Praktyka wskazuje, że łatwiej jest się nam porozumieć z ustawodawcą unijnym niż z krajowym, a finał tych rozmów bywa bardziej przewidywalny. Właśnie udało nam się wynegocjować rezygnację z uznawania kwalifikacji zagranicznych notariuszy - mówi Małgorzata Radziuk, wiceprezes Krajowej Rady Notarialnej.
Komisja Europejska od początku 2012 r. zdynamizowała rozpoczęte prace nad zmianą dyrektywy 20005/36 WE w sprawie uznawania kwalifikacji zawodowych. Miała ona rozciągnąć się również na naszą profesję. W zeszłym tygodniu w wyniku trilogu, czyli negocjacji pomiędzy instytucjami unijnymi, notariusze zostali jednak z tej dyrektywy jednoznacznie wyłączeni, i to bez żadnej klauzuli rewizyjnej (tzn. bez konieczności weryfikacji zapisów dyrektywy np. po 5 latach). Co prawda ustalenia te będą głosowane w Parlamencie Europejskim dopiero we wrześniu, ale o wynik możemy być raczej spokojni. Parlament Europejski, a zwłaszcza komisja IMCO (komisja ds. rynku wewnętrznego i ochrony konsumenta), zawsze bowiem stał po stronie notariatu. To jednak nie zmienia faktu, że porozumienie jest pozytywnym zaskoczeniem, jeśli weźmie się pod uwagę lobby, jakie za tym pomysłem stało.
Umieszczenie notariuszy w dyrektywie wynikało – jak przyznał przedstawiciel Dyrekcji Generalnej ds. Rynku Wewnętrznego i Usług przy KE – z zapotrzebowania i lobbingu londyńskiego City. Dzisiejsze kwalifikacje angielskich notary public są bowiem niewystarczające do jakichkolwiek działań na terenie Europy kontynentalnej, a oni sami nie kryją, że chcieliby wykonywać czynności w Paryżu, Berlinie czy Madrycie.
Tak, w tej sprawie stawaliśmy ramię w ramię z rządem, Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministerstwem Sprawiedliwości. Przedstawiciele resortu jednoznacznie wskazywali, że proponowana zmiana doprowadzi do obniżenia jakości usług świadczonych przez notariuszy, a w konsekwencji naruszenia pewności obrotu prawnego. Te stwierdzenia, w ogólnym kontekście walki ministerstwa z notariatem o obniżenie wymogów dostępu do zawodu były wręcz zaskakujące. Zwrócili na to uwagę także nasi koledzy z Niemiec czy Francji, pytając, skąd w resorcie taka dwoistość. Wydaje się, że te pytania były zasadne.
Tłumaczyliśmy, że są to dwie zupełnie różne sprawy. Rozmawiając bowiem o automatycznym uznawaniu kwalifikacji, rozmówcy mają na uwadze jedynie kontekst merytoryczny. A w przypadku deregulacji sprawy merytoryczne przykrywa polityka. Warto jednak podkreślić, że to, co możemy w ramach merytorycznej pracy z ministerstwem wspólnie zrealizować, jest prowadzone naprawdę profesjonalnie, bez populizmu i polityki.
W tej chwili rozpoczynają się prace nad rewizją dyrektywy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu, w których chcemy wziąć udział. Prace i sam projekt są bardzo ważne, zmierzają bowiem do zmiany krajowego, bardzo restrykcyjnego dziś ustawodawstwa, regulującego tę materię. Nasza ustawa o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy preferuje duże instytucje finansowe, jak banki, a zupełnie nie dostrzega tych najmniejszych, czyli m.in. notariuszy. Wystarczy przytoczyć np. przepisy dotyczące kar pieniężnych: 750 tys. zł za niedopełnienie któregoś z ustawowych obowiązków to kwota wręcz zaporowa dla pojedynczych instytucji obowiązanych. Dziś też jesteśmy jedynym krajem, który do pierwotnego tekstu dyrektywy dodał kolejne obowiązki i sankcje za ich nieprzestrzeganie.
Dlatego teraz, mając już doświadczenie, będziemy kierować wszystkie siły, aby konstrukcja nowej dyrektywy była przyjazna i przez notariat akceptowalna, a następnie implementowana do porządku krajowego w sposób prosty.
Jaki będzie efekt naszych starań, pokaże czas. Praktyka jednak wskazuje, że łatwiej jest się nam porozumieć z ustawodawcą unijnym niż z krajowym, a finał tych rozmów bywa bardziej przewidywalny.
Pozostało
69%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama