Odmowa udzielenia urlopu, nakaz zwiększenia liczby wokand, wskazywanie terminów, do których zaległości mają zniknąć. To sposób na nadrobienie czasu, w którym sędziowie nie orzekali
Nadzór nad działalnością administracyjną sądów / Dziennik Gazeta Prawna
Po uchwale pełnego składu Sądu Najwyższego, który naprawił błędy, jakie podczas reorganizacji sądów popełnił ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin (sygn. akt BSA-4110-4/13), sędziowie wadliwie przeniesieni wrócili do orzekania. Dla ich szefów to jednak za mało. Obawiając się o wyniki statystyczne, postanowili – w ramach nadzoru administracyjnego – przykręcić śrubę niepokornym sędziom. Chcąc szybko zlikwidować zaległości spowodowane tym, że sędziowie nie orzekali w okresie od października zeszłego do stycznia br., zaczęły pojawiać się zarządzenia nadzorcze, które – zdaniem części z nich – mogą wkraczać w sferę niezawisłości sędziowskiej.

Kowal zawinił...

Sędziowie, którzy mieli kilkumiesięczną przerwę w działalności orzeczniczej, powinni mieć zwiększoną liczbę wokand, a także wyznaczać więcej spraw na jednej wokandzie. Takie polecenie prezesa sądu apelacyjnego zostało przekazane sędziom jednego z sądów, który przejął ich na skutek reformy Gowina. W tym celu nakazano zwiększenie liczby wyznaczanych rozpraw i posiedzeń. Sędziowie są, delikatnie mówiąc, rozgoryczeni.
– Przypominam, że to nie sędziowie są winni tej całej sytuacji, ale minister sprawiedliwości i jego zastępcy, którzy działali niezgodnie z prawem. Co do tego nie ma wątpliwości, potwierdził to przecież Sąd Najwyższy – mówi sędzia Bartłomiej Starosta, prezes gorzowskiego oddziału Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Podobnie ocenia tę sytuację sędzia Waldemar Żurek, członek Krajowej Rady Sądownictwa.
– Ci, którzy odmówili orzekania, nie działali w swoim imieniu, ale całego wymiaru sprawiedliwości. Wykazali się dużą odwagą cywilną. Poza tym najzwyczajniej mieli pecha, że to akurat ich sąd zlikwidował minister. Tak więc nie powinno się ich karać przez dociążanie obowiązkami. Jeżeli są zaległości, to w ich likwidację powinni zostać włączeni wszyscy sędziowie z danego sądu – zaznacza sędzia Żurek.
Pomoc mogłaby polegać np. na tym, że sędziowie skupiliby się na likwidowaniu zaległości, jakie powstały w ich referacie na skutek trzymiesięcznej przerwy w orzekaniu, a ich koledzy czasowo przejmowaliby wszystkie nowe sprawy, które wpływałyby do sądu.

Nierealne terminy

Kolejnym poleceniem, jakie usłyszeli pogowinowscy sędziowie, było zlikwidowanie zaległości do konkretnej daty, a więc do czerwca.
– Chociaż nam wszystkim zależy na czasie, to niestety jest to mało realny termin. Nie jest możliwe takie zwiększenie liczby wokand, aby do końca czerwca nadrobić zaległości z czterech miesięcy, ponieważ nowe sprawy ciągle wpływają – tłumaczy Bartłomiej Starosta. Zwraca uwagę, że proces orzekania polega na zapoznaniu się z materiałem dowodowym sprawy, przyjęciu koncepcji jej prowadzenia, a następnie wydaniu orzeczenia, które w wielu przypadkach podlega uzasadnieniu na piśmie w terminie 7 dni kalendarzowych, niezależnie od wielu innych przydzielonych zadań. – Na przeszkodzie stoją również warunki lokalowe, np. w wydziale, w którym orzekam, jest dwóch sędziów, którzy mają do dyspozycji jedną salę rozpraw i orzekają na niej cztery razy tygodniowo. Tak więc na dodatkową wokandę pozostaje ewentualnie jeden dzień w tygodniu – wskazuje Bartłomiej Starosta.
Przypomina również, że dodatkowe obciążenie sędziów skutkuje zwiększeniem obowiązków pracowników sekretariatów wydziałów. A ich czas pracy – w przeciwieństwie do sędziów – nie jest mierzony liczbą przydzielonych im zadań, ale wynika z norm ustalonych w kodeksie pracy. Ponadto pracownicy nie otrzymują wygrodzenia za nadgodziny.
– Aby pracownicy mogli wykonywać dodatkowe obowiązki, musiałaby zostać zwiększona obsada sekretariatu. A to z kolei jest niemożliwe z uwagi na współczynniki zatrudnienia ustalone przez organy nadzoru administracyjnego – tłumaczy Bartłomiej Starosta.
I podkreśla, że ze statystyk wynika, iż w małych sądach obciążenie zarówno sędziów, jak i pracowników utrzymuje się stale na bardzo wysokim poziomie. Są to sądy najsprawniejsze i związku z tym to właśnie ci sędziowie i pracownicy najlepiej wiedzą jak radzić sobie z dużą ilością spraw.
Z tych też powodów wydawanie zarządzeń wskazujących na konkretny termin, w jakim sędziowie mają uporać się z danym problemem, wydaje się nie najlepszym rozwiązaniem.
– Tego typu zarządzenia zawsze wywołują we mnie konsternację. Przecież wydają je osoby, które także są sędziami i znają specyfikę naszej pracy. Rozumiem, że prezesi muszą troszczyć się o to, aby postępowania w ich okręgu toczyły się sprawnie, ale są lepsze sposoby na osiągnięcie tego celu – zauważa sędzia Żurek.
Jego zdaniem prezesi powinni raczej skupić się na monitorowaniu pracy sądów i na wskazywaniu niedociągnięć, jeżeli takie się pojawiają.

Niezawisłość zagrożona

Co więcej, zdaniem niektórych sędziów takie zarządzenia mogą wkraczać w niezawisłość sędziowską.
– Jestem zbulwersowany. Takie działania prezesów sądów to nic innego jak próba ręcznego sterowania sędziami. Ponadto działania te są pozbawione podstawy prawnej – twierdzi sędzia Łukasz Piebiak, prezes warszawskiego oddziału SSP „Iustitia”.
Przypomina, że w sprawie zarządzeń prezesów wykraczających poza zakres sprawowanego przez nich nadzoru administracyjnego Iustitia zwracała się do Krajowej Rady Sądownictwa. Na razie jednak jej interwencje nie przyniosły żadnego skutku.
– Zarządzenie, w którym nakazuje się sędziom, aby wyznaczali określoną liczbę wokand w ciągu dnia albo aby kończyli sprawy w określonym terminie, ewidentnie naruszają sędziowską niezawisłość. To przecież sędzia referent najlepiej zna sprawy, które prowadzi, i wie, jakie czynności i kiedy powinien przeprowadzić – tłumaczy Łukasz Piebiak.
Wskazuje, że to nie tylko opinia sędziów, ale również konstytucjonalisty, który na ten temat przygotował dla Iustitii analizę. „Obowiązujące rozporządzenie w sprawie nadzoru administracyjnego nad działalnością administracyjną sądów powszechnych nie stanowi podstawy do nakładania na sędziów jakichkolwiek obowiązków w drodze zarządzeń nadzorczych prezesa sądu – zarządzenia te mogą dotyczyć usprawnienia toku wewnętrznego urzędowania sądu lub podniesienia efektywności i poziomu kultury organizacji pracy sądu, nie zaś sędziów. Konstytucja odróżnia sądy od sędziów, stanowiąc o »niezawisłości sędziów i niezależności sądów« (art. 186 ust. 1)” – wskazuje w jednej z tych opinii dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Sędziowie objęci nakazem likwidacji zaległości do czerwca 2014 r. nie ukrywają, że obawiają się wszczęcia wobec nich dyscyplinarek, jeżeli nie uda im się sprostać oczekiwaniom.
– Ich obawy są uzasadnione. Znamy przecież przypadki wszczynania dyscyplinarek wobec sędziów, którzy nie wykonali tego typu zarządzenia prezesa – podkreśla sędzia Piebiak.

Zdaniem sędziów nie powinno się ich karać za błędy ministra i jego zastępców

DGP przypomina

Sąd Najwyższy o przenoszeniu sędziów

28 stycznia Sąd Najwyższy w pełnym składzie podjął uchwałę, w której stwierdził, że minister sprawiedliwości nie może być zastąpiony przez sekretarza lub podsekretarza stanu w wydaniu decyzji o przeniesieniu sędziego na inne miejsce służbowe. SN wskazał jednak, że wykładnia ta wiąże na przyszłość, tym samym więc sanował decyzje dotychczas podpisywanie przez wiceministrów sprawiedliwości.