Niekwestionowany zwycięzca ostatnich wyborów do Krajowej Rady Sądownictwa. Otrzymał 150 głosów, czym znokautował konkurencję. Waldemar Żurek po raz drugi dostał od sędziów mandat zaufania.
Chciał się zaszyć głęboko w lesie, założyć mundur leśnika, zamieszkać w leśniczówce. Te plany pokrzyżował mu jednak upadek komuny. Bo to właśnie od niej zamierzał uciec Waldemar Żurek.
– Wychowywałem się w rodzinie, w której nie tylko mówiło się o patriotyzmie, ale tym patriotyzmem naprawdę się żyło. Moi rodzice w czasach PRL działali w „Solidarności” – opowiada Waldemar Żurek, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie, po raz drugi wybrany do Krajowej Rady Sądownictwa.
Wspomina, że trudnym momentem dla całej jego rodziny było wprowadzenie stanu wojennego. – Większość ludzi straciła wtedy wiarę w to, że komuna upadnie w niedalekiej przyszłości. A to z kolei miało bardzo duży wpływ na mój wybór co do sposobu kontynuowania nauki w szkole średniej – mówi.
Zamiast pójść do liceum, przyszły sędzia zdecydował się więc na naukę w technikum leśnym. Uznał bowiem, że to pozwoli mu odizolować się od ówczesnego świata, w którym liczyło się nie to, jakie kto posiada kompetencje, ale do jakiej organizacji należy. Nie oznaczało to jednak, że całkowicie poddał się marazmowi, jakim charakteryzowały się tamte czasy. – Marzyłem, aby w tej zagubionej w głuszy leśniczówce mieć małą drukarnię, w której można byłoby drukować „bibuły” – mówi pół żartem, pół serio sędzia Żurek.
Czytaj więcej o sylwetce Waldemara Żurka w serwisie Prawnik.pl