Toczy się spór na temat koncepcji tworzenia sądów powszechnych. W najnowszej z nich proponuje się, aby sądy tworzył prezydent na wniosek ministra sprawiedliwości, który z kolei miałby działać w porozumieniu z Krajową Radą Sądownictwa. Jak pan ocenia takie rozwiązanie? Odpowiedzi udziela sędzia Maciej Strączyński.
Sądy nie mogą być w dowolny sposób tworzone i znoszone przez ministra sprawiedliwości, ponieważ to narusza równowagę władz. Niezawisłość sędziowska jest fikcją, jeśli minister niezadowolony z wyroku sądu może własną decyzją sąd zlikwidować i poprzenosić wszystkich sędziów. Był już przypadek zniesienia sądu po 1989 r. „za karę”, z powodu niekorzystnej dla ministra decyzji zgromadzenia sędziów.
Można rozważać, czy musi to być czynione ustawą, czy np. rozporządzeniem prezydenta – tak jest w przypadku sądów administracyjnych, ale prezydent działa na wniosek prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Gdyby wnioski o tworzeniu i znoszeniu sądów składał minister sprawiedliwości, to byłaby to decyzja wyłącznie władzy wykonawczej bez udziału władzy sądowniczej. Wniosek nie może więc pochodzić od ministra, bo to by nic nie zmieniło w zakresie zachwiania równowagi władz.
Dziś Senat odrzucił ustawę o okręgach sądowych sądów powszechnych. Pana zdaniem jakie skutki będzie miała decyzja Senatu?
W Senacie decyduje polityka i skład osobowy izby. Większość ma jedyna partia, która tej ustawy nie chce. Wprawdzie Senat odrzucił projekt ustawy, ale w Sejmie większość mają jej zwolennicy. Nie wątpię, że oni z kolei odrzucą senackie weto.
Problem pojawi się dopiero wtedy, gdy ustawa trafi do prezydenta. Wiadomo, że to właśnie partia, z której prezydent się wywodzi, będzie żądała weta. A takiej sytuacji w obecnej kadencji prezydenckiej jeszcze nie mieliśmy.
W mediach pojawiły się informacje, że ustawa ta była tworzona przez sędziów. Z kolei w środowisku prawniczym mówi się o niej obywatelska. Kto tak naprawdę jest autorem tych przepisów?
Projekt ustawy stworzył komitet inicjatywy ustawodawczej, którym kierował adw. Wojciech Błaszczyk. Utworzyli oni następnie stowarzyszenie „Amici Curiae”. Zespół ludzi tam zebranych, a nie byli to sędziowie, doszedł to wniosku, że konieczne jest uregulowanie kwestii tworzenia sądów ustawą. Ja dołączyłem do komitetu jako reprezentant „Iustitii” dość późno, gdy decyzja co do treści ustawy była już podjęta.
Zająłem się wtedy formalnym opracowaniem jej tekstu, aby odpowiadał wieloletnim, systemowym rozwiązaniom dotyczącym tworzenia i znoszenia sądów. Nie zmieniłem nic w merytorycznej treści ustawy: projekt był dzieckiem grupy inicjatywnej, ja mu uszyłem ubranko. Pod tak napisanym projektem podpisało się 170 000 obywateli, więc to jest ich projekt.