Nikt, kto jest samotnym wilkiem, nie osiągnie sukcesu – przyznaje Roman Nowosielski, znany gdański adwokat, który z sukcesem reprezentował prezydenta w głośnym sporze z posłem PiS Jackiem Sasinem.

Małgorzata Piasecka-Sobkiewicz: Jest pan nazywany „adwokatem prezydenta”…

Roman Nowosielski, adwokat z kancelarii Nowosielski Gotkowicz i Partnerzy: Występuję w dwóch rolach, jako prawnik, który osobiście reprezentował pana prezydenta w sporze z posłem Sasinem oraz jako prawnik reprezentujący urząd prezydenta RP. W tym drugim przypadku nie są to już prywatne sprawy pana Bronisława Komorowskiego, lecz publiczne. Sprawa z Jackiem Sasinem wynikła na tle artykułu opublikowanego w 2011 r., w którym zarzucono panu Bronisławowi Komorowskiemu niegodne zachowania w sprawie smoleńskiej, tzn. że na spotkaniu wieczorem padły słowa, które nie powinny nigdy paść. Pan prezydent poczuł się urażony. Domagał się wyłącznie stwierdzenia, że tych słów nie powiedział. Nie domagał się nawet symbolicznej złotówki odszkodowania, bo dobre imię nie ma ceny. Dobre imię albo się ma, albo nie. Prezydentowi zależało tylko na jednoznacznym stwierdzeniu, że nie była to prawda. Przez cały czas trwania sprawy istniała możliwość zawarcia ugody, dwukrotnie zachęcał też do niej sąd, ale strona pozwana nie wyrażała zgody. Sprawa skończyłaby się dużo wcześniej, bo prezydentowi Komorowskiemu nie zależało wcale na tym, żeby zapadł wyrok.

MPS: Prowadził pan wiele innych spraw głowy państwa.

RN: Tak, ale były to sprawy urzędu prezydenckiego m.in. przed Trybunałem Konstytucyjnym. Tam pan prezydent nie występuje jako osoba prywatna, ale jako sprawująca urząd. Nie można wiec wówczas mówić o tym, kto wygrał, a kto przegrał. Reprezentowanie pana prezydenta w tych sprawach jest wyjątkowo trudne, ponieważ w TK zasiadają doskonali prawnicy, którzy od prawników stawiających się na rozprawie wymagają szczegółowej znajomości sprawy, umiejętności prowadzenia polemiki, a jednocześnie odwoływania się do konkretów. Występujący przed TK profesjonalny pełnomocnik reprezentujący Kancelarię Prezydenta musi uważać, aby nie popełnić lapsusu językowego i nie dać się ponieść emocjom, bo jego nietrafne zachowanie może zostać negatywnie zinterpretowane w kontekście osoby głowy państwa. Negatywne zachowanie się pełnomocnika zawsze idzie na konto klienta, który jest osobą publiczną, natomiast w innych przypadkach tylko sam adwokat się stawia w złym świetle.

MPS: Czy to znaczy, że trudniej prowadzi się sprawy prezydenta niż innego klienta?

RN: Tak, ale tylko z tego względu. Natomiast od strony prawnej sprawa każdego klienta jest tak samo przez nas przygotowywana, bo każda jest tak samo ważna, biorąc pod uwagę wymóg zaangażowania się pełnomocnika. W końcu ktoś nam zaufał, więc nie możemy go zlekceważyć. W przeciwnym razie musiałbym przestać wykonywać swój zawód.

MPS: Skoro sprawy głowy państwa są tak trudne, dlaczego zdecydował się pan je prowadzić?

RN: Bo to jest ogromny zaszczyt i wyróżnienie. Skoro pan prezydent wybrał nas i uznał, że możemy go reprezentować to znaczy, że ma do nas zaufanie. Po drugie praca w TK i w NSA ogromnie każdego prawnika rozwija, bo dotyczy całego systemu prawa, uczy dyscypliny słowa, argumentacji, prowadzenia wywodów. Sędziowie są otwarci na argumentację stron i można z nimi prowadzić dyskusję trudną, ale rozwijającą. Na rozprawę nie wolno przyjść nieprzygotowanym, bo sędziowie TK pokażą takiemu prawnikowi od razu miejsce w szeregu.

MPS: Trybunał Konstytucyjny jest zdominowany przez teoretyków, co bywa podstawą zarzutów, iż gremium orzeka w oderwaniu od realiów. Podziela pan te opinie?

RN: Nie. W tej 15-tce jest trzech adwokatów, są sędziowie, którzy są zawodowcami i profesorowie, którzy są jednak ciekawi opinii praktyków. Moim zdaniem sędziowie TK bardzo chętnie słuchają praktyków i składają w całość wszystkie argumenty z praktyki i teorii
Natomiast praktycy to lubią, szczególnie wówczas, gdy mają do czynienia jeszcze z oceną wstępną kwestionowanego przepisu i muszą wymyślić pola konfrontacji jego współdziałania z prawami konstytucji. Szukają wówczas sytuacji zbliżonych w prawie, przypatrują się im zwracając uwagę na to, w czym może tkwić jakieś niebezpieczeństwo: oczywiste czy iluzoryczne. Trzeba się przy tym przestawić na myślenie teoretyczne i nie tylko interpretować przepis i analizować jego słuszność, ale zbadać go pod kątem zgodności z konstytucją.

MPS: Jakie jeszcze sprawy pan prowadzi, reprezentując Kancelarię Prezydenta?

RN: Trybunał Konstytucyjny zajmował się również ustawą o dostępie do informacji publicznej, tym, jakie dokumenty wytworzone w Kancelarii Prezydenta w ramach procesu legislacji powinny być traktowane jako możliwe do upublicznienia. W końcu po wielu orzeczeniach TK już mniej więcej wiadomo, co chodzi, prezydent swoją inicjatywą doprowadził do tego, że są doprecyzowywane postanowienia konstytucji. Muszą to być dokumenty, które przedstawiają stanowisko organów pana prezydenta, albo szefa kancelarii, silnie związane z podpisaniem albo zawetowaniem ustawy, a o tym, czy są zewnętrzne czy wewnętrzne zadecyduje pan prezydent.

MPS: Występuje pan również przed zagranicznymi trybunałami, dużo czasu poświęcając m.in. rodzinom katyńskim i zabużanom.

RN: Problem zabużan pokazuje, jak ważna dla uzyskania efektu jest współpraca różnych gremiów prawników. Ustawa z 2005 r. była ciągle zmieniana i poprawiana, ponowna nowelizacja pojawiła się tylko dlatego, bo udowodniliśmy, że istniejące przepisy nie gwarantowały zabużanom uzyskania czegokolwiek. Teoretycznie mogli oni wprawdzie nabywać w ramach przetargów nieruchomości, ale okazało się, że takich przetargów nie ma, albo byli zmuszani do wielokrotnego przepłacania za nieruchomość, którą nabywają. Udowodniliśmy to poprzez postępowania sądowe i doprowadziliśmy, że udało się odnaleźć nie tylko umowy republikańskie, ale potwierdzić fakt ich ratyfikacji przez Krajową Radę Narodową. Próbowaliśmy doprowadzić do ich publikacji przez orzeczenia NSA. Pierwsze orzeczenie było korzystne, a drugie nie. Następnie TK stwierdził, że obowiązujące przepisy nie gwarantują niczego zabużanom, w efekcie sprawa trafiła do Strasburga. Dotarliśmy do wszystkich starostw , które potwierdziły, że w żadnym z nich nie ma przetargu, wiec przepis nie funkcjonuje. Udowodnienie braku przetargów oraz wygrane w sądach doprowadziły do ostatniej nowelizacji. To pokazało, co można osiągnąć wspólnie działając. Niestety w sprawie rodzin katyńskich polityka weszła na salę sadową w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. Niektóre państwa obawiają się, że przeszłość może je doścignąć i stworzony zostanie precedens, wiec będą odpowiadać za wydarzenia, które miały miejsce jeszcze przed ratyfikacją konwencji. Myślę, że upłynie trochę czasu i to przełamiemy. Ja mam wspaniałych ludzi w kancelarii, z którymi współpracuję. Nikt, kto jest samotnym wilkiem, nie osiągnie sukcesu.

Rozmawiała Małgorzata Piasecka-Sobkiewicz