Mamy oto sytuację taką, że społeczeństwo, dzięki trzem nieznanym nieudacznikom zostało pozbawione podstawowego prawa do ochrony przed osobnikami nie potencjalnie, lecz bardzo realnie zagrażającymi najważniejszym wartościom - uważa mec. Jerzy Naumann.

Musimy sobie najpierw odpowiedzieć na pytanie, czy bronimy zasad konstytucyjnych, zasad poprawnej legislacji, czy też dobra potencjalnych pokrzywdzonych. Kolejność ma znaczenie więc każdy może sobie ją ustawić jak mu w sercu gra. Niezależnie od wyboru idę o poważny zakład, że trybunał, co najmniej część obiekcji pana prezydenta uwzględni. Taka jest logika tej fatalnej legislacji, i taka jest logika działania Trybunału w obecnym składzie. Prezydent tę pierwszą dostrzega ex post, a tę drugą ex ante. W całej historii interesująca jest, jak się zdaje, wyłącznie strona odpowiedzialności. A przywołanych do niej jest niemało. W pierwszej kolejności społeczeństwo, a zwłaszcza świat prawniczy i polityczny powinien dowiedzieć się, kto jest autorem ustawy, która w latach 90. najstraszliwszych zbrodniarzy, którzy najpierw mieli wisieć, potem mieli nie wisieć, a dziś „panów Trynkiewiczów” awansowała do kłopotu społecznego ex equo z kłopotem konstytucyjnym. Wiemy kto napisał tamto prawo? Został on że nazwany, obśmiany, odsunięty? Bo przecież to nieudacznik. I wielki społeczny szkodnik.

W drugiej kolejności – czy wiemy, kto był niewidomy i cały ten ważny problem, przez lata trzymał pod legislacyjnym korcem? Znamy go? Bo skoro nie, to może on właśnie jest autorem nieszczęść legislacyjnych, z którymi ma problem Prezydent i my wszyscy? To tylko domysł i to raczej nietrafiony. Bo ustawa ma chyba swego nowego autora, który powinien być z nazwiska ujawniony i to w tym tylko celu, aby już nigdy nie proponował żadnych regulacji prawnych, choćby to miała być instrukcja higieniczna.

Mamy oto sytuację taką, że społeczeństwo, dzięki tym trzem nieznanym nieudacznikom zostało pozbawione podstawowego prawa do ochrony przed osobnikami nie potencjalnie, lecz bardzo realnie zagrażającymi najważniejszym wartościom. Zasady konstytucyjne są arcy ważne, ważna jest dbałość o poprawną legislację, ale wartością najważniejszą, zawsze, wszędzie jest życie ludzkie. A ono jest właśnie wystawiane na szwank. Z perspektywy tego, kto może je stracić guzik go obchodzi (i nas), że do legionu nieudaczników dołączą nowi. Bo to tylko kolejni nieodpowiedzialni ludzie kulis.

Tak więc stajemy wobec kryzysu braku odpowiedzialności oraz kryzysu braku dostatecznego zabezpieczenia społeczeństwa przed podstawowym zagrożeniom.
Jako remedium proponuje się nam debatę konstytucyjną. Nic, tylko popaść w zachwyt.

Jednak społeczeństwo takiego wodzenia za nos nie toleruje. Odpowiedź jest straszna: lincz. Nikt, w żadnych okolicznościach akceptować linczu nie powinien, ale czyż nie jest on obiektywną wypadkową sumy zawodów na tych wszystkich nieudacznikach?

W zapisach ustawy „o najgroźniejszych” jest jeszcze jeden element skrajny. Jest nim podejście do sędziego. Doprawdy trudno znaleźć przykład równie lekceważącego podejścia do pozycji i roli sądu, jak wprowadzony ustawą. Każdy, kto siedzi za jakimkolwiek biurkiem i w ten sposób myśli o wymierzaniu sprawiedliwości, powinien być z dnia na dzień przeniesiony do intendentury.

Oczywiście los tego nieudacznika guzik nas obchodzi poza gwarancją, że nie tknie się więcej pisania projektów ustaw (czego gwarancją może być tylko jego wydobycie zza kulis, publiczne ujawnienie).

Generalnie musi powstać w Polsce niezbędne iunctim między procesem stanowienia prawa, odpowiedzialnością za jego literę oraz gwarancją, że zło zbrodni nie zostanie powtórzone.

(Opr. EMR)