Główny Inspektorat Transportu Drogowego (GITD) staje się ważniejszy od policyjnej drogówki i sukcesywnie przejmuje jej zadania. Znaczenie inspekcji – wraz z rozwojem systemów nadzoru nad ruchem, takich jak odcinkowy pomiar prędkości czy rejestracja przejazdu na czerwonym świetle – w kolejnych latach będzie jeszcze rosło.
Jak się dowiedzieliśmy, teraz GITD szkoli swoich funkcjonariuszy do jazdy ekstremalnej. Na przełomie kwietnia i maja 90 inspektorów weźmie udział w szkoleniu z doskonalenia techniki jazdy. Jak wynika z dokumentacji przetargowej, będzie m.in. zawierało elementy poślizgu w zakręcie, hamowania na łuku, hamowania przed przeszkodą, hamowania na śliskiej nawierzchni, jazdy w łuku, poślizgu podsterowanego i nadsterowanego oraz omijania przeszkody. Chęć przeprowadzenia szkolenia wyraziły dwie firmy – za usługę liczą sobie ok. 130 tys. zł.
Inspektorzy szykują się do łapania piratów drogowych, co dziwi, zwłaszcza że GITD – przynajmniej teoretycznie – zajmuje się głównie kontrolami ciężarówek przewożących ładunki (rocznie ok. 200 tys. kontroli). Te z kolei nie są zdolne do rozwijania zawrotnych prędkości.
Rzecznik GITD Alvin Gajadhur przekonuje, że chodzi o zwiększenie bezpieczeństwa inspektorów podczas wykonywania obowiązków służbowych. – Szkolenie dotyczyć będzie głównie inspektorów transportu drogowego pełniących służbę z wykorzystaniem motocykli i samochodów osobowych, w tym nieoznakowanych – tłumaczy rzecznik.
A właśnie sposób działania 29 nieoznakowanych radiowozów GITD budzi duże emocje wśród kierowców. Powinny się zajmować robieniem zdjęć piratom drogowym. Ale czasem zachowują się jak drogówka. Inspekcja może w pewnych przypadkach zatrzymać pojazd do kontroli i wystawić kierowcy mandat, ale inspektorzy mają sporo swobody w określaniu tego, co podchodzi pod kategorię „szczególny”. Jak usłyszeliśmy w GITD, mogą to być sytuacje, gdy wydaje się, że kierowca jest nietrzeźwy lub odurzony narkotykami, gdy rażąco narusza przepisy ruchu drogowego albo powoduje zagrożenie bezpieczeństwa.
Co ciekawe, inspekcja nie wie, ile razy zdarzyły się przypadki zatrzymania kierowców przez nieoznakowane patrole. – Takie statystyki nie są prowadzone – przyznaje Gajadhur. Wiadomo tylko, że do tej pory kontrolerzy GITD jeżdżący 29 nieoznakowanymi pojazdami ujawnili ponad 32,1 tys. przypadków naruszeń przepisów ruchu drogowego. Jeśli średni mandat za prędkość wynosi 350 zł, to można założyć, że nieoznakowane auta inspekcji zarobiły już ponad 11 mln zł.
Coraz szersze uprawnienia GITD zaniepokoiły Sejm. Część posłów wnioskowała o ograniczenie inspektorom dostępu do broni, argumentując, że nie ścigają bandytów. Ale na posiedzeniu sejmowej komisji spraw wewnętrznych 4 kwietnia szef GITD Tomasz Połeć przekonał jej członków, by dostęp do broni utrzymać. Argumentował, że działania inspekcji „wykazują pewną analogię do działań prowadzonych przez policjantów ruchu drogowego”. Zgodził się tylko, że GITD nie potrzebuje uprawnień do korzystania z kolczatek drogowych, bo inspektorzy ich nie używają w codziennej pracy. Za to wcześniej – na etapie projektowania systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym – analizowana była możliwość korzystania m.in. z bezzałogowych dronów do mierzenia prędkości z powietrza.
Zwiększanie roli GITD nie sprowadza się tylko do jej uprawnień. Tempo rozrastania się inspekcji w sensie instytucjonalnym też robi wrażenie. Cztery lata temu pracowało tam niespełna 50 urzędników. Teraz w centrali zatrudnionych jest ponad 700 (z czego ok. 200 nadzoruje fotoradary). Budżet GITD w okresie 2011–2012 urósł ponadsiedmiokrotnie – z 20 do 150 mln zł. W tym roku jest na podobnym poziomie. – Ironią tego budżetu jest to, że dużą jego część stanowią np. koszty usług pocztowych. Jeden fotoradar robi 30–60 zdjęć na dobę. W skali roku generuje to gigantyczną liczbę zawiadomień wysyłanych do właścicieli pojazdów – mówi pracownik GITD.
Eksperci przekonują, że GITD, podobnie jak straż miejska, coraz częściej wchodzi w buty policji drogowej. – Rozrost inspekcji związany jest z zakresem jej działań, których już jest sporo. W końcu odpowiada m.in. za sieć fotoradarów, kontrolę opłat w ramach systemu e-myta czy sprawdzanie stanu technicznego pojazdów – mówi Andrzej Grzegorczyk ze stowarzyszenia Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.