W każdym województwie od wczoraj jeden bloger przygląda się temu, jak działają miejscowe media. Ruszył nowy program Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka „Lokalny monitoring wolności mediów”.
Z punktu widzenia ogólnopolskich gazet czy telewizji wydaje się oczywiste ich prawo do tego, by patrzeć władzy na ręce. Inaczej to jednak wygląda z perspektywy małych, lokalnych mediów. Wójt może z dnia na dzień zniszczyć gazetę, odcinając ją od gminnych reklam lub wytaczając kosztowny proces.
– Prawdziwa walka o swobodę wypowiedzi rozgrywa się właśnie na poziomie lokalnych redakcji. Media lokalne nie posiadają silnego zaplecza organizacyjnego, finansowego ani wsparcia prawnego – tłumaczy Dominika Bychawska-Siniarska, dyrektorka merytoryczna „Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce”.
Uruchomiona wczoraj platforma blogerska www.wolnoscmediow.org ma służyć wzmocnieniu lokalnych mediów. Wybrani i przeszkoleni przez HFPCz blogerzy mają monitorować incydenty utrudniające dziennikarzom lokalnym wypełnianie funkcji „publicznego stróża” oraz relacjonować je na blogach.
Pojawiły się już pierwsze wpisy. Rafał Grząślewicz monitorujący media w woj. wielkopolskim opisuje zakończenie procesu w głośnej sprawie blogera z Mosiny. Zamieszczał on w internecie niepochlebne komentarze pod adresem burmistrz tego miasta Zofii Springer.
Pisał o niej m.in. „kłamliwa bestia”, a o magistracie, że „to burdel na kółkach”. W pierwszej instancji został uznany za winnego, w drugiej uniewinniony. W Sądzie Najwyższym utrzymano ten wyrok w zakresie większości czynów, ale uchylono co do wpisu, w którym zarzucał burmistrz „zmuszanie urzędników do bezprawia”.
Jak pisze członek uruchomionego wczoraj programu w ostatnich dniach sprawa ta doczekała się wyroku w poznańskim Sądzie Okręgowym. Umorzył on postępowanie, argumentując to znikomą szkodliwością czynu.