W modelowym procesie kontradyktoryjnym sąd poznaje dowody obu stron – oskarżenia i obrony – dopiero na rozprawie. U nas jednak będzie inaczej.
Co sąd ma wiedzieć / Dziennik Gazeta Prawna
Wielka rewolucja procedury karnej, która zapewnić ma pełną kontradyktoryjność (sporność) procesu i rolę sędziego jako bezstronnego arbitra, zawiera poważny wyłom od tej idei. Wraz z aktem oskarżenia w ręce sędziego trafią bowiem wyselekcjonowane materiały z postępowania przygotowawczego. Chcąc nie chcąc, sąd zapozna się więc z wersją jednej strony – prokuratora. Powstaje ryzyko, że taka wiedza zabije w orzekającym zwykłą ciekawość. Co gorsza, może też wpłynąć na jego bezstronność.
Dlatego już dziś część prawników postuluje korektę nowelizacji procesu karnego, która ma wejść w życie w lipcu 2015 r. (Dz.U. z 2013 r. poz. 1247). Resort sprawiedliwości broni jednak przyjętego rozwiązania jako kompromisowego. Tłumaczy, że uznano za wyższą wartość zasadę koncentracji materiału dowodowego.

Sąd bezstronnym arbitrem

Zgodnie z art. 334 k.p.k. w nowym procesie sąd wraz z aktem oskarżenia otrzyma pakiet materiałów z postępowania prokuratorskiego (zob. infografika). Będą to na przykład rozstrzygnięcia dotyczące tymczasowego aresztowania, protokoły z czynności niepowtarzalnych, np. oględzin, czy opinie biegłych. Po co?
– Ta kwestia podoba mi się najmniej w nowelizacji k.p.k. Jeżeli już decydujemy się na wprowadzenie postępowania kontradyktoryjnego, to powinno się tego dokonać z pełnymi konsekwencjami – komentuje dr Karolina Kremens, procesualistka z Uniwersytetu Wrocławskiego.
– Jeśli sąd ma być bezstronny i rozstrzygać spór między równymi stronami, to prezentacja dowodów musi się odbywać na etapie sądowym, a sąd nie powinien znać wyników postępowania przygotowawczego – wyjaśnia.
Inaczej – jej zdaniem – wracamy do punktu wyjścia, czyli do dzisiejszej sytuacji, w której sędzia nie jest zainteresowany prezentacją dowodów, bo już wszystko przeczytał na etapie zapoznawania się z aktami postępowania przygotowawczego. Na prokuratorze ciąży co prawda obowiązek zbierania dowodów na korzyść i niekorzyść oskarżonego, ale w naturalny sposób, zarówno organy ścigania, jak i prokuratura koncentrują się zwykle na zbieraniu dowodów obciążających.
– To też jest jeden z argumentów, dla których należałoby ograniczyć udział prokuratora w postępowaniu przygotowawczym. Przykład angielski pokazał, że aktywne zaangażowanie w poszukiwaniu dowodów na tym etapie postępowania przeradza się często w dążenie do skazania sprawcy, niezależnie od prawdziwych ustaleń faktycznych czy kompletności materiału dowodowego – ostrzega Kremens.
Tylko bowiem podmiot, który znajduje się w pewnym oddaleniu od czynności dowodowych, może obiektywnie ocenić zebrany materiał.
– Członkowie składów orzekających to też są ludzie, którzy czytając akta, zapoznają się z wersją zdarzeń prokuratora, nie mając przed sobą praktycznie żadnych argumentów ze strony obrony. Tym samym na podstawie materiałów śledztwa czy dochodzenia wyrabiają sobie zdanie na temat przebiegu zdarzenia. Bezpośrednia prezentacja dowodów przed sądem zgodnie z kontradyktoryjnym zamysłem traci sens – przekonuje ekspertka.
Celem procesu kontradyktoryjnego jest wszak w założeniach możliwość prezentacji dowodów tak, aby druga strona w czasie rzeczywistym, na oczach sądu mogła weryfikować ich wiarygodność. Tylko takie założenie pozwala w pełni zrealizować zasadę kontradyktoryjności.

Inicjatywa dowodowa obrony

Nasz ustawodawca przyjął, że na żądanie strony prokurator będzie dołączał do aktu oskarżenia również inne, wskazane materiały postępowania przygotowawczego. Czy to wystarczy, aby zachować subtelną równowagę między oskarżeniem a obroną?
– Według mnie nie. Nie uprzedzajmy faktów, pozwólmy bezstronnemu, niezaangażowanemu sądowi rozstrzygnąć o wyniku postępowania po przeprowadzeniu sporu stron na dowody i argumenty – uważa Kremens.
Szczytny postulat rozbija się jednak o skrzeczącą rzeczywistość.
– Jeśli zdecydowalibyśmy się na model w pełni kontradyktoryjny, z prowadzeniem przez sąd wszelkich dowodów tylko w oparciu o akt oskarżenia, musielibyśmy radykalnie wzmocnić organy ścigania, a zwłaszcza policję, tak jak w systemie amerykańskim. Jest to jednak obracanie się w sferze fantazji rodem z amerykańskich thrillerów prawniczych – ocenia Jacek Skała, przewodniczący Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP.
Tłumaczy, że model, na który zdecydował się polski ustawodawca, nie jest kalką systemów anglosaskich.
– Można powiedzieć, że fascynacja procedurą amerykańską, która towarzyszyła autorom reformy, nie przezwyciężyła w sposób definitywny tradycji procesu kontynentalnego – ocenia prokurator Skała.
W efekcie, jego zdaniem mamy model mieszany z przeważającym pierwiastkiem kontradyktoryjności. Pozostałości inkwizycyjności osadzone są jednak mocno w – zachowanej w kodeksie – zasadzie prawdy materialnej.
– Ta ostatnia stanie się jednak czystą fikcją, bo sąd nie będzie miał prawa do niej dążyć, będąc pozbawiony możliwości prowadzenia dowodów z urzędu. Strony natomiast, wyjąwszy prokuratora jako strażnika praworządności, mogą w naturalny sposób nie być zainteresowane dążeniem do ustalenia tej prawdy – dodaje prokurator.
Dlatego, w jego ocenie, nowy model procedury najeżony jest pułpkami. Ostatnio w środowisku prokuratorskim toczy się np. dyskusja wokół rozwiązania, które przewiduje, iż przewodniczący składu może przerwać rozprawę główną w celu przygotowania przez strony wniosków dowodowych.
– Co to oznacza w rzeczywistości, nietrudno sobie wyobrazić. Strony będą takie wnioski zgłaszać: zwłaszcza zainteresowani przedłużaniem procesu obrońcy powołani na koszt Skarbu Państwa czy prokuratorzy niepewni swoich zarzutów albo tacy, którzy nie będą znali akt – ocenia prokurator Skała.

Koncentracja postępowania

Ministerstwo tłumaczy jednak, że w art. 334 k.p.k. nie chodzi wcale o to, aby sąd przygotował się do rozprawy i wyrobił sobie zdanie na jej temat.
– Chodzi o to, aby podczas posiedzenia przygotowawczego wstępnie zorientował się w stanowiskach stron i racjonalnie zaplanował przebieg rozprawy tak, aby postępowanie dowodowe było właściwie uporządkowane i skoncentrowane – mówi Michał Królikowski, wiceminister sprawiedliwości.
Sensem jest więc nie tylko ustalenie terminów, lecz także uporządkowanie procesu dowodowego. Tak aby nie dochodziło do sytuacji, że przez cztery terminy prokurator przedstawia swoje dowody, a potem przez kolejnych pięć robi to obrona. Chodzi o to, aby następowało to na bieżąco: prokurator przeprowadza dowód na swoją tezę, a zaraz potem obrona ma okazję przeprowadzić dowód na tezę przeciwną.
– Sąd otrzyma więc wraz z aktem oskarżenia np. rozstrzygnięcia dotyczące tymczasowego aresztowania, protokoły z czynności niepowtarzalnych, np. oględzin, czy opinie biegłych. Ale to nie oznacza, że te dowody nie będą już przed sądem przeprowadzane – zapewnia wiceminister.
I tłumaczy, że brzmienie art. 334 k.p.k. jest wyrazem kompromisu między istotnymi wartościami: uszanowaniem stanu tabula rasa sądu przystępującego do procesu i koncentracją postępowania dowodowego.
– Poza tym sąd nie będzie znał akt postępowania przygotowawczego tak szeroko, jak dziś. Strony będą zarządzały treścią akt na rozprawie, a więc jak strona nie wprowadzi jakiegoś dokumentu do postępowania dowodowego, to sąd nie będzie się mógł w swym rozstrzygnięciu na nim oprzeć. Obrona będzie miała możliwość włączenia do materiału, który otrzyma sąd, także tych dowodów, na których jej zależy – podkreśla Michał Królikowski.