Informacja o postępowaniu dyscyplinarnym wobec sędziego podlega upublicznieniu, nawet gdy ten nie został skazany. Tak orzekł Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie.
Dostęp do informacji publicznej / Dziennik Gazeta Prawna
Sędziowie rozpatrywali skargę na odmowę podania nazwisk sędziów, wobec których w ciągu ostatnich dwóch lat wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Złożył ją Daniel Pietrzak, prawnik z warszawskiej kancelarii Szeja i Wspólnicy, który wystąpił do prezesa stołecznego sądu apelacyjnego o podanie nazwisk takich sędziów w trybie udostępniania informacji publicznej.

Informacja kontra prywatność

Prawnikowi udało się uzyskać dane, ale tylko tych sędziów, którzy zostali skazani wyrokiem sądu dyscyplinarnego. Jednocześnie prezes sądu apelacyjnego odmówił, powołując się m.in. na ochronę danych osobowych, udostępnienia danych sędziów, którzy zostali uniewinnieni, a także wobec których zapadło orzeczenie o odmowie zezwolenia na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej.
Zdaniem prezesa sądu apelacyjnego upublicznienie orzeczeń bez anonimizacji danych osobowych stanowiłoby niczym nieuzasadnioną karę, zbliżoną do przewidzianego w art. 39 pkt 8 i art. 50 kodeksu karnego podania wyroku do publicznej wiadomości. A jest to środek karny stosowany wobec osób skazanych za popełnienie przestępstw.
Prawnik odwołał się do Ministerstwa Sprawiedliwości. Argumentował, że zgodnie z art. 116 par. 1 prawa o ustroju sądów administracyjnych (Dz.U. z 2002 r. nr 153, poz. 1269 ze zm.) postępowanie dyscyplinarne jest jawne. Dotyczy to zarówno postępowania wyjaśniającego i przygotowawczego prowadzonego przez rzecznika dyscyplinarnego, jak i postępowania dyscyplinarnego, i to niezależnie od jego wyniku.
Resort się z tym nie zgodził, stwierdzając, że decyzja prezesa sądu apelacyjnego była słuszna. Wówczas Daniel Pietrzak odwołał się do WSA, a ten orzekł, że w tej sprawie nie znajduje zastosowania ograniczenie prawa do informacji publicznej przewidziane w art. 5 ust. 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej (Dz.U. z 2001 r. nr 112, poz. 1198 ze zm.). W myśl tego przepisu prywatność osoby fizycznej nie jest chroniona wówczas, gdy chodzi o informacje o osobach pełniących funkcje publiczne, mające związek z ich sprawowaniem. Dane sędziów, wobec których toczyły się postępowania dyscyplinarne, podlegają więc upublicznieniu.

Wyrok podzielił środowisko sędziów

– Co do zasady wszystkie informacje o osobach sprawujących funkcje publiczne, mające związek z ich wykonywaniem podlegają upublicznieniu. Postępowanie dyscyplinarne, któremu został poddany dany sędzia, ma związek ze sprawowaną przez niego funkcją, więc wyrok ten wydaje się trafny – mówi Irena Kamińska, sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Dodaje, że jednocześnie rozumie zachowanie prezesa sądu, który nie upubliczniając personaliów osób, które nie zostały uznane za winne w postępowaniu dyscyplinarnym, chciał im oszczędzić dyskomfortu psychicznego. Były niewinne, ale samo prowadzenie przeciwko nim postępowania mogłoby być wykorzystywane przez strony procesu do składania wniosków o wyłączenie.
Z kolei sędzia Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, nie zgadza się z wyrokiem.
– Procesy w sprawach dyscyplinarnych są jawne dla obywateli. Jeśli więc mają oni prawo przyjść na rozprawę dyscyplinarną, mają też prawo znać treść zarzutów i wyroku. Nawet gdyby rozprawa toczyła się z wyłączeniem jawności, wyrok jest zawsze jawny – czy to skazujący, czy uniewinniający. Ale to dotyczy tych spraw, w których doszło do rozprawy – zaznacza sędzia Strączyński.
– Samo wszczęcie postępowania nic nie oznacza. Jeżeli zakończono je, nie stwierdzając uchybienia, to zastrzeżenia wobec sędziego były niesłuszne i trudno mi się zgodzić z poglądem, że to też należy ogłaszać światu – argumentuje Maciej Strączyński.
Skąd bierze się opór środowiska, by udostępniać informacje na swój temat?
– Sędziowie są narażeni na różne sytuacje: od skarg i wniosków o wyłączenie, poprzez ataki słowne, zniewagi, aż do naruszenia nietykalności cielesnej. Czasem to rzut tortem, ale może to być też fizyczny, groźny zamach. Podejmują zaś decyzje dotyczące konkretnych ludzi, często budzące ich niezadowolenie – argumentuje Maciej Strączyński.
Tłumaczy, że zawód sędziego wiąże się z ryzykiem, a należytej ochrony, ani fizycznej, ani prawnej, państwo nie chce zapewniać.
– Po każdym, nawet absurdalnym zarzucie to od nas żąda się wyjaśnień i oświadczeń. Trudno więc się dziwić, że sędziowie nie chcą, aby rozpowszechniać dane, które rozzłoszczona porażką w sądzie strona wykorzysta do zarzucenia czegoś sędziemu i ten będzie musiał tłumaczyć, że nie jest wielbłądem – irytuje się prezes Iustitii.
Dodaje, że łatwo doprowadzić do sytuacji, w której strony procesu będą wybierać sobie sędziów, analizując ich życiorysy zawodowe. – Nie ma tego nigdzie. I w tym kierunku iść nie możemy – kończy.
ORZECZNICTWO
Wyrok WSA w Warszawie z 9 stycznia 2013 r., sygn. akt II SA/Wa 1929/12.