Zgodnie z ustawą Polskie Normy są nieobowiązkowe. Jednak rozporządzenia, które się do nich odwołują, są tak pisane, jakby było odwrotnie.
Prawo budowlane według PKN / Dziennik Gazeta Prawna
Zgodnie z ustawą o normalizacji (Dz.U. z 2002 r. nr 169, poz. 1386 z późn. zm.) stosowanie Polskich Norm (PN) jest dobrowolne.
– Powołanie się na Polską Normę w przepisie prawnym nie zmienia jej dobrowolnego statusu, chyba że ustawodawca świadomie chce ten status zmienić. To jednak jest możliwe tylko przez wyraźne wskazanie tego w postanowieniach innej ustawy – wyjaśnia Tomasz Schweitzer, prezes Polskiego Komitetu Normalizacyjnego.
Tyle teoria. W praktyce jednak sprawa wygląda nieco inaczej.

Rozbieżne opinie

Typową sferą, w której odwołania do PN są bardzo liczne, są różnego rodzaju przepisy budowlane. I choć zgodnie z ustawą o normalizacji budowlańcy, przystępując do realizacji inwestycji, nie są zobowiązani do ich stosowania, to w praktyce nadzór budowlany tego od nich wymaga. Budynek, który zostanie wybudowany niezgodnie ze standardami określonymi w PN, nie zostanie dopuszczony do użytkowania. Nawet wtedy, gdy jego konstruktor zastosuje lepsze rozwiązania niż te, które określa norma (np. długo nieaktualizowana).
– Rzeczywiście, stosowanie Polskich Norm jest dobrowolne, a więc nieobowiązkowe. Z wyjątkiem przypadku, gdy PN jest przywołana w akcie prawnym. Nawet w rozporządzeniu – tłumaczy Renata Ochman-Berg, rzeczniczka Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego.
– Zdajemy sobie sprawę z rozbieżności w opiniach co do obligatoryjnego charakteru norm, ale stoimy na stanowisku, że skoro w przepisach zostały przywołane, to stanowią też podstawę do weryfikacji spełnienia wymagań – dodaje.

Fatalne rozporządzenia

Wszystko dlatego, że rozporządzenia, które odwołują się do Polskich Norm, są w przeważającej części źle napisane. A w różnego rodzaju aktach prawnych powołań na PN jest ok. ośmiu tysięcy.
– Jest ogromny problem z niewłaściwym posługiwaniem się normami w rozporządzeniach. Oczywiście nikt nie przebadał tego przepisu po przepisie, ale niestety w większości przypadków zapisy odnoszące się do Polskich Norm są niewłaściwe – przyznaje Tomasz Schweitzer.
Chodzi o takie regulacje, które sugerują, że spełnienie danego wymagania określanego przez rozporządzenie jest możliwe tylko poprzez wykonanie zgodne z wymogami określonymi przez Polskie Normy, lub wprost odwołujące się do konkretnej normy.
Mało tego, zgodnie z art. 5 ust. 4 ustawy o normalizacji norma może być przywołana w akcie prawnym tylko po jej przetłumaczeniu na język polski.
– Tymczasem mamy odniesienia do bardzo wielu norm w języku angielskim – zauważa prezes PKN.
Dlaczego zatem jednostka normalizacyjna nie tłumaczy tych teksów?
– Po pierwsze, dlatego, że nie ma zainteresowania ze strony danego środowiska. A także ze względów praktycznych. Nie ma sensu tłumaczyć opasłych tomów, które stanowią normy z dziedziny telekomunikacji czy informatyki, ze względu na to, że mogą się one zmieniać nawet co trzy kwartały. Z norm tych korzystają specjaliści, którzy świetnie sobie radzą z językiem oryginału – przekonujeTomasz Schweitzer.
Niemniej jednak taki sposób legislacji powoduje wrażenie, że jedynym sposobem na działanie zgodnie z przepisami jest stosowanie PN. Co więcej, sprawia też, że niemożliwe jest nawet samo zapoznanie się z treścią aktu danego rozporządzenia bez zaznajomienia się z treścią normy.
– Nie da się pominąć faktu, że wskazanie w normie prawnej odniesienia do PN stanowi de facto inkorporowanie do treści tej pierwszej wymogów tej drugiej. Wyłącznie spełnienie warunków z normy gwarantuje bowiem wypełnienie dyspozycji przepisu – zauważa Tadeusz Kotulski, partner w kancelarii KKP Kotulski Köhler Przybysz w Katowicach.
Podobnie uważa mec. Andrzej Michałowski z kancelarii Michałowski Stefański Adwokaci.
– Tak nie można tworzyć prawa, bo ono powinno być proste i zachęcać ludzi do jego stosowania, a nie wprowadzać w błąd. Skoro z ustawy o normalizacji wynika, że stosowanie PN jest nieobowiązkowe, to żadnym innym aktem tego wprowadzić się nie da. Tymczasem wadliwe zapisy powodują niewłaściwe ich odczytywanie. Nie tylko zwykli obywatele mają ten problem, także prawnicy. W trakcie negocjowania kontraktów co i rusz ktoś twierdzi, że danej rzeczy nie można negocjować, bo tego wymaga Polska Norma i jest to przepis bezwzględnie obowiązujący – przyznaje adwokat.
Poza tym wskutek objęcia Polskich Norm prawami autorskimi i w dodatku wyjęcia ich spod reżimu ustawy o dostępie do informacji publicznej (Dz.U. z 2001 r. nr 112, poz. 1198 z późn. zm.) dostęp do nich jest odpłatny. Ceny wahają się od kilkudziesięciu do kilkuset złotych za każdą normę, tymczasem są rozporządzenia, które zawierają odniesienia do kilkudziesięciu z nich.

Legislacja „kopiuj wklej”

Zdaniem Polskiego Komitetu Normalizacyjnego tylko odniesienie do Polskiej Normy w ustawie skutkowałoby obowiązkiem jej stosowania. W konsekwencji jednak wiązałoby się też z darmową jej dostępnością. Z pozostałymi normami, do których odnoszą się rozporządzenia, można się zapoznać po ich zakupie lub odwiedzając jedną z czytelni PKN. Tych jest jednak w Polsce tylko... trzy: w Warszawie, Łodzi i Katowicach. Tak więc gdy mieszkaniec Szczecina chce zapoznać się z definicją legalną określenia „łatwo zapalny”, które prawodawca w rozporządzeniu ministra infrastruktury w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie z 12 kwietnia 2002 r. (Dz.U. nr 75, poz. 690), definiuje poprzez odniesienie do Polskiej Normy nr PN-EN 13501-1:2008, musi zapłacić lub przemierzyć pół Polski.
– Jeśli obywatel ma prawo znać definicję prawną danego zjawiska, to określając ją, nie można się odwoływać do pojęć, które są dla niego trudne albo niedostępne. Natomiast jeśli przepisy mają być przepisami bezwzględnie obowiązującymi, to każdy obywatel ma prawo móc do nich dotrzeć bez szczególnego trudu. Możliwość zapoznawania się w czytelniach nie spełnia tego wymagania – uważa mec. Andrzej Michałowski.
Zdaniem adwokata nieprawidłowe powoływanie się na PN w rozporządzeniach ma swoje źródło w czasach, kiedy ich stosowanie było obowiązkowe.
– Wówczas odwołanie się w akcie prawnym do Polskiej Normy było odwołaniem się do przepisu prawa bezwzględnie obowiązującego – wspomina prawnik.
Jednak przejściu z obligatoryjnego stosowania norm na system dobrowolny nie towarzyszyła zmiana praktyki tworzenia rozporządzeń.
Akty wykonawcze tworzy się bowiem często na zasadzie powielania poprzednich. Stąd pokusa bezrefleksyjnego przenoszenia zapisów i sformułowań typu „w sposób zgodny z Polską Normą”.
– Ale przyczyna może też być inna. Tworząc rozporządzenie, urzędnik może zakładać, że gdy wprowadzi do niego konkretne dane, to będzie trzeba nowelizować akt za każdym razem, gdy norma się zmieni i liczby ulegną choćby minimalnemu wahnięciu. A jak wprowadzi zapis odwołujący się do normy, to nawet gdy ona się zmieni, nie trzeba będzie nowelizować rozporządzenia. Tyle, że tak nie wolno tworzyć prawa – podkreśla mec. Michałowski.

Nie środki, lecz cel

Polski Komitet Normalizacyjny przeprowadził szkolenia w departamentach prawnych wszystkich ministerstw. Sprowadzały się do tego, by wyczulić urzędników pracujących nad rozporządzeniami, aby w przepisach podkreślali, że stosowanie danej Polskiej Normy jest jedną z możliwości spełnienia wymogów prawa. Tak jak np. zrobiono to w rozporządzeniu Rady Ministrów w sprawie dopuszczenia wyrobów do stosowania w zakładach górniczych (Dz.U. z 2004 r. nr 99, poz. 1003). W jego załączniku nr 2 pkt 337 stanowi, że „sprzęt elektryczny powinien być wykonany w sposób zapewniający bezpieczeństwo w czasie pracy i konserwacji. Wykonanie sprzętu zgodnie z wymaganiami określonymi w odpowiednich Polskich Normach stwarza domniemanie, że wyrób jest bezpieczny”.
– Taki sposób legislacji jest tak rzadki, że fragment ten wisi u mnie w antyramie jako coś naprawdę wyjątkowego – śmieje się Tomasz Schweitzer.
– Choć muszę przyznać, że ostatnio całkiem dobrze sobie radzi w tym względzie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych – dodaje i postuluje taki sposób tworzenia rozporządzeń, by nie stawiały wymagań co do tego, jak dana rzecz miałaby zostać wykonana, lecz jakie cele ma spełniać.
Zatem zamiast określać, z jakiego materiału ma być wykonane np. okno, wystarczyłoby określić, jakie ma spełniać parametry pod względem przepuszczalności hałasu, ciepła czy światła.
– Producent, by spełnić te wymagania, może skorzystać z Polskiej Normy, ale jeśli ma lepszy pomysł, to dlaczego państwo ma hamować jego innowacyjność – pyta prezes PKN.
Właśnie dla zwiększenia konkurencyjności gospodarki wprowadzono w 1994 r. system normalizacji dobrowolnej jako właściwy dla gospodarki rynkowej. Miało to wzmóc innowacyjność i poszukiwanie nowych, lepszych rozwiązań. Według przedstawicieli PKN istnieje bowiem zależność pomiędzy obowiązkowym stosowaniem norm a wprowadzaniem ulepszeń.
– Ale jest też inna bardzo ważna cecha, która sprawia, że system dobrowolny jest o tysiąc razy lepszy od obligatoryjnego, który obowiązek stosowania norm nie tylko zwalnia z myślenia, lecz także zdejmuje odpowiedzialność z wykonawcy, jeśli ten wykaże, że zrobił wszystko zgodnie z normami. Hala Międzynarodowych Targów Katowickich nie zawaliła się dlatego, że normy dotyczące obciążenia podawały złe dane, tylko dlatego, że konserwator nie zadbał, by uprzątnąć z dachu śnieg – argumentuje Tomasz Schweitzer
Polski Komitet Normalizacyjny stoi na stanowisku, że odpłatność za normy (które nie są obowiązkowe) jest też o wiele bardziej sprawiedliwa społecznie, za dostęp do wiedzy płacą bowiem ci, którzy ją potem wykorzystują w celach komercyjnych: architekci, budowlańcy, inżynierowie.
Słowniczek
Polska Norma to dokument naukowo-techniczny określający sposób wykonania danego przedmiotu, instalacji czy obiektu. Zatwierdza ją krajowa jednostka normalizacyjna. Może być także wprowadzeniem normy europejskiej lub międzynarodowej.
Wytyczną dla ustawodawcy ma być cel społeczny regulacji
Prof. Jan Błeszyński, cywilista, specjalista prawa autorskiego
Podstawową cechą prawa musi być jednoznaczność, pewność zasad obowiązujących w sytuacji, która jest przez nie regulowana. Inaczej prawo nie ma szansy, aby być regulatorem stosunków społecznych. Jeśli jest nieczytelne, niejednoznaczne i nie koresponduje z czytelnym celem społecznym, to po pierwsze, stan prawny staje się wątpliwy, a po drugie, decyzja co do interpretacji aktu prawnego przesuwana jest na tego, kto je stosuje.
Kiedyś przeważał w praktyce pogląd, że stosowanie Polskich Norm było obowiązkiem, one same były dokumentem objętym wyłączeniem spod ochrony prawa autorskiego, a korzystanie z nich było wolne od opłat. Obecnie PN mają charakter wytycznych, czyli w istocie mają status dzieła naukowo-technicznego o cechach zawieszonego w próżni zalecenia. W konsekwencji organy wydające rozporządzenia mają obowiązek dostosowania ich do charakteru prawnego PN.
Nasuwa się pytanie, w którym kierunku należałoby zmienić obecną sytuację. Czy poprzez wyjęcie tych norm spod ochrony prawa autorskiego, czy poprzez zmianę charakteru PN i uregulowanie obowiązku ich stosowania. Moim zdaniem cały szereg kwestii wymaga tu przedyskutowania od początku. Musi być jasno udzielona odpowiedź na pytanie, czy chcemy przyjąć konstrukcję PN jako tekstu nieobowiązującego, który jest tylko opracowaniem naukowym. Czy może raczej norma powinna spełniać rolę porządkującą rzeczywistość w dziedzinach, do których się odnosi, i stwarzać wymogi o charakterze powszechnie obowiązującym?
O tym warto dyskutować, a konkluzją powinna być zmiana obowiązujących przepisów. Obecnie z jednej strony mamy specyficzną pozycję PKN wynikającą z ustawy o normalizacji, a z drugiej prawo autorskie, które wyłącza spod ochrony jedynie dokumenty urzędowe. Ta konstrukcja musi być zmieniona, choćby z tego powodu, że normy czemuś służą. Innymi słowy, zamiast dyskutować o istocie zagadnienia, tj. o tym, co przez system norm chcemy osiągnąć, zaczynamy dyskutować o tym, kto jest właścicielem praw, co sprowadza sprawę do absurdu. To cel społeczny regulacji musi być wytyczną dla rozstrzygnięcia powstałych kwestii.