I prezes Sądu Najwyższego

Sędzia, który może być wzorem dla przyszłych pokoleń, człowiek, którego będzie bardzo trudno zastąpić, nieugięty strażnik sędziowskiej niezawisłości – tak mówili ci, którzy 16 stycznia żegnali go na wojskowych Powązkach. Stanisław Dąbrowski zmarł po ciężkiej i długiej chorobie. Niemal do samego końca z godnością wykonywał obowiązki, które na nim spoczywały jako na I prezesie Sądu Najwyższego. W swojej karierze przeszedł wszystkie szczeble kariery sędziowskiej, a przed objęciem sterów w SN pełnił drugą z najważniejszych dla sądownictwa funkcji – był bowiem także przewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa. Zawsze, obojętnie, czy sprawował jakiś urząd, czy też był szeregowym sędzią, walczył o niezawisłość orzekających. Robił to w sposób odważny i bezkompromisowy, czym nieraz naraził się rządzącym. Przedstawicielom własnego środowiska także wysoko zawieszał poprzeczkę. I miał do tego prawo, gdyż był człowiekiem, który najpierw wymaga od siebie, a dopiero później od innych. To, że ma twardy kręgosłup moralny, udowodnił choćby wówczas, gdy wraz z wybuchem stanu wojennego nie wystąpił z „Solidarności”. Między innymi właśnie jemu zawdzięczamy obecny kształt sądownictwa, nad którym pracował jako poseł na Sejm kontraktowy.