Chcemy, by rodzinne ośrodki diagnostyczno-konsultacyjne nadal funkcjonowały. Jest jednak pomysł, by ich opinie poddawane były większej niż obecnie kontroli. Dziś piecza, jaką nad nimi w tej mierze sprawuje Ministerstwo Edukacji Narodowej, jest zupełnie fikcyjna - mówi Anna Andrzejewska, pełnomocnik ministra sprawiedliwości ds. konstytucyjnych praw rodziny.
Minęło ponad pół roku odkąd sprawuje pani urząd pełnomocnika ministra sprawiedliwości ds. konstytucyjnych praw rodziny. Co udało się zrobić?
Po pierwsze udało się ruszyć sprawę rodzinnych ośrodków diagnostyczno-konsultacyjnych (RODK). W styczniu tego roku odbyliśmy spotkanie z przedstawicielami wszystkich RODK w kraju działających przy sądach okręgowych, psychologami oraz przedstawicielami stowarzyszeń sędziowskich. Środowiska te czuły się dotąd niewysłuchane i w sposób nieuprawniony atakowane przez organizacje ojcowskie. Podczas tej debaty pojawiły się też pomysły, jak poprawić regulacje.
Był już projekt poselski mający doprecyzować, że ośrodki są uprawnione do wydawania opinii w sprawach rozwodowych, co dziś nie jest jasno wyrażone w przepisach. Ten błąd wytyka nawet prokurator generalny. Projekt jednak zaraz po skierowaniu do laski marszałkowskiej wycofano.
To prawda. Przed objęciem przeze mnie funkcji pełnomocnika również w ministerstwie były prowadzone prace, szły jednak bardzo powoli. Dziś nabrały tempa i liczę, że już niedługo będziemy mogli przedstawić projekt założeń nowej ustawy.

Jaki pomysł ma resort?

Chcemy, by rodzinne ośrodki diagnostyczno-konsultacyjne nadal funkcjonowały. Jest jednak pomysł, by ich opinie poddawane były większej niż obecnie kontroli. Dziś piecza, jaką nad nimi w tej mierze sprawuje Ministerstwo Edukacji Narodowej, jest zupełnie fikcyjna. Dlatego też rozmawiamy z pracownikami RODK, związkami zawodowymi, Polskim Towarzystwem Psychologicznym, o tym, by wyłączyć pracowników tych ośrodków z Karty nauczyciela. Bardzo nam zależy, aby było mniej ocen, że opinie wydawane przez ośrodki są złe i krzywdzące. Takie stanowiska nie znajdują zresztą już teraz potwierdzenia. W najnowszych badaniach Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości wskazuje się, że opinie RODK są zdecydowanie lepsze niż te z rynku.
Na rozwiązanie czeka również problem nierealizowania przez rodziców orzeczeń sądów dotyczących kontaktów z dzieckiem.
Pracujemy nad tym. Pierwszym pomysłem było spenalizowanie porwań rodzicielskich jako przykładu skrajnego nierespektowania woli sądu. Pojawił się pomysł, by do art. 211 kodeksu karnego (uprowadzenie małoletniego – red.) dodać punkt b, który wprowadzałby odpowiedzialność karną rodzica. Takie rozwiązanie powodowałoby jednak, że w sprawach o porwanie świadkiem byłoby dziecko, a to mogłoby godzić w jego dobro. Są to niezwykle trudne i delikatne sprawy.
Jednak już obecnie możliwa jest penalizacja takiego zachowania na gruncie art. 211 k.k.
Nie wiadomo jednak, jak wygląda praktyka w tej mierze. Dlatego też zwróciłam się do prokuratura generalnego z prośbą o informację, jak wyglądają działania prokuratorów na gruncie tego przepisu. I czy jeżeli rodzic z pełnią władzy rodzicielskiej zgłasza porwanie, to prokuratorzy przystępują do sprawy. Zwróciliśmy się również do komisji kodyfikacyjnej prawa karnego z prośbą o informację, czy przedmiotem jej badania było zakazanie zachowań polegających na niestosowaniu się do orzeczeń sądowych ustalających sposób sprawowania opieki nad dzieckiem, analogicznie do regulacji zawartej w artykule 244 kodeksu karnego. W przepisie tym wyliczono przypadki, kiedy za niezastosowanie się do orzeczenia sądowego grozi sankcja nawet do 3 lat pozbawienia wolności.
Resort idzie więc w kierunku prawa karnego?
To jeden z pomysłów. Chcąc poprawić sytuację z respektowaniem orzeczeń sądowych dotyczących kontaktów, musimy się również zastanowić nad narzędziami, jakie ma prawo cywilne i rodzinne. Sytuacja, gdy jeden z rodziców utrudnia lub uniemożliwia w sposób uporczywy kontakty z dzieckiem drugiemu rodzicowi, w mojej ocenie może stanowić podstawę do ograniczenia władzy rodzicielskiej. Jak to wygląda w praktyce, dowiemy się z badań zaleconych Instytutowi Wymiaru Sprawiedliwości, które zostaną przeprowadzone w tym roku. Poszukujemy rozwiązań, które będą bardziej efektywne, ale trzeba zauważyć, że skuteczność w tych sprawach zależy od inicjatywy zainteresowanych stron, czyli w tym wypadku rodziców.
Z tego wynika, że obecny system grzywien nakładanych na rodziców nierealizujących kontaktów nie działa? Prawnicy twierdzą, że wysokość kar jest za niska.
Przepis ten funkcjonuje od niedawna, jednak rzeczywiście dochodzą do mnie sygnały, że orzekane sumy pieniężne są za niskie. Z drugiej strony ich podwyższenie godziłoby w dobro dziecka, ponieważ mogłoby wpłynąć na jego sytuację materialną, zwłaszcza że płaci rodzic, u którego dziecko przebywa. Innym z kolei aspektem może być zła sytuacja finansowa rodzica, który musi zapłacić tę sumę. W takiej sytuacji sądy mogą ją obniżyć.
Czy nie należałoby zmienić regulacji kodeksu rodzinnego i opiekuńczego dotyczących planu wychowawczego? Obecnie brak porozumienia eksmałżonków co do sposobu wykonywania władzy rodzicielskiej i utrzymywania kontaktów z dzieckiem po rozwodzie powoduje, że zawsze jednemu z nich ograniczana jest władza rodzicielska.
Plan rodzicielski, czyli mówiąc językiem ustawy, porozumienie rodziców o sposobie wykonywania władzy rodzicielskiej i utrzymywania kontaktów, został wprowadzony do k.r.o. na wniosek m.in. organizacji ojcowskich. Miał on pomóc eksmałżonkom ułatwić decyzje o podziale praw i obowiązków względem dziecka. Praktyka wygląda nieco inaczej. Doprowadza do sytuacji, w której, jeżeli rodzice nie złożą wspólnego planu, sąd niejako z automatu zmuszony jest ograniczyć władzę jednemu z nich. Wydaje się, że tak rzeczywiście nie powinno być i jesteśmy świadomi tego problemu. W tym momencie prowadzone są badania akt, które odpowiedzą, jak dokładnie wygląda praktyka. Jeśli okaże się, że plany nie są przedstawiane i dochodzi do instrumentalnego wykorzystywania tego przepisu, trzeba będzie niezwłocznie podjąć kroki zmierzające do jego zmiany.