Nie uważa się za polityka, jak ognia unika słowa „kariera”, a prokuratorem krajowym nie został z powodu... nart. W auli Collegium Iuridicum Wydziału Prawa i Administracji UW były minister sprawiedliwości prof. Zbigniew Ćwiąkalski opowiadał studentom o swojej drodze do sukcesu
prof. Krzysztof Rączka Dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego / DGP
Akademia Sukcesu to cykl spotkań organizowanych przez redakcję Dziennika Gazety Prawnej, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz Szkołę Główną Handlową. Spotkania w ramach cyklu odbywają się dwutorowo. Studenci Wydziału Prawa UW raz w miesiącu będą spotykać się z absolwentami prawa, którzy osiągnęli wybitne sukcesy zawodowe – również na polu biznesu, mediów czy polityki. W murach Szkoły Głównej Handlowej studenci będą mieli zaś okazję do spotkania z wybitnymi przedstawicielami świata finansów.
– Naszym pierwszym gościem jest człowiek niezwykły, osoba, która odniosła sukces zarówno na niwie prawa, jak i w wielu innych dziedzinach – zapowiedziała prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego Jadwiga Sztabińska, redaktor naczelna DGP, podczas spotkania inaugurującego cykl Akademia Sukcesu.
– Jestem trochę zakłopotany tym, że mam mówić o swojej drodze do kariery, gdyż kariery nigdy nie zrobiłem. Nie uważam się też za polityka. Politykiem byłem przejściowo i – w przeciwieństwie do wielu moich kolegów – miałem to szczęście, że mogłem powrócić do swojej prawdziwej pasji, którą jest prawo – podkreślił gość Akademii Sukcesu, a następnie zabrał słuchaczy w podróż po swoim życiorysie.

Skazany na prawo

Choć w najmłodszych latach Ćwiąkalskiemu zdecydowanie bliżej było do sceny teatralnej (brylował w szkolnych przedstawieniach) niż do sali sądowej, to jednak tradycje rodzinne od początku predestynowały go do kariery prawniczej. Młody Zbigniew Ćwiąkalski bardzo lubił zaglądać do akt sądowych przynoszonych do domu przez swojego ojca Czesława, który przed II wojną światową był sędzią, a po jej zakończeniu radcą prawnym. Ćwiąkalski nie ukrywa, że do obrania ścieżki prawniczej starał się zachęcać również własne dzieci.
– Gdy moja córka oznajmiła, że chciałaby studiować historię sztuki, odpowiedziałem, że to bardzo dobry pomysł, choć nie wiem, czy będę w stanie utrzymywać ją do końca życia – żartował były minister.
Sam Ćwiąkalski studia prawnicze kończył na Uniwersytecie Jagiellońskim. Trwały one wówczas 4 lata, bo PRL-owski aparat nie mógł pozwolić na to, aby młodzi ludzie bumelowali przez 10 semestrów. Pracę magisterską pisał z kryminalistyki, która ze względu na swoje medyczne konotacje zawsze była jego pasją. Były szef resortu sprawiedliwości przyznał nawet, że gdyby nie prawo, to z pewnością związałby się właśnie z medycyną.
Po zakończeniu studiów odbył trzyletnią aplikację sądową, a w 1979 r. obronił swoją dysertację doktorską. Uczestniczył również w kilku programach stypendialnych, m.in. prestiżowym stypendium Humboldta w Instytucie Maxa-Plancka we Freiburgu.
Gość Akademii Sukcesu przyznał, że nie zazdrości dzisiejszym absolwentom prawa, którzy mają coraz większe problemy z odnalezieniem się na rynku pracy. – W latach 70. i 80. w Polsce niemal każdy prawnik otrzymywał pracę. Co więcej, prawie każdy absolwent prawa dostawał się na aplikację – przypomniał.
Był niezwykle zaskoczony, gdy w latach 80. jego niemieccy koledzy opowiadali mu o problemie nadprodukcji prawników oraz o adwokatach zwanych domowymi, którzy nie mieli pieniędzy nawet na wynajęcie własnej kancelarii prawnej.

Polityk od święta

– Tak jak wiele osób na naszym wydziale byłem zaangażowany w tworzenie „Solidarności”, choć w żadnym wypadku nie uważam się za wielkiego bojownika o wolność – podkreślił Ćwiąkalski, gdy opowiadał studentom o początkach swojej kariery politycznej.
– Czasami z lekkim dystansem patrzę na młodych ludzi, którzy opowiadają dziś o tym, co w tych czasach było czarne, a co białe, jak należało się zachować, kto był tchórzem, a kto bohaterem. Często nie zdają sobie oni sprawy, że wówczas nawet drobne zachowania wymagały zdecydowanie większej odwagi niż dziś – dodał.
W okresie „Solidarności” uczestniczył w pracach społecznej komisji ds. reformy prawa, której przewodniczącym był prof. Andrzej Zoll. Komisja przygotowała m.in. projekt nowelizacji prawa karnego, który stał się podwaliną do powstania kodeksu karnego z 1997 r. W czasach rządu Hanny Suchockiej Ćwiąkalski wziął udział w przygotowywaniu ustawy o świadku koronnym.
– Doskonale pamiętam spory związane z wprowadzeniem tej ustawy. Musimy pamiętać, że jej wprowadzenie oznaczałoby odstąpienie od zasady legalizmu na rzecz zasady oportunizmu – zaznaczył.
Wspomniał również, że właśnie wtedy o mały włos nie został mianowany prokuratorem krajowym. Pojechał nawet do Warszawy, aby odebrać nominację z rąk premier Suchockiej, ale ostatecznie jej nie odebrał z powodu tajemniczego zniknięcia ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Dyki. Tego samego, którego zniknięcie przesądziło o przegłosowaniu wotum nieufności dla rządu Suchockiej w lutym 1993 r.
Po kilku tygodniach Ćwiąkalski ponownie otrzymał telefon z propozycją objęcia tego urzędu, ale wówczas na jego drodze do prokuratury stanął wyjazd na narty. Koledzy zaczęli jednak od tej chwili nazywać go ministrem, co okazało się prorocze.
Ministrem sprawiedliwości w końcu został – w roku 2007. Do swojego rządu zaprosił go Donald Tusk. Nie żałuje dziś decyzji o przyjęciu tego stanowiska, choć podkreślił, że przez kolejne 14 miesięcy musiał zmagać się z ustawiczną krytyką ze strony mediów i konkurentów politycznych.
– W ciągu pierwszych dwóch tygodni zeszczuplałem o pięć kilogramów – śmiał się.
Jednym z priorytetów w czasie jego urzędowania w resorcie było rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora. Ostatecznie dopiął swego – choć do rozdzielenia obydwu funkcji doszło rok po dymisji, do której Ćwiąkalski podał się w styczniu 2009 r. Motywował ją odpowiedzialnością polityczną w związku z samobójstwem Roberta Pazika, skazanego za współudział w porwaniu i zabójstwie Krzysztofa Olewnika. Były minister sprawiedliwości nie ma jednak żalu do Donalda Tuska, który odwołał go ze stanowiska.
– Do dziś mam bardzo dobre relacje z premierem, prezydentem i kolegami ministrami – zapewnił.
Dziś do polityki wracać nie chce, choć od 2009 r. otrzymał całkiem sporo propozycji – również od premiera.
– Miałem to szczęście, że mogłem powrócić do tego, co kocham – podsumował.

Rachunki za stare błędy

W drugiej części spotkania studenci mieli możliwość zadawania pytań gościowi Akademii Sukcesu.
Poruszono m.in. sprawę izolowania przestępców, którzy 25 lat temu zostali objęci amnestią, a którzy już wkrótce wyjdą na wolność. Jeden ze studentów zapytał Zbigniewa Ćwiąkalskiego, czy ustawodawca nie łamie w ten sposób zasady lex retro non agit.
– Mamy do czynienia ze stanem wyższej konieczności. 25 lat temu ustawodawca popełnił ewidentny błąd. W momencie, w którym wprowadzono moratorium na stosowanie kary śmierci, należało wprowadzić karę dożywotniego pozbawienia wolności. Tak się jednak nie stało – tłumaczył.
Były minister zwrócił uwagę, że osoby, które krytykują dziś pomysł izolacji najgroźniejszych przestępców, z całą pewnością nie wzięłyby odpowiedzialności za ryzyko związane z ich powrotem na drogę bezprawia. – Co więcej, te same osoby będą potem oskarżać ministra sprawiedliwości, rząd oraz parlament o brak działań – podkreślił.
Zapytany o kwestię poszerzenia uprawnień radców prawnych Ćwiąkalski odpowiedział, że w pełni popiera to rozwiązanie i już jako minister uczynił w tym kierunku pierwszy krok, umożliwiając radcom prawnym występowanie w roli pełnomocników pokrzywdzonych. Przypomniał również, że po 1989 r. to właśnie radcy prawni byli zdecydowanie lepiej przystosowani do nowej rzeczywistości. – Uważam, że powinniśmy dążyć do zrównania uprawnień adwokatów i radców prawnych oraz do połączenia obydwu samorządów – podsumował Ćwiąkalski.
Na zakończenie pierwszego spotkania z cyklu Akademia Sukcesu redaktor naczelna DGP Jadwiga Sztabińska poinformowała studentów o miłej niespodziance – każdy z nich otrzyma bezpłatny kod do elektronicznego wydania Dziennika Gazety Prawnej, z którego będzie można korzystać do końca tego roku.

Chcemy pokazać naszym studentom różne oblicza kariery zawodowej

Wydział Prawa i Administracji UW z wielką przyjemnością zaangażował się w organizację cyklu Akademia Sukcesu. Spotkania organizowane wspólnie z Dziennikiem Gazetą Prawną to znakomita możliwość, aby pokazywać naszym studentom różne perspektywy zawodowe i różne ścieżki kariery, które mogą oni obrać. Podczas pierwszego spotkania naszym gościem był Zbigniew Ćwiąkalski – klasyczny adwokat, doktor habilitowany nauk prawnych i były minister sprawiedliwości, który swoją karierę związał przede wszystkim z prawem i wymiarem sprawiedliwości. Jednak już wkrótce w naszych murach zagoszczą absolwenci prawa, którzy zawodowy sukces odnieśli na innych polach – biznesu, dyplomacji czy też świata mediów. Musimy pokazywać młodym adeptom sztuki prawniczej, że mogą oni wykonywać dziesiątki różnych zawodów i odnosić w nich sukcesy. Dziś wielu naszych studentów doskonale wie, jaką ścieżkę kariery chcą obrać, ale z drugiej strony istnieje bardzo duża grupa adeptów prawa, którzy wciąż poszukują swojego miejsca na rynku pracy. To właśnie oni najbardziej skorzystają na uczestnictwie w cyklu Akademia Sukcesu.