Klienci takich firm, jak AIG, Liberty Direct, Prudential czy Proama, nie zdają sobie sprawy, że w razie sporu sądowego będą musieli się procesować z ich zagranicznymi centralami. A to może oznaczać dla nich stratę czasu i pieniędzy.

Problem dotyczy zakładów ubezpieczeniowych, które działają u nas w kraju w formie oddziałów. W tej chwili na liście Komisji Nadzoru Finansowego widnieje 19 takich podmiotów. W tych przypadkach w procesie o odszkodowanie stroną powinna być spółka matka, zarejestrowana w którymś z unijnych państw. Jak pokazuje najnowsze orzecznictwo sądów, pozwy kierowane przeciwko oddziałom mogą być odrzucane – jeśli nie w pierwszej, to w drugiej instancji. Eksperci ostrzegają, że takie podejście bije w ubezpieczonych. Gdy po latach procesu ich pozew zostanie odrzucony, mogą bezpowrotnie utracić szansę na odszkodowanie. Ich roszczenia przedawniają się bowiem już po trzech latach. Na dodatek mogą obciążyć ich koszty sądowego sporu.

Dotychczas sądy, nawet gdy dostrzegały błąd polegający na tym, że w pozwie wymieniono oddział, a nie spółkę matkę, zazwyczaj pozwalały na jego naprawienie. W ostatnim czasie w drugiej instancji pojawiły się jednak orzeczenia wskazujące, że to niedopuszczalne. „Sąd nie może ingerować w treść pozwu w tym znaczeniu, iż nie jest władny jej zmieniać czy też korygować z urzędu. Kodeks postępowania cywilnego normuje przesłanki podmiotowej zmiany powództwa, która może nastąpić wyłącznie na wniosek stron postępowania, a niekiedy wyłącznie na wniosek powoda” – napisał Sąd Apelacyjny w Łodzi w uzasadnieniu jednego z takich postanowień.

– Rozstrzygnięcia takie budzą wątpliwości nie tylko z powodu takiej, a nie innej interpretacji przepisów. Trudno pogodzić się ze stanowiskiem, które ma tak daleko idące – oczywiście negatywne – konsekwencje dla ubezpieczonych dochodzących swoich roszczeń – mówi Tomasz Młynarski, główny specjalista w wydziale prawnym Biura Rzecznika Ubezpieczonych. Zapowiada, że rzecznik przyjrzy się problemowi.

O odszkodowanie trzeba walczyć z firmami spoza Polski

Wykupując polisę, klienci – czy to indywidualni, czy też biznesowi – rzadko zastanawiają się, z kim tak naprawdę zawierają umowę. Kierują się atrakcyjnością oferty, ceną czy siłą marki, a nie tym, czy mają do czynienia z polskim zakładem ubezpieczeń, czy też z firmą z Wielkiej Brytanii (AIG), Hiszpanii (Liberty Direct) czy Czech (Proama), świadczącą usługi za pośrednictwem oddziału w naszym kraju. Tymczasem w razie sporu sądowego różnica jest zasadnicza – stroną postępowania nie jest wówczas oddział, tylko firma matka z jednego z państw UE.
Wielu klientów kieruje jednak pozwy przeciwko oddziałowi, gdyż to on sprzedał im polisę. Dotychczas błąd ten nie stanowił większego problemu.
– Niektóre sądy w ogóle nie zauważają nieprawidłowości i rozstrzygają sprawę merytorycznie, stąd część prawomocnych wyroków zasądzających świadczenia zapadło przy oznaczeniu oddziału jako pozwanego. Zdarzają się też przypadki, gdy sąd wzywa powoda do usunięcia braku formalnego pozwu przez doprecyzowanie, czy pozwanym ma być przedsiębiorca, czy jego oddział – wyjaśnia Tomasz Młynarski, główny specjalista w wydziale prawnym biura rzecznika ubezpieczonych.

Nienaprawialny błąd

W ostatnich miesiącach pojawiły się jednak orzeczenia stwierdzające konieczność odrzucenia pozwu w przypadku nieprawidłowego oznaczenia strony. Co gorsza zapadły one w drugiej instancji, a więc nierzadko po długich miesiącach, a nawet latach sądowych bojów. Sądy pierwszej instancji rozstrzygały pozwy merytorycznie, nie zwracając uwagi, że jako stronę wskazano w nich oddział, a nie zagraniczną centralę. W apelacji zaś odrzucano pozwy właśnie z powodu takiego błędu.
Tak było w przypadku mężczyzny, którego samochód ucierpiał w trakcie stłuczki. Ubezpieczyciel sprawcy, działający w Polsce w formie oddziału, nie kwestionował podstawy do wypłaty odszkodowania, ale nie chciał zaakceptować jego wysokości. Właściciel chciał bowiem kwoty, która pokryłaby naprawę z użyciem oryginalnych części, tymczasem ubezpieczyciel proponował zamienniki. W pierwszej instancji mężczyzna wygrał sprawę. Przedsiębiorca złożył jednak apelację. Chociaż nie kwestionował w niej błędów formalnych, lecz meritum rozstrzygnięcia, sąd z urzędu stwierdził nieprawidłowe oznaczenie strony i odrzucił pozew.
„Zdolność sądowa i zdolność procesowa należą do bezwzględnych i pozytywnych przesłanek procesowych (art. 64 kodeksu postępowania cywilnego). Brak tych przesłanek sąd bierze pod uwagę z urzędu w każdym stanie sprawy (art. 202 zd. 3 k.p.c.), a postępowanie prowadzone w przypadku występowania takiego braku jest dotknięte nieważnością” – uzasadnił rozstrzygnięcie z 11 kwietnia 2014 r. Sąd Okręgowy w Łodzi (sygn. akt XIII Ga 525/13).
„W ocenie sądu brak zdolności sądowej oddziału zagranicznego zakładu ubezpieczeń z państwa członkowskiego Unii Europejskiej ma charakter nieusuwalny, ponieważ nie istnieje możliwość uzyskania tej zdolności przez oddział. W miejsce pozwanego oddziału musiałby wstąpić posiadający zdolność sądową zakład ubezpieczeń, a w konsekwencji nie zostałaby zachowana tożsamości stron” – zaznaczono w uzasadnieniu tego wyroku.
Podobne postanowienia zapadły co najmniej w kilku innych sprawach przed tym sądem (np. sygn. akt XIII Ga 594/13).

Ryzyko przedawnienia

Konsekwencje takich błędów mogą być poważne, łącznie z utratą prawa do odszkodowania z powodu przedawnienia roszczeń. Powód traci też finansowo: musi bowiem pokryć koszty sądowe, w tym również strony przeciwnej. W opisywanej sprawie zasądzono zwrócenie oddziałowi zakładu ubezpieczeń ponad 2,8 tys. zł.
Przy założeniu, że nie upłynął jeszcze trzyletni okres przedawnienia roszczeń, można wnieść ponowny pozew, tym razem wskazując zagraniczną centralę.
– Nie oznacza to, że proces musi się toczyć przed sądem zagranicznym. Zakłady ubezpieczeń z UE działające w Polsce w formie oddziału mogą być pozywane przed sądy polskie zgodnie z przepisami rozporządzenia Rady UE nr 44/2001 w sprawie jurysdykcji i uznawania orzeczeń sądowych oraz ich wykonywania w sprawach cywilnych i handlowych. Zgodnie z art. 9 ust. 1 lit. b tego rozporządzenia ubezpieczyciel może być pozwany w miejscu zamieszkania powoda, czyli ubezpieczającego – tłumaczy Małgorzata Surdek, adwokat w kancelarii CMS Cameron McKenna.
Pozew przeciwko zagranicznej firmie może się natomiast wiązać z dodatkowymi kosztami. Jeśli odmówi ona przyjęcia dokumentów w języku polskim, to konieczne będzie ich tłumaczenie. Sąd w takiej sytuacji zażąda od powoda zaliczki, która może być liczona w tysiącach złotych.
Sami ubezpieczyciele – chociaż odrzucenie pozwu leży przecież w ich interesie – nie podnoszą jednak niewłaściwego oznaczenia strony przed sądami.
– W przypadku niewłaściwie oznaczonej strony pozwanej, tj. wskazania jako pozwanego oddziału: Česká Pojišťovna S.A. Oddział w Polsce, nie wnosimy o odrzucenie pozwów z powodu braku zdolności sądowej, co by rodziło dla klientów (ubezpieczonych czy też poszkodowanych z umów ubezpieczenia OC) negatywne konsekwencje, ale dążymy, aby pozwany w procesie był oznaczony prawidłowo, tj. jako Česká Pojišťovna S.A. – zapewnia Justyna Szafraniec, rzecznik prasowy Proama.
– Ten problem pojawił się dopiero jakiś czas temu, bo wcześniej sądy tolerowały oznaczenie Česká Pojišťovna S.A. Oddział w Polsce. Orzecznictwo nie jest tu jednolite. Faktycznie jednak coraz częściej sądy uznają, że oddziały nie mają zdolności sądowej, a posiadają ją jedynie spółki, dlatego w pozwach powinna być wymieniana nazwa spółki zagranicznej – dodaje.

Luka w przepisach

Skąd wziął się cały problem? Zgodnie z ustawą o swobodzie działalności gospodarczej (t.j. Dz.U. z 2013 r. nr 109, poz. 672 ze zm.) poza wyjątkami wskazanymi w innych przepisach, oddział nie posiada osobowości prawnej, a stroną postępowania sądowego musi być sam zagraniczny przedsiębiorca.
Art. 206 ustawy o działalności ubezpieczeniowej (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 950 ze zm.) przewiduje wyjątek, zgodnie z którym główny oddział może nabywać prawa i zaciągać zobowiązania, pozywać i być pozywany. Cały problem w tym właśnie, że ma to być oddział główny. Bo oddział i oddział główny to nie to samo. „Pojęcia oddziału i głównego oddziału na gruncie ustawy o działalności ubezpieczeniowej nie są tożsame, dotyczą bowiem innego kręgu podmiotów (zagranicznych zakładów ubezpieczeniowych) je tworzących. Oddział główny może utworzyć zakład ubezpieczeń mający siedzibę w państwie niebędącym państwem członkowskim Unii Europejskiej, natomiast oddział może utworzyć zakład ubezpieczeń mający siedzibę w państwie będącym państwem członkowskim UE” – wyjaśnił sąd w uzasadnieniu przytoczonego wyroku.
W praktyce więc, gdyby w Polsce działały zakłady ubezpieczeń spoza krajów UE, to ich oddziały miałyby zdolność sądową. Jeśli jednak są to firmy z siedzibą w którymś z państw unijnych, to trzeba pozywać centralę.
– Jest tak dlatego, że żaden przepis prawa nie przyznaje oddziałowi zakładu ubezpieczeń z UE zdolności sądowej, czyli zdolności do występowania w procesie jako strona. Natomiast taką zdolność ma oddział główny zakładu ubezpieczeń mającego siedzibą w państwie nie będącym członkiem UE – wyjaśnia Małgorzata Surdek.
Jeśli nie zmienią się przepisy, a taka linia orzecznicza utrwali się, to sądy pierwszej instancji powinny zwracać większą uwagę na to, kto jest pozwanym. Na tym etapie sprawy jest bowiem jeszcze szansa na naprawienie błędu, na podstawie art. 70 kodeksu postępowania cywilnego (uzupełnienie braku zdolności sądowej). Niewykluczone jednak, że przepisy zostaną zmienione.
– To oczywiste, że obecne działanie sądów, choć w pełni uprawnione, spotyka się z niezrozumieniem ze strony klientów i poszkodowanych. Rozwiązanie problemu wymaga zmiany w ustawie o działalności ubezpieczeniowej. Polska Izba Ubezpieczeń przedstawiła już Ministerstwu Finansów propozycję zmiany, która rozwiązuje problem w sposób korzystny dla konsumentów i poszkodowanych. Propozycja została przyjęta w toku prac nad projektem założeń do projektu, prowadzonym w związku z implementacją dyrektywy Solvency II – mówi Marcin Tarczyński, analityk PIU.
Zgodnie z propozycją izby wskazanie oddziału zagranicznego jako strony postępowania będzie jednoznaczne ze wskazaniem jako strony tego postępowania zagranicznego zakładu ubezpieczeń.

Zauważenie błędu w pierwszej instancji daje jeszcze szansę na jego naprawienie