W sądach 24-godzinnych rozpoznawana jest zaskakująco mała liczba spraw, kary wymierzane są przede wszystkim pijanym kierowcom i rowerzystom. Praca tych sądów wiąże się z dużym nakładem pracy policji, prokuratur, sądów i adwokatów oraz wysokimi kosztami.

Wprowadzony w życie 12 marca tzw. tryb przyspieszony miał w swoich założeniach stanowić skuteczną broń przeciw chuliganom i pseudokibicom, którym można byłoby szybko wymierzać surowe kary. Resort sprawiedliwości przewidywał, że w tym trybie będzie rozpatrywanych dwieście tysięcy spraw rocznie. Policja, prokuratury, sądy i rady adwokackie poczyniły wszelkie niezbędne przygotowania, aby podołać obowiązkom związanym z postępowaniem przyspieszonym. Wysiłek organizacyjny był duży: przygotowanie odpowiednich pomieszczeń, opracowanie szczegółowego planu dyżurów, zapewnienie sprawnej komunikacji pomiędzy pracownikami poszczególnych organów.
30 kwietnia w Ministerstwie Sprawiedliwości odbyło się posiedzenie Międzyresortowego Zespołu ds. Koordynacji Zadań Związanych z Funkcjonowaniem Postępowania Przyspieszonego, podczas którego zostały przedstawione pierwsze dane statystyczne dotyczące działania sądów 24-godzinnych w okresie od 12 do 31 marca 2007r.
Po kilku tygodniach funkcjonowania sądów 24-godzinnych okazuje się, że trafiają do nich głównie pijani kierowcy (w tym rowerzyści, stąd popularna nazwa sądy rowerowe) oraz sprawcy drobnych przestępstw takich jak naruszenie wcześniej orzeczonego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych czy znieważenia funkcjonariusza publicznego. Zgodnie z danymi przedstawionymi przez Ministerstwo Sprawiedliwości, w okręgu wrocławskim aż 73 proc. orzeczeń w trybie przyspieszonym dotyczyło prowadzenia pojazdów mechanicznych w stanie nietrzeźwości, 7 proc. naruszenia wcześniej orzeczonego zakazu prowadzenia pojazdów, a 1,5 proc. znieważenia funkcjonariusza publicznego. W okręgu poznańskim proporcje te kształtowały się podobnie i było to odpowiednio: 85,6 proc., 3,03 proc. i 1,5 proc., a w okręgu łódzkim: 67,4 proc., 1,2 proc. i 3,5 proc.
Do szybkich sądów kierowana jest stosunkowo mała liczba spraw. Często zdarza się więc, że podczas dyżurów pełnionych przez sądy, prokuratury i adwokatów nie jest rozpatrywany żaden wniosek. Dyżury popołudniowe, nocne i weekendowe to po prostu marnotrawienie czasu pracowników wymiaru sprawiedliwości.
Wydaje się, że zaangażowano środki, które są niewspółmierne do wagi przestępstw i osiąganych rezultatów. Sprawcy złapani na gorącym uczynku najczęściej przyznają się do winy i dobrowolnie poddają karze. W takich sytuacjach dyskusyjny jest choćby przymus posiadania obrońcy z urzędu i opłacania przez oskarżonego kosztów jego usług. Z kolei w innych sytuacjach adwokat może mieć zbyt mało czasu, żeby zapoznać się ze sprawą i określić ewentualną linię obrony.
Szacuje się, że rozprawy w trybie przyspieszonym kosztują pięć razy więcej niż normalne. Media podają przykład ukarania grzywną o wysokości 200 zł sprawcy kradzieży przedmiotu o wartości kilku złotych, przy kosztach przyspieszonego procesu w wysokości 1 tys. zł (spędzenie doby w izbie zatrzymań, dowiezienie przez policję, praca sędziego, prokuratora i adwokata).
STANISŁAW RYMAR
prezes Naczelnej Rady Adwokackiej
DGP