Brak realnych sankcji za niewykonywanie orzeczeń sądowych sprawia, że prawo jest bezsilne wobec porwań rodzicielskich. A może trzeba zacząć traktować takie czyny jako przestępstwa
Procedura odebrania dziecka / Dziennik Gazeta Prawna
Kiedy żadne z opiekunów nie ma ograniczonej władzy rodzicielskiej, może bez przeszkód zabrać dziecko w dowolne miejsce, a jeśli nieletni ma paszport lub dowód osobisty, może go także wywieźć za granicę. Przyjmuje się, że niegdysiejsza zgoda obydwojga na wydanie takiego dokumentu oznacza, że każdy z rodziców liczy się z tym, że dziecko może przekroczyć granicę tylko z jednym z nich. W przeciwnym razie zwykły wyjazd na wakacje tylko z jednym rodzicem nie byłby możliwy bez uzyskiwania zgody drugiego opiekuna, co prowadziłoby do absurdów.
Fakt, że władza rodzicielska nie została żadnemu z rodziców ograniczona, nie oznacza jednak, że jedno z nich może swobodnie i bez konsultacji z drugim podejmować decyzje co do miejsca pobytu potomka. Niestety, jeśli dojdzie do takiej sytuacji, dla rodzica, któremu de facto odebrano dziecko, zaczyna się prawdziwa gehenna.

Tylko adres

Policja nie traktuje jednak tego typu spraw jako porwania, lecz jako zaginięcie, ponieważ w myśl prawa rodzic cieszący się pełnią praw rodzicielskich nie może popełnić przestępstwa porwania własnego dziecka.
– To się zmienia, jeśli rodzic ma choćby częściowo ograniczone prawa rodzicielskie. W takiej sytuacji prędzej można mówić o popełnieniu przestępstwa z art. 211 kodeksu karnego, ale nawet wówczas w większości przypadków traktuje się to jako sytuację o znikomej szkodliwości społecznej i nie korzysta się z tego przepisu – mówi Grzegorz Kostka, szef zespołu prawnego fundacji Itaka. Poza tym zdaniem części sędziów, takie postępowanie prokuratury stanowi przyzwolenie do porwań rodzicielskich.
– Tym bardziej w przypadku osób z nieograniczoną władzą rodzicielską policja prowadzi poszukiwanie dziecka nie w celu jego odzyskania z rąk rodzica, lecz w celu ustalenia miejsca jego przybywania i upewnienia się, że nie zagraża mu niebezpieczeństwo. To rodzi ogromną frustrację u rodziców, którym dziecko odebrano – dodaje prawnik Itaki.
Zwłaszcza że nawet jak już policja ustali miejsce pobytu dziecka, to rodzic, który je zabrał, może zastrzec, że nie godzi się na podawanie miejsca jego pobytu drugiej stronie.
– W tej sytuacji funkcjonariusze odsyłają rodzica, który zgłosił zaginięcie dziecka, do sądu z wnioskiem o wskazanie sposobu dalszego postępowania w przypadku ustalenia miejsca pobytu (określenia, gdzie powinna przebywać – red.) małoletniej osoby zaginionej – opisuje Grzegorz Kostka.

Kurator nie zabierze siłą

Ale nawet jeśli sąd wyda postanowienie o odebraniu dziecka, nie oznacza to jeszcze końca kłopotów. Jeśli w określonym przez sąd terminie nie uda się odzyskać dziecka, wówczas rodzic pozbawiony kontaktu z potomkiem znów musi się zwrócić do sądu, by zlecił kuratorowi przymusowe odebranie dziecka. Przy tym przepisy kodeksu postępowania cywilnego... zabraniają kuratorowi siłowego odebrania dziecka. Już sam fakt, że odbywa się to w obecności kuratora, a często policji, jest dla dziecka stresujący. Dlatego art. 59812 k.p.c. stanowi, że kurator powinien zachować szczególną ostrożność i uczynić wszystko, aby dobro dziecka nie zostało naruszone, a zwłaszcza aby nie doznało krzywdy fizycznej lub moralnej.
Przedstawiciele fundacji Itaka przyznają, że czasem do takich prób odebrania dziecka dochodzi nawet po kilkanaście razy.
– Wystarczy, że ktoś uprzedzi rodzica, który porwał dziecko, o tym, że do jego domu zbliża się kurator z policją, a ten opuszcza go wraz z dzieckiem – przyznaje sędzia Tomasz Marczyński z Sądu Rejonowego w Bełchatowie.

A wola sądu ignorowana

– Problemem jest brak odpowiednich sankcji dla osób niewykonujących orzeczeń sądowych. Gdyby te zagrożenia były surowsze niż tylko grzywna, którą w dodatku trzeba nałożyć w odrębnym postępowaniu, to myślę, że skłoniłoby to rodziców do wydawania dzieci zgodnie z postanowieniem sądu. Niestety, w naszym systemie prawnym bardzo łatwo jest odmawiać wykonywania orzeczeń sądowych, i to nie tylko w sprawach rodzinnych – przyznaje sędzia.
Także prawnicy Itaki główny problem upatrują w szwankujących przepisach.
– Dopóki postanowienie sądu cywilnego nie jest obarczone groźbą dotkliwej kary pieniężnej, dopóty osoba zobowiązana nie ma motywacji, żeby się dostosować – twierdzi Grzegorz Kostka. W praktyce nawet gdy sąd nałoży grzywnę, to wynosi ona tylko od 300 do 500 zł.
Sytuację ułatwiłoby traktowanie porwania rodzicielskiego jako przestępstwa w rozumieniu art. 211 kodeksu karnego. Itaka od dwóch lat postuluje wprowadzenie takiego rozwiązania, ale nie bez wątpliwości.
– W przypadku gdy rodzic zabrał dziecko za granicę, groźba aresztu mogłaby odstraszyć go od powrotu – przyznaje Grzegorz Kostka.
Specjalizująca się w sprawach rodzinnych sędzia Ewa Waszkiewicz też jest zdecydowanie przeciwna takiemu rozwiązaniu.
– Wylalibyśmy dziecko z kąpielą. Usprawnienia i przeciwdziałania takim sytuacjom upatrywałabym raczej w edukowaniu niż w zmianach w prawie – ocenia sędzia Waszkiewicz i przypomina, że były już propozycje, by osoby uporczywie izolujące dzieci pozbawiać władzy rodzicielskiej.
– Pozbawić władzy to łatwo powiedzieć, tylko że wtedy dziecko jest półsierotą. Ze wszystkimi, także prawnymi, tego konsekwencjami – przestrzega Ewa Waszkiewicz.
W myśl prawa rodzic cieszący się pełnią praw rodzicielskich nie może popełnić przestępstwa porwania własnego dziecka