Niewinna – to słowo usłyszała dziś profesor Izabela Lewandowska-Malec, wykładowca prawa z Uniwersytetu Jagiellońskiego przed sądem rejonowym dla Krakowa Śródmieście. Sąd nie podzielił zdania krakowskiej prokuratury i nie doszukał się znamion przestępstwa w tym, że kobieta zamieściła w internecie apelację w sprawie o zniesławienie, którego miała się rzekomo dopuścić.

- To było pięć lat koszmaru. Na szczęście sąd stwierdził, że zarzut prokuratury się nie potwierdził. Jestem wreszcie niewinna – komentuje na gorąco profesor.

W mowie końcowej sama prokurator zmieniła zdanie i wnosiła o umorzenie postępowania z powodu niskiej szkodliwości społecznej czynu.

Prokuratura Rejonowa w Krakowie-Śródmieściu-Zachód skierowała jeszcze w marcu 2008 r. akt oskarżenia przeciwko Izabeli Lewandowskiej-Malec, oskarżając ją o sześć czynów. Dotyczyły one pomówienia za pomocą środków masowego komunikowania burmistrza Batki oraz prokuratur rejonowych w Wieliczce i w Krakowie-Podgórzu. Zarzuca się jej także rozpowszechnianie publiczne bez zezwolenia wiadomości z rozprawy sądowej. Ostatecznie pięć zarzutów prokuratorskich dotyczących zniesławienia burmistrza, prokuratury przedawniło się, ale wciąż prokuratura oskarża profesor z art. 241 kodeksu karnego.

- Zarzucała mi, że ujawniłam w internecie apelację od wyroku sądu polskiego, który został potem uchylony w związku z wyrokiem Trybunału w Strasburgu. W ocenie prokuratury dopuściłam się przestępstwa ujawnienia informacji z postępowania, które toczyło się z wyłączeniem jawności – tłumaczy prof. Lewandowska-Malec.

Sprawy o zniesławienie z art. 212 k.k. toczą się bowiem z wyłączeniem jawności z mocy prawa.

- Moi przeciwnicy rozesłali niesprawiedliwy wyrok sądu polskiego do mieszkańców mojego miasta. Chcieli mnie skompromitować. W ramach gestu sprzeciwu udostępniłam na jednym z portali swoją apelację od wyroku – wspomina profesor.

Wszystko zaczęło się 9 lat temu, gdy profesor wysłała do Polskiej Agencji Prasowej list, w którym jako radna krytykowała ówczesnego burmistrza Świątnik Górnych.
Poszło o słowa "Skłaniam się do poglądu, że burmistrz czyni na organ prokuratorski pozaprawne naciski". Od tego momentu profesor nie wychodziła już praktycznie z sądu.

Oprócz prokuratury, sprawę o zniesławienie z oskarżenia prywatnego założył jej burmistrz. Polskie sądy przyznały mu rację i skazały kobietę za pomówienie samorządowca. Dopiero Europejski Trybunał Praw Człowieka oczyścił profesor z zarzutów zniesławienia uznając, że nie przekroczyła granic dozwolonej krytyki. Wskazał, że doszło w jej sprawie do naruszenia przez Polskę konwencji i zasądził na jej rzecz 3 tys. euro zwrotu poniesionych kosztów postępowania krajowego i 3 tys. euro zadośćuczynienia. Mimo tego krakowska prokuratura kontynuowała sprawę z oskarżenia publicznego, zarzucając profesor rozpowszechnianie publiczne bez zezwolenia wiadomości z rozprawy sądowej poprzez rozpowszechnienie apelacji.