Funkcjonariuszy policji sądowej jest zbyt mało, a procedury bezpieczeństwa wdrożone w poszczególnych sądach pozostawiają wiele do życzenia. Jednak nawet najlepsza ochrona nie zastąpi kultury prawnej i szacunku do wymiaru sprawiedliwości, które są domeną krajów o wieloletnich tradycjach demokratycznych.
Adam Piechota sędzia, zastępca dyrektora departamentu sądów, organizacji i analiz wymiaru sprawiedliwości w Ministerstwie Sprawiedliwości / Media / mat. prasowe
Maciej Strączyński prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” / DGP / Wojtek Gorski
Po niedawnym ataku tortem na sędzię pojawiły się postulaty dalszego wzmacniania środków ostrożności w sądach. Choć sam incydent był skandalem i w żadnym wypadku nie można go bagatelizować, to oceniać go trzeba raczej w kontekście społecznym i kulturowym. Chodzi o brak szacunku do wymiaru sprawiedliwości, co jest częścią większego problemu zepsucia obyczajów w życiu publicznym.
Nie pamiętam, by równie burzliwa jak dziś dyskusja o bezpieczeństwie w sądach miała miejsce po osławionych wydarzeniach w Jeleniej Górze w marcu 2000 r. Przypomnę, że wtedy oskarżeni wnieśli na salę sądową broń i granaty. Wzięto zakładników: adwokata i sędziego, a na korytarzu doszło do strzelaniny z policyjnymi antyterrorystami, w wyniku której zginęły dwie osoby. Historia miała dalsze konsekwencje: sprawę karną osób, które miały pomóc wnieść broń do budynku sądu, a także sprawę w sądzie pracy, wniesioną przez jedną z sekretarek sądowych (rozwiązano z nią umowę, bo miała nie radzić sobie ze stresującymi warunkami pracy).
Od czasu tamtych wydarzeń nie było drugiego podobnego przypadku, można więc stwierdzić, że bezpieczeństwo w sądach jest wystarczająco zagwarantowane. Należy pamiętać, że w ostatnich latach podjęto wiele działań, by tak się stało. Standardem są bramki do wykrywania metali, a w przypadku rozpraw o podwyższonym ryzyku korzysta się także ze skanerów do bagaży, wzmocnionej ochrony czy policyjnych psów.
Czasami podejmowane środki bezpieczeństwa są wręcz nieadekwatne do sytuacji i zdecydowanie przesadzone. Niektórzy adwokaci oburzają się, gdy żąda się od nich np. prześwietlenia teczki przez skaner. Osobiście nie widzę w tym problemu – należy pamiętać, że czasy się zmieniły, pracowników wymiaru sprawiedliwości i samych prawników jest dużo więcej niż kiedyś, i rzeczywiście osoby postronne mają łatwiejszy dostęp do budynków sądowych.
Z mojej, jako adwokata, perspektywy przejawem przesady w stosowaniu środków bezpieczeństwa w sądach są sytuacje, kiedy oskarżeni pozostają skuci kajdankami na rozprawie, choć okoliczności i ich zachowanie tego nie wymagają. Zawsze na samym początku rozprawy proszę przewodniczącego składu o polecenie policji rozkucia oskarżonego i prośba taka jest zwykle respektowana. Niedawno byłem jednak świadkiem takiego oto wydarzenia: obrońca prosi o rozkucie klienta, przewodniczący składu zwraca się o to do konwojujących policjantów, a ci bez podania przyczyny nie wyrażają zgody i w efekcie oskarżony kontynuje udział w rozprawie w kajdankach.
Można powiedzieć, że kwestia ta ma znaczenie wyłącznie symboliczne, ale jeśli nawet, to przecież jest to symbolika bardzo ważna. Chodzi o szacunek do wymiaru sprawiedliwości i zasadę domniemania niewinności, z którą trudno pogodzić fakt, że oskarżony występuje przed sądem skuty jeszcze przed wydaniem choćby nieprawomocnego wyroku. O ile takie środki są uzasadnione podczas konwojowania czy przy przesłuchaniu przez policję, o tyle misterium wymiaru sprawiedliwości wymaga, by tę ważną symbolikę zachować.
Nie można też w imię poprawy bezpieczeństwa w jeszcze większym zakresie oddalać wymiar sprawiedliwości od społeczeństwa i ograniczać ludziom dostęp do rozpraw. Sądy nie mogą stać się zamkniętymi twierdzami. Powinniśmy pracować nad zwiększeniem świadomości prawnej obywateli, a wtedy do incydentów takich jak ten z tortem dochodzić nie będzie.
Adam Piechota sędzia, zastępca dyrektora departamentu sądów, organizacji i analiz wymiaru sprawiedliwości w Ministerstwie Sprawiedliwości:
Ministerstwo Sprawiedliwości stanowczo potępia wszelkie akty przemocy wobec sędziów. Niezawisłość sędziowska jest konstytucyjnym gwarantem demokratycznego państwa prawa, a wszelkie próby jej ograniczania nie mogą być lekceważone. Zamierzamy wspierać wszelkie działania, które zmierzać będą do wyeliminowania podobnych zdarzeń w przyszłości. Należy jednak pamiętać, że zapewnienie bezpieczeństwa sędziom w czasie ich pracy to przede wszystkim zadanie prezesów sądów. Zgodnie z ustawą –Prawo o ustroju sądów powszechnych prezes sądu może zarządzić stosowanie środków zapewniających bezpieczeństwo w budynkach sądowych oraz zapobiegających wnoszeniu do budynków sądowych broni, amunicji, a także materiałów wybuchowych i innych środków niebezpiecznych. Nie dotyczy to osób wykonujących w budynkach sądowych obowiązki służbowe wymagające posiadania broni.
Jednym z przejawów działalności resortu zmierzającej do zapewnienia bezpieczeństwa w sądach powszechnych są wewnętrzne regulaminy bezpieczeństwa. Określają one zasady wstępu do sądów, poruszania się po nich, a także zawierają regulacje, jakim powinny poddać się osoby wchodzące do obiektów danego sądu. Każdy z tych dokumentów ma charakter indywidualny i opisuje zasady postępowania w danym sądzie, uwzględniając miejscowe realia.
Kolejną inicjatywą Ministerstwa Sprawiedliwości podejmowaną w celu podniesienia stanu bezpieczeństwa w sądach powszechnych jest koncepcja tworzenia biur obsługi interesantów, dzięki którym klienci sądów będą mogli załatwić wiele spraw zaraz przy wejściu, bez potrzeby udawania się do dalszych pomieszczeń. W ten sposób ograniczony zostanie dostęp do sekretariatów wydziałów, sal rozpraw czy też pokoi sędziowskich i jednocześnie zwiększony zakres bezpieczeństwa. W 2011 r. w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego utworzono takie biura w 90 sądach.
Warto też zaznaczyć, że ustawa o ochronie osób i mienia upoważnia prezesów sądów do podejmowania działań mających na celu zapewnienie bezpieczeństwa życia, zdrowia i nietykalności osobistej, a także zapobieganie przestępstwom i wykroczeniom przeciwko mieniu, w tym powstawaniu szkody wynikającej z tych negatywnych zdarzeń. Ustawa zawiera zezwolenie do tworzenia wewnętrznych służb kontroli (art. 8), którymi są uzbrojone i umundurowane zespoły pracowników powołane do ochrony instytucji lub ich jednostek organizacyjnych. Do zakresu działania wewnętrznej służby ochrony należy: zapewnienie bezpieczeństwa osób znajdujących się w granicach chronionych obszarów i obiektów jednostki, ochrona obiektów, pomieszczeń i urządzeń jednostki przed dostępem do nich osób nieuprawnionych, ochrona mienia jednostki przed kradzieżą, zniszczeniem lub uszkodzeniem, konwojowanie mienia jednostki, zapobieganie zakłóceniom porządku na terenie jednostki oraz zawiadamianie kierownika jednostki o zdarzeniach powodujących naruszenie porządku, ujawnianie faktów dewastacji mienia jednostki, niezwłoczne zawiadamianie organów ścigania o czynach przestępnych zaistniałych na terenie jednostki i zabezpieczanie miejsca ich popełnienia do czasu przybycia organów ścigania.
W przypadku sądów, poza wewnętrznymi służbami kontroli, funkcje z zakresu zapewnienia bezpieczeństwa pełnią także formacje policji sądowej, działającej na podstawie rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych i administracji. Zgodnie z tym rozporządzeniem do szczegółowego zakresu zadań policji sądowej należy m.in.: ochrona bezpieczeństwa i porządku publicznego w budynkach sądów oraz prokuratur; ochrona życia i zdrowia sędziów, prokuratorów oraz innych osób, w związku z wykonywaniem przez nich czynności wynikających z realizacji zadań wymiaru sprawiedliwości oraz zapobieżenia innym zdarzeniom niebezpiecznym w skutkach dla bezpieczeństwa i porządku publicznego albo zagrażającym uszkodzeniem lub utratą chronionego mienia. Działania organów policji sądowej są dostosowane do stanu zagrożenia dla życia i zdrowia osób lub bezpieczeństwa i porządku publicznego w sądach i prokuraturach, które wynikają z informacji i wniosków przesyłanych przez prezesów sądów okręgowych (apelacyjnych), wojewódzkich sądów administracyjnych i prokuratorów okręgowych (apelacyjnych) właściwemu komendantowi wojewódzkiemu policji lub komendantowi stołecznemu policji.
Ministerstwo Sprawiedliwości wielokrotnie występowało do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z postulatem zwiększenia liczby etatów policji sądowej, której obsada ustalona jeszcze na początku utworzenia tej służby na tysiąc etatów jest niewystarczająca do zapewnienia bezpieczeństwa w sądach – zwłaszcza wobec nałożenia na policję sądową w 1999 r. kolejnych obowiązków, w tym związanych z konwojowaniem i doprowadzaniem osób na polecenie sądów, prokuratorów i właściwych komendantów policji.
W dyskusji o bezpieczeństwie w sądach nie powinno się jednak tracić z pola widzenia zasady jawności rozpraw, która uprawnia co do zasady każdą osobę pełnoletnią do wstępu na salę rozpraw – bez wykazywania jakiegokolwiek interesu prawnego czy faktycznego.
Standardem są bramki do wykrywania metali, a w przypadku rozpraw o podwyższonym ryzyku korzysta się także ze skanerów bagaży, a nawet policyjnych psów
Atak tortem na sędzię na początku czerwca obejrzała cała Polska. Warto zwrócić uwagę na jego przebieg. Napastnik wszedł do sali w grupie osób, która zakłócała przebieg posiedzenia. Sędzia nie mogła wyegzekwować swoich poleceń zaprowadzających porządek na sali. Policja sądowa nie odbierała telefonu. Przycisk alarmowy w sali był, ale... obok ławy oskarżonych, poza zasięgiem sędzi. Krzyczący ludzie ignorowali sąd, a kamerzyści zapamiętale filmowali, też nie zwracając uwagi na jego polecenia. W końcu sędzia, nie mogąc prowadzić posiedzenia, wstała i postanowiła wyjść. Wówczas napastnik rzucił w nią tortem – z tyłu, w plecy, żeby nie mogła zareagować. Następnie przebrał się i wyszedł z budynku, przez nikogo niezatrzymywany.
Ktoś powie: proces Czesława Kiszczaka w każdym innym kraju już by się dawno zakończył. Tak, to prawda. Ale to nie sędzia, która została uderzona tortem, ponosi winę za to, że proces ten jest tyle razy powtarzany. Ona dostała niedawno do osądzenia kilkakrotnie uchyloną, trudną sprawę. Nie ona ją poprzednio sądziła, nie ona uchylała poprzednie wyroki i przede wszystkim nie ona tworzyła przepisy skłaniające sądy odwoławcze do ciągłego uchylania orzeczeń: o ich zmianę sędziowie bezskutecznie proszą od lat. Wyładowywanie niezadowolenia właśnie na tej sędzi jest po prostu niesprawiedliwe. Ale nie o to chodzi: w sędziów nie wolno rzucać tortami. Ani tych, którzy sądzili, ani tych, którzy uchylali, ani tych, którzy sądzą teraz.
Co by się stało, gdyby nasze zdarzenie miało zaistnieć w innym kraju, w którym panuje kultura prawa i przestrzegane są pewne normy cywilizacyjne, między innymi ta podstawowa – że sądy są trzecią władzą, niezależną od władz politycznych? Wyglądałoby to tak: policja albo straż sądowa, widząc, że do sądu wchodzi grupa protestujących pod kierownictwem przez pana znanego z zakłócania porządku na rozprawach sądowych i karanego już za to aresztem, sprawdza, czy nie grozi kolejna próba zakłócenia rozprawy. Pan i osoby mu towarzyszące zostają poproszone o okazanie posiadanych przedmiotów. Transparenty zostają w depozycie, tort też – w sali rozpraw tortów się nie jada. Kilku policjantów udaje się na salę, w której toczyć ma się posiedzenie. Policja sądowa wie przecież, jakie procesy w danym dniu się odbywają i na którą rozprawę chce się udać grupa przybyłych. Część policjantów wchodzi do sali, część stoi za drzwiami. Sędzia zostaje ostrzeżona, że przed salą jest osoba znana z zakłócania rozpraw, a ludziom, którzy z nią przyszli, odebrano transparenty. Pada pytanie: czy mamy pozwolić temu panu wejść? Sędzia odpowiada: „Nie wyrażam zgody. Istnieje obawa zakłócenia rozprawy i naruszenia powagi sądu przez tego pana”. Zapisuje swoją decyzję w protokole. Od takiej decyzji nie ma odwołania, należy ona do uprawnień sędziego w ramach tzw. policji sesyjnej. W razie głośnych protestów straż sądowa wyprowadzi protestującego z budynku.
Ale w Polsce, gdyby sędzia tak zarządziła, zakłócający rozprawy pan pisałby skargi. Przełożeni, od prezesa po ministra, natychmiast zażądaliby od sędzi szczegółowych oświadczeń wyjaśniających, dlaczego ten pan się skarży i czy przypadkiem nie ma racji. Robiliby to „w ramach nadzoru administracyjnego”, rozszerzanego bez przerwy przez władze polityczne. Sędzia musiałaby tyle razy tłumaczyć, że nie jest wielbłądem, iż na przyszłość wolałaby zaryzykować zakłócenie rozprawy.
W opisywanym innym kraju sędzia nawet by nie wiedziała, że ów pan pisze skargi. Przełożeni poprosiliby tylko o odpis protokołu i natychmiast poinformowali pana, że sąd działał w granicach swoich kompetencji i żadna skarga nie może być uwzględniona. Wróćmy jednak, w naszej narracji, na salę: wszedł ów pan czy nie, bez znaczenia, weszli inni. Weszli dziennikarze z kamerami. Przypuśćmy, że mają zgodę na użycie kamer (choć w większości państw o długoletniej kulturze prawnej w sądach nie wolno nagrywać ani fotografować rozpraw). W pewnym momencie grupa protestujących zaczyna wykrzykiwać swoje hasła. Sędzia kategorycznie nakazuje obecnym się uspokoić. Jeśli nie reagują, nie musi nawet wzywać policji, bo ta jest na sali. Gdyby jej jednak nie było, sędzia nacisnęłaby tylko guzik, który ma pod ręką. Do sali wpada grupa funkcjonariuszy. Wszystkie krzyczące osoby zostają zatrzymane. Za chwilę sędzia wymierzy im kary za obrazę sądu. Ta sama sędzia, od razu. Zatrzymani zostają wyprowadzeni. Kamery już tych scen nie filmują, ponieważ sędzia od razu poleciła je wyłączyć. Operator, który by tego polecenia nie posłuchał, zostałby ukarany za obrazę sądu tak samo, jak krzykacze. Oczywiście nigdy więcej do sądu z kamerą by nie wszedł. Na tym zajście się kończy, posiedzenie jest kontynuowane.
Tak wyglądałby warszawski incydent, gdyby miał miejsce w typowym kraju Europy Zachodniej. A właściwie nie, bo nigdy do takiej sytuacji by tam nie doszło. Każdy tam wie, jak kończą się próby zakłócania rozprawy, i nikt tego by nie zrobił. Napaść na sędziego jest poza tym ciężkim przestępstwem. Sąd to majestat państwa, a budynek sądu stanowi sacrum sprawiedliwości, jest nietykalny. Protestować, wykrzykiwać, machać transparentami wolno przed budynkiem. Właśnie to, a nie prawo zakłócania rozpraw, zapewniają wolności obywatelskie. Zgodnie z nimi każdy może też komentować i oceniać wyroki. Robią to dziennikarze i publicyści. Wśród zachodnich polityków nie należy to do dobrego obyczaju: gdy sąd orzekł, sprawa jest zamknięta, bo po to jest władza sądownicza. Jedynym, który się wyłamał z tej reguły, jest z oczywistych względów Silvio Berlusconi.
W Polsce zaś politycy szeroko i na wszelkie sposoby komentują orzeczenia sądów, zwykle nieprzychylnie. Oczywiście nie wspominają przy tym, kto uchwalił w Sejmie wadliwe prawo. Społeczne niezadowolenie spowodowane źle działającymi regulacjami kierują przeciwko sędziom. Torty też.