Za błąd w sztuce medycznej należy uznać także zaniechanie przeprowadzenia dodatkowych czynności diagnostycznych, w sytuacji gdy objawy pacjenta rodzą wątpliwości co do podjętej diagnozy – uznał Sąd Apelacyjny w Warszawie.

Sprawa toczyła się z powództwa K.P. - chorego na rzadką chorobę genetyczną młodego człowieka, przeciwko Centralnemu Szpitalowi Klinicznemu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w W., o błąd w sztuce lekarskiej.

K.P. od siódmego roku życia cierpi na Zespół Marfana, który u chorych bardzo często wywołuje tętniaka aorty. Schorzenie ma u niego ciężki przebieg i ciągle postępuje. Na początku 2010 lekarz kardiolog stwierdził u K.P. rozszerzenie aorty, jednak zabieg, ze względu na studia chłopaka, wyznaczył dopiero na okres wakacyjny. W marcu 2010 K.P. źle się jednak poczuł. Stracił czucie w lewej ręce, miał uczucie pulsowania gorąca w ramionach, odczuwał ból w klatce piersiowej, a potem w okolicach pleców i nerek. Zaniepokojony jego stanem kolega, z którym dzielił pokój w akademiku wezwał pogotowie. Dyspozytorowi przekazana została także informacja, że cierpi on na Zespół Marfana.

Karetka przewiozła K.P. do Centralnego Szpitala Klinicznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w W., jednak nikt z ekipy nie przekazał pracownikom szpitala informacji o schorzeniu, na które cierpi. Nie uczynił tego również sam pacjent podczas wywiadu przeprowadzonego w izbie przyjęć. W trakcie pobytu w szpitalu K.P. poddano badaniu enzymów wskaźnikowych dla mięśnia serca i wykonano EKG. Wyniki nie wykazały żadnej patologii. Pacjent został również zbadany przez gastroenterologa, który co prawda odnotował podejrzenie Zespołu Marfana, ale zlecił jedynie badanie RTG i USG brzucha. K.P. jeszcze tego samego dnia został wypisany do domu z podejrzeniem kolki jelitowej. Taka diagnoza bardzo go uspokoiła.

To nie był jednak koniec. Krótko po wyjściu ze szpitala K.P. znowu poczuł się źle. Nie zadzwonił jednak na pogotowie, ale do rodziców, którzy następnego dnia mieli go zabrać do domu. Gdy nazajutrz do akademika przyjechała jego matka z siostrą, K.P. był w bardzo złym stanie. Nie mógł wstać z łóżka, miał duże trudności w ubraniu się i przejściu do samochodu. Wymagał pomocy. W czasie podróży, która trwała 3 godziny, bóle pleców i klatki piersiowej utrzymywały się. Po dotarciu do domu rodzinnego głównie leżał, nic nie jadł i nie pił. Gdy pojawiły się duszności i nasiliły bóle w klatce piersiowej, matka chłopaka zdecydowała się zawieźć go do szpitala w K., gdzie po przeprowadzeniu badania ECHO serca, stwierdzono u niego rozwarstwienie aorty wstępującej i niedomykalność zastawki aortalnej. W związku ze stwierdzonymi schorzeniami skierowano K.P. na oddział kardiochirurgii w R., gdzie po potwierdzeniu diagnozy został w trybie pilnym poddany operacji. Po zabiegu lekarz zamknął klatkę piersiową pacjenta jedynie czasowo, pozostawiając drenaż śródpiersia. Była to jednak standardowa procedura, która miała umożliwić medykowi obserwację aorty po zabiegu. Ostatecznie klatka piersiowa pacjenta została zamknięta po dwóch dobach od operacji. Zabieg zakończył się sukcesem, a K.P. został wypisany do domu w stanie ogólnym dobrym.

Po wyjściu ze szpitala K.P. korzystał z porad kardiologicznych nawet 3 razy w miesiącu. Ponosił też koszty zakupu leków oraz badań lekarskich i dojazdów. Wziął również urlop dziekański. A we wrześniu 2011 r. przeszedł operację wymiany tętnicy piersiowo-brzusznej w Belgii.

Sprawa trafiła do sądu. K.P. uznał bowiem, że w wyniku diagnozy postawionej przez lekarzy Centralnego Szpitala Klinicznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w W. doznał nie tylko krzywdy, ale poniósł również szkodę materialną.

Zaniechanie przeprowadzenia badań to błąd

Na wstępie sąd okręgowy, który rozpatrywał sprawę zaznaczył, że ewentualna odpowiedzialność szpitala wobec K.P. ma charakter deliktowy i za szkodę wyrządzoną z winy personelu medycznego publiczny zakład opieki zdrowotnej odpowiada na podstawie art. 430 k.c., o ile lekarzom, którzy zajmowali się K.P. i stawiali diagnozę można przypisać winę w rozumieniu art. 415 k.c. Zaznaczył przy tym, że błąd lekarski staje się zawiniony, jeżeli wynika z niedbalstwa albo z braku ostrożności. Podkreślił jednocześnie, że w razie wątpliwości, medyk ma obowiązek kontrolować dokładność swojej diagnozy wszelkimi dostępnymi mu środkami. W konsekwencji lekarzowi można przypisać winę, gdy błędne rozpoznanie choroby nastąpiło bez przeprowadzenia zalecanych w danych okolicznościach badań.

W niniejszej sprawie sąd okręgowy ustalił, że diagnoza postawiona przez lekarzy pozwanego szpitala nie była błędna, lecz niepełna. A wynikało to zarówno z występujących u K.P. objawów, jak i zaniechania przeprowadzenia konsultacji kardiologicznej i koniecznych badań pomocniczych. Zaznaczył jednak, że skoro lekarz gastroenterolog pozyskał informację, iż pacjent cierpi na Zespół Marfana, to taka wiedza, połączona z cechami wyglądu K.P., powinna skutkować skierowaniem go na konsultację kardiologiczną i przeprowadzeniem dalszych badań, w tym ECHO serca, co pozwoliłoby stwierdzić, czy doszło do rozwarstwienia aorty. Dlatego w ocenie sądu brak dodatkowej diagnostyki po wystąpieniu co najmniej podejrzenia co do podstawowego schorzenia, na które cierpiał K.P., musi zostać zakwalifikowany jako zaniechanie, w konsekwencji stanowiące zawiniony błąd w sztuce medycznej.

Sąd okręgowy analizując art. 444 k.c. w kontekście zasądzenia odszkodowania i renty tymczasowej uznał, iż nie ma podstaw do uwzględnienia roszczenia w tym zakresie. Uzasadniając żądanie o odszkodowanie K.P. wskazywał, że musi przyjmować dodatkowe leki, ponosić koszty wizyt lekarskich oraz dojazdów. Odnosząc się natomiast do roszczenia o rentę czasową podniósł, że wskutek operacji nie mógł wrócić na studia, co zmusiło go do wzięcia urlopu dziekańskiego. Nie mógł też w tym czasie podjąć pracy zarobkowej. Sąd okręgowy zwrócił uwagę, że wymienione koszty pozostają w związku z chorobą genetyczną, jaką zdiagnozowano u niego już w siódmym roku życia. I nie istnieje związek przyczynowy pomiędzy tymi wydatkami, a błędem w sztuce lekarskiej, którego dopuścili się medycy. Sąd zauważył, że wprawdzie niepełna diagnoza opóźniła podjęcie właściwych czynności medycznych, lecz jednocześnie brak jest dowodów, że błąd ten w jakikolwiek sposób wpłynął na przebieg operacji, czy jej ostateczny wynik. Nie skutkował on też pogorszeniem stanu zdrowia pacjenta. Podobnie oceniono kwestię przerwania studiów, czy niemożliwość podjęcia pracy zarobkowej.

Gdy błędna diagnoza uspokaja pacjenta...

Sąd okręgowy uznał natomiast za usprawiedliwione, co do zasady, żądanie zasądzenia na jego rzecz zadośćuczynienia na podstawie art. 445 par. 1 k.c. w zw. z art. 444 par. 1 k.c. Zwrócił przy tym uwagę, że w okresie pomiędzy badaniem w pozwanym szpitalu, a operacją, powód był narażony na poważne cierpienia fizyczne, które pośrednio było związane z niewłaściwą diagnozą. Zaznaczył jednocześnie, że adekwatny związek przyczynowy pomiędzy błędnym rozpoznaniem w CSK MSW w W. a bólem, który towarzyszył mu po operacji już nie występuje. W swych rozważaniach podkreślił, że aktualny stan zdrowia K.P. jest skutkiem poważnej choroby genetycznej, której wystąpienie i przebieg były niezależne od działań podejmowanych w pozwanym szpitalu. Operacja była u K.P. nieunikniona, tak jak nieuchronne były jej skutki w postaci ogromnego bólu pooperacyjnego, przerwy w nauce, konieczności zakupu leków czy konsultacji medycznych. Sąd okręgowy doszedł do wniosku, iż nic nie wskazuje na to, że przebieg zabiegu, jego zakres i skutki byłyby inne, gdyby diagnoza postawiona przy pierwszej wizycie była pełna. Podkreślono, że operacja i związane z nią cierpienie były dla powoda nieuniknione i niezależne od tego w jakim terminie zabieg zostałaby przeprowadzony, a zatem brak było podstaw do przyjęcia, że działania lekarzy pozwanego szpitala spowodowały zwiększenie rozmiaru cierpień, jakich doznał K.P. w związku z operacją. Stąd okoliczność ta nie mogła rzutować na wysokość zadośćuczynienia .

W ocenie sądu okręgowego K.P. nie doznał istotnej krzywdy w wymiarze psychicznym też dlatego, że postawiona przez lekarzy ( nieważne, że błędna) diagnoza uspokoiła jego i bliskich. Sąd uznał, że w takich okolicznościach najbardziej właściwe będzie zasądzenie na jego rzecz 5000 złotych tytułem zadośćuczynienia.

Od powyższego wyroku apelację wniósł K.P.

SA uznał, że zasługuje ona na aprobatę jedynie w nieznacznej części.

Sąd apelacyjny zaznaczył na wstępie, że odpowiedzialność szpitala powinna być oceniana w kontekście spełnienia przesłanek z art. 417 § 1 k.c., tj. w szczególności w oderwaniu o zawinienia personelu medycznego, na które wskazał z kolei sąd okręgowy. Jednak podobnie jak sąd I instancji zaznaczył, że zaniechanie konsultacji kardiologicznej powinno być uznane za błąd w sztuce lekarskiej, za który to odpowiedzialność deliktową ponosi pozwany CSK MSW w W..

Jednak podobnie jak sąd okręgowy uznał, że urlop dziekański, z którego musiał skorzystać powód, jak i konieczność dalszego leczenia farmakologicznego i korzystania ze specjalistycznych konsultacji nie miały związku z czynnościami podejmowanymi przez personel pozwanego szpitala, a z genetyczną chorobą, na którą cierpi powód od dzieciństwa. Dlatego w ocenie sądu zarzut naruszenia art. 444 k.c. jest bezzasadny, bowiem przesunięcie zabiegu o dwie doby nie spowodowało poniesienia przez powoda dodatkowych kosztów. Podobnie sąd ocenił przerwanie studiów, czy też fakt niepodjęcia przez powoda pracy zarobkowej.

SA podniósł z kolei do 10 000 zł kwotę zadośćuczynienia.

PS