dr Paweł Grzejszczak, Partner, DLA Piper

Zanim jeszcze rozpoczęły się obrady konferencji klimatycznej ONZ w Kopenhadze (COP-15) już pojawiły się komentarze, iż nie można raczej liczyć na efekty prac konferencji w sferze prawa międzynarodowego, ale co najwyżej na konsensus polityczny w podstawowych kwestiach, które legną u podstaw nowego porozumienia klimatycznego mającego zastąpić Protokół z Kioto. Te stonowane, chociaż pełne nadziei na przełom, oceny obserwatorów znajdują swoje źródło w złożoności problematyki, która jest przedmiotem debaty krajów członkowskich ONZ.

Problem emisji gazów cieplarnianych podzielił członków ONZ, na kraje rozwinięte (objęte Aneksem I do Protokołu Kioto), które zostały w płaszczyźnie prawa międzynarodowego zobowiązane do redukcji emisji, oraz kraje rozwijające się nie objęte w ogóle tym obowiązkiem. Protokół z Kioto ratyfikowały 184 kraje, ale jego znaczenie byłoby dużo większe, gdyby nie doszło do odmowy przystąpienia ze strony USA, które do dzisiaj w płaszczyźnie międzynarodowej nie są objęte obowiązkiem redukcji emisji gazów cieplarnianych. Na obecnej Konferencji w Kopenhadze powszechnie spodziewana jest deklaracja prezydenta Obamy odnośnie zerwania przez USA z dotychczasowa polityką w tym zakresie i przystąpienia do przyszłego porozumienia klimatycznego.

Dyskusja podczas konferencji koncentrować się będzie wokół dalszej redukcji emisji przez kraje rozwinięte, powstrzymania wzrostu emisji w krajach rozwijających się, udzielenia tym krajom pomocy finansowej dla umożliwienia im redukcji emisji, oraz sposobu zarządzania środkami finansowymi w ramach tej pomocy. Tematy te prowadzą do nieuchronnej kolizji interesów pomiędzy poszczególnymi krajami, stąd niepewny wynik rozmów.

Kierunek dalszej ewolucji międzynarodowego prawa klimatycznego wydaje się nieuchronny. Nawet w warunkach globalnego kryzysu ekonomicznego skutkującego naturalnym zmniejszeniem emisji gazów cieplarnianych do atmosfery, nie podważa się potrzeby kontynuacji wysiłków dla zapewnienia redukcji emisji w skali globalnej. Wszystko na razie rozbija się jednak o szczegóły, a zwłaszcza o sposób rozdziału nowych limitów emisyjnych pomiędzy poszczególne kraje.

Skalę trudności potęguje okoliczność, iż od 1997 roku wiele się zmieniło na mapie świata, jeżeli chodzi o listę krajów emitujących najwięcej gazów cieplarnianych. Palmę pierwszeństwa w tym zakresie przejęły od USA Chiny, nie objęte Aneksem I do Protokołu z Kioto. Właśnie stanowiska Chin i USA podczas konferencji są szczególnie oczekiwane i mogą przesądzić o przyszłych losach nowego traktatu.

Polska, która wywiązała się z zobowiązań przyjętych w Protokole z Kioto (podobnie jak zdecydowana większość krajów europejskich) nie bez obaw angażuje się w prace nad nowym traktatem. Nie chodzi tylko o dalszą spodziewaną redukcję emisji przypadającą na nasz kraj, ale także o utrzymanie po 2012 roku mechanizmu handlu nadwyżkami emisyjnymi, oraz o możliwy dla nas do udźwignięcia system finansowego wsparcia krajów rozwijających się odnośnie redukcji przez nich emisji.

Od deklaracji politycznych do wiążących postanowień prawa międzynarodowego prowadzi zazwyczaj daleka droga. Trzeba jednak wierzyć w zdrowy rozsądek i zdolność do kompromisu negocjatorów reprezentujących kraje członkowskie ONZ. Akces USA, oraz spodziewane dobrowolne deklaracje odnośnie redukcje emisji przez tak duże kraje jak Chiny lub Indie mogą znacząco pomóc uzyskaniu konsensusu.