwości, że firma wprowadzała konsumentów w błąd, m.in. zawyżając dane o kaloryczności sprzedawanego węgla.
Żartuje, że o swoich zdolnościach przywódczych i organizacyjnych tak naprawdę dowiedziała się dopiero kilka lat temu, po tym jak wystartowała w konkursie na stanowisko dyrektora delegatury UOKiK w Bydgoszczy. – Wręcz nie dowierzałam, kiedy usłyszałam, jaki wynik uzyskałam z testu psychologicznego badającego kompetencje kierownicze – skromnie przyznaje. Ale ze śmiechem wspomina też, że po raz pierwszy zarządzała innymi, organizując przedstawienia na koloniach, a to nie mogło pozostać bez wpływu na jej zawodową przyszłość.
Choć sprawami konsumenckimi w bydgoskiej delegaturze zajmowała się od 1998 r., to właśnie oferta kandydowania na dyrektora placówki przekonała ją, aby związać się z UOKiK na bliżej nieokreśloną przyszłość. Propozycja była o tyle niespodziewana, że padła niedługo po jej powrocie z urlopu macierzyńskiego, a więc w okresie, w którym młode matki raczej obawiają się zwolnienia, niż czekają na awans.
Stanowisko szefa delegatury UOKiK nie odpowiadało konwencjonalnym wyobrażeniom o pracy urzędnika wyższego szczebla, zamkniętego w gabinecie, do którego dostępu strzeże zastęp sekretarzy i referendarzy. Jako dyrektor nadal spotykała się na co dzień z konsumentami, zawsze trzeźwo oceniając ich zarzuty i skargi. Sama przyznaje, że rozwiązanie wielu trudnych przypadków oprócz prawniczych kwalifikacji wymagało kompetencji psychologicznych, a zwłaszcza inteligencji emocjonalnej. – Sprawy konsumenckie w pewnym sensie przypominają sprawy rozwodowe, bo często jest w nich równie dużo emocji. Pamiętam, jak kiedyś w wigilię zadzwoniła do mnie przerażona kobieta i w płaczu opowiadała, że właśnie zapukał do jej drzwi windykator po niespłacone w terminie pożyczki. W takich sytuacjach trzeba zachować sporą dozę opanowania i dystansu. Zamiast emocjonalnie angażować się w dramaty konsumentów, należy okazać wrażliwość na konkretny problem i wskazać skuteczne rozwiązanie – ocenia wiceprezes.
Ze sprawami konsumenckimi po raz pierwszy bezpośrednio zetknęła się w swojej pierwszej pracy w inowrocławskim oddziale Pierwszego Komercyjnego Banku w Lublinie, drugim prywatnym banku utworzonym po 1989 r. Było to już jednak kilka lat po wybuchu afery gospodarczej, z której głównie pamięta się dziś tę instytucję (od nazwiska właściciela banku zwanej aferą Bogatina). – Wszystko, co nie było reliktem starego systemu dla młodych ludzi wchodzących wtedy na rynek pracy, było bardzo atrakcyjne. A że od początku studiów interesowałam się prawem gospodarczym i tworzeniem mechanizmów wolnorynkowych po 1989 r., przyszedł mi do głowy sektor bankowy – tłumaczy wiceprezes.
Podczas dwuletniej pracy w banku zajmowała się produktami dla przedsiębiorców, m.in. faktoringiem oraz wykupem wierzytelności szpitali i aptek. – Pod koniec lat 90. bardzo modne stały się pożyczki od pośredników, ale finansowane przez bank. Obsługiwani przeze mnie klienci zwykle nie mieli odpowiedniej wiedzy o swoich finansach, a nawet sami nie potrafili samodzielnie ocenić, czy mają zdolność kredytową. Przy udzielaniu szybkich pożyczek zwykle nikt jej wtedy nie badał – wspomina wiceprezes.
O odejściu z sektora prywatnego zadecydowała nie tylko wrażliwość na sprawy konsumenckie, ale też chęć rozpoczęcia aplikacji radcowskiej, której nie dało się pogodzić z pracą w banku. Początkowo chciała zostać prokuratorem, ale te zapędy powstrzymał ówczesny chłopak, a obecnie mąż, zwyczajnie bojąc się o swoją drugą połowę. A marzenie o pracy w sądzie spełniło się, kiedy już jako radca prawny reprezentowała prezesa UOKiK. Bydgoskie środowisko radcowskie wciąż nie odżałowało, że na dłużej straciło mec. Karczewską na rzecz Warszawy. – Zawsze można było liczyć na jej entuzjazm i zaangażowanie w sprawy samorządu. Znajdowała czas na zasiadanie w sądzie dyscyplinarnym, wykłady dla aplikantów i akcje edukacji konsumenckiej – zauważa Zbigniew Pawlak, wiceprezes KIRP i dziekan OIRP w Bydgoszczy.
Współpracownicy mec. Karczewskiej doceniają także jej świetne przygotowanie biznesowe. Przekonano się o tym m.in. w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, gdzie do niedawna była członkiem rady nadzorczej. – Jest znakomitym prawnikiem, a do tego ma wszechstronną wiedzę w zakresie pozyskiwania inwestorów i negocjacji biznesowych. Z żalem dowiedziałem się, że wraz z powołaniem na stanowisko wiceprezesa UOKiK mec. Karczewska musiała zrezygnować z obowiązków w radzie nadzorczej – mówi prezes zarządu ŁSSE Tomasz Sadzyński.
Choć jest przyzwyczajona do wydawania codziennie setek decyzji, to w weekendy bez żalu oddaje całą władzę rodzinie. Za harmonogram odpoczynku odpowiada wtedy córka, ale wszyscy są zgodni, że musi być aktywnie.