Arbiter powinien w każdej sprawie dokonać oceny, czy zawnioskowany dowód coś wnosi do sprawy, czy też strona zgłasza go w celu przedłużenia postępowania - twierdzi Andrzej Szumański.
Sposób przeprowadzania dowodów w postępowaniu arbitrażowym budzi wątpliwości uczestników. Przepisy o postępowaniu dowodowym przed sądami powszechnymi nie pasują do specyfiki arbitrażu?
Tak. I dlatego arbitrzy wykorzystują pewne pomysły zaczerpnięte z prawa anglosaskiego. Jednak taka praktyka często spotyka się z niezrozumieniem u pełnomocników procesowych, wychowanych na tradycyjnym postępowaniu dowodowym określonym w kodeksie postępowania cywilnego. Arbiter, który prowadzi postępowanie dowodowe, jest ograniczony pewnymi zasadami prawa arbitrażowego, które w dodatku niekiedy mogą się wykluczać.
Czy sam może decydować o tym, w jaki sposób prowadzi postępowanie?
Wszystkie systemy prawne, łącznie z polskim, stanowią, że zespół orzekający powinien prowadzić postępowanie arbitrażowe w taki sposób, jaki uważa za właściwy. Daje mu to dużą swobodę i możliwość stosowania nowych pomysłów, np. może wykorzystywać instytucje, które zrodziły się w innych realiach prawnych (np. prawa anglosaskiego) i dostosowywać je do arbitrażu prowadzonego na podstawie przepisów prawa kontynentalnego. Musi przy tym jednak przestrzegać prawa do obrony, a więc zapewnić stronom możliwość pełnego przedstawienia ich sprawy.
Gdyby arbiter nie mógł dopuścić pewnych dowodów albo musiał ograniczać ich zakres, to wówczas przyjmuje się, że narusza on prawo strony do pełnego zaprezentowania stanowiska. Może to spowodować uchylenie wyroku sądu polubownego lub brak uznania orzeczenia albo odmowę stwierdzenia jego wykonalności.
Dopuszczanie każdego dowodu oznacza przedłużanie postępowania.
Wprawdzie arbiter ma prawo prowadzić sprawę w taki sposób, jaki uzna za właściwy, ale musi robić to sprawnie i mieć na względzie koszty postępowania. Na przykład decydując o dopuszczeniu opinii biegłego, arbiter wie, że przez to przedłuży sprawę co najmniej o pół roku i wygeneruje duże koszty. Gdyby kierował się zasadą szybkości postępowania arbitrażowego i rozsądnej wysokości jego kosztów, to często powinien nie dopuszczać ekspertyzy biegłego. Jednak wówczas narazi się na zarzut, że uniemożliwił stronie zaprezentowanie własnej sprawy.
Jakie jest wyjście?
Powinien być odważny i w każdej sprawie dokonać oceny sytuacji, aby stwierdzić, czy zawnioskowany dowód coś wnosi do sprawy, czy też strona zgłasza go w celu przedłużenia postępowania. Gdyby wówczas arbiter dopuścił dowód, to zachowa się asekuracyjnie. Wprawdzie uniknie ryzyka skargi o uchylenie wyroku lub nie wystąpią kłopoty z uznaniem albo stwierdzeniem jego wykonalności, ale swoim postępowaniem narazi stronę na koszty i spowoduje przedłużenie postępowania nawet o rok lub dłużej.
Gdy arbiter ma pewność, że zgłaszany dowód nie przyczyni się do rozstrzygnięcia sporu, to – moim zdaniem – nie powinien go dopuścić. Z kolei podejmując decyzję w sprawie dopuszczenia dowodu, arbiter nie powinien naruszać dwóch zasad: możliwości obrony swoich praw przez stronę oraz nieprzewlekania postępowania. Przebieg postępowania dowodowego przyspieszają choćby zeznania świadków na piśmie, czyli instytucja przeniesiona z systemu anglosaskiego.
Na czym ona polega?
W polskiej procedurze cywilnej obowiązuje zasada bezpośredniości dowodów, co oznacza przesłuchanie świadków na rozprawie. Często jednak wezwani nie mają nic do powiedzenia i słuchanie ich jest stratą czasu, więc w systemie anglosaskim stosuje się zeznania świadków na piśmie. Weźmy taki przykład: strona wnosi o przesłuchanie 18 świadków. Już na pierwszej rozprawie arbiter musi tę liczbę ograniczyć, bo wiadomo, że wśród nich są świadkowie mniej ważni, a nawet tacy, którzy nic nie wniosą do sprawy.
Dlatego czasem po negocjacjach ze stronami udaje się zaproponować, aby każda z nich – w zakreślonym terminie – przedstawiła pisemne zeznania świadków. Pełnomocnik procesowy, który o nie wnioskuje, przesłuchuje świadka np. w swoim gabinecie i spisuje pytania i odpowiedzi. Następnie te dokumenty zostają wysłane drugiej stronie oraz sądowi arbitrażowemu.
Czytając takie oświadczenie, arbiter może się zorientować, czy świadek ma coś do powiedzenia, i wówczas może zapytać stronę, czy takie zeznanie jej wystarczy. Jednak ta instytucja może być sprzeczna z zasadą bezpośredniości dowodów, gdyż druga strona nie ma możliwości zadawania świadkowi pytań. Dlatego arbiter, wydając zarządzenie o dopuszczeniu dowodu z zeznań świadka na piśmie, zakreśla termin, w którym druga strona deklaruje, czy chce świadka dosłuchać, albo zawnioskuje o jego ustne przesłuchanie. Gdy się okaże, że osoba ta nic nie wnosi, to często nawet rezygnuje z niej ta strona, która ją zawnioskowała. Taka procedura ułatwia i przyspiesza postępowanie dowodowe.