W ministerialnym projekcie nowelizacji kodeksu karnego proponowano, aby upubliczniać wyroki, a co za tym idzie dane sprawców, którzy dopuścili się wielokrotnych zabójstw, gwałtów, czy pedofilów, po opuszczeniu przez nich więzienia. Miało to uczulić obywateli na wyjście na wolność zdemoralizowanych przestępców.
Prewencyjne środki zabezpieczające przewidziane w nowelizacji kodeksu karnego / DGP
W projekcie zapisano nowy prewencyjny środek zabezpieczający, jakim miało być podanie wyroku do publicznej wiadomości. Głośny sprzeciw podnieśli jednak niektórzy eksperci, a także generalny inspektor ochrony danych osobowych.
Przestrzegają, że takie kroki mogłyby spowodować lawinę kłopotów. Nie można bowiem przestępcy, który odbył już karę, wyrzucać poza nawias społeczeństwa. W efekcie resort odpuścił.
Ministerstwo Sprawiedliwości zweryfikowało swój pogląd. Badania prowadzone na początkowym etapie prac nad tym projektem wskazywały na przydatność tego rozwiązania.
Głębsza analiza opinii i uwag zebranych w trakcie konsultacji społecznych spowodowała jednak, że MS uznało, że wprowadzenie tej instytucji prawnej nie jest konieczne – przyznaje Patrycja Loose, rzecznik prasowy MS.

Druga kara

W uzasadnieniu projektu resort przekonywał: „W czasach, gdy opracowywano przepisy o środkach zabezpieczających, nie było potrzeby, aby uwzględniać postępowanie ze sprawcami seryjnych gwałtów, morderstw czy gwałtów pedofilskich, gdyż stanowiły one zjawisko marginalne, a narzędziem jego zwalczania w prawie karnym mogła być kara śmierci”.
Jednak w 1989 r. Sejm ogłosił amnestię i przestępcom, którzy mieli orzeczoną karę śmierci, zamieniono ją na 25 lat pozbawienia wolności – kara dożywocia wówczas nie istniała. A że termin się zbliża, resort wyszedł z pomysłem upubliczniania wyroków.
Zgodnie z projektowanym art. 98a k.k. sąd miał mieć możliwość orzec taki środek, jeżeli sprawca chory psychicznie, upośledzony umysłowo bądź z zaburzeniem preferencji seksualnych, a także zaburzeniem osobowości popełnił dwa lub więcej przestępstw przeciwko życiu, zdrowiu, bezpieczeństwu powszechnemu lub wolności seksualnej.
Wówczas skazujący go wyrok podawany byłby do publicznej wiadomości bezpośrednio po jego wyjściu z więzenia lub przy warunkowym odstąpieniu od umieszczenia go w zakładzie psychiatrycznym czy innym zakładzie zamkniętym. Orzeczenie mogłoby być zamieszczone nawet na specjalnie przeznaczonej do tego celu stronie internetowej.
– Projekt resortu sprawiedliwości przewiduje automatyzm w podaniu wyroku do publicznej wiadomości. I z tym się nie zgadzam – wskazywał w swych uwagach dr Wojciech Rafał Wiewiórowski, generalny inspektor ochrony danych osobowych.
Nie oznacza to jednak, że wszyscy potępiają takie pomysły w czambuł. Prawnicy i sędziowie, choć mają wątpliwości, czy podanie wyroku przy wyjściu przestępcy z więzienia jest dobrym pomysłem, to jednak samą istotę takiego środka zabezpieczającego uważają za interesującą propozycję.
– Wydaje się, że proponowana zmiana, będąca pochodną normy art. 50 k.k. („Sąd może orzec podanie wyroku do publicznej wiadomości w określony sposób, jeżeli uzna to za celowe, w szczególności ze względu na społeczne oddziaływanie skazania, o ile nie narusza to interesu pokrzywdzonego” – red.), wraz z gwarancjami w postaci szczegółowego trybu postępowania zasługuje na aprobatę.
Pozytywnie oceniam fakultatywny charakter stosowania środka – komentuje sędzia Rafał Puchalski, wiceprezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.
Wyjaśnia, że taki środek spełnia kilka funkcji: zakwestionowania dobrego imienia, jakim dotychczas cieszył się skazany w opinii publicznej, ostrzeżenie innych potencjalnych sprawców oraz danie satysfakcji pokrzywdzonemu.
– Można przypuszczać, że publicznie napiętnowany skazany, którego wskazano z imienia i nazwiska jako sprawcę czynu zabronionego, będzie w przyszłości chciał uniknąć podobnych sytuacji – dodaje.
– Sama istota środka zabezpieczającego nie była zła – wtóruje dr Zbigniew Barwina, współpracownik Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, adwokat z kancelarii Kaczor Klimczyk Pucher Wypiór.
Wskazuje jednak, że jeżeli już podawać wyroki dla publicznej wiadomości, to nie po to, żeby potęgować dolegliwość sprawcy, ale by chronić inne osoby, które potencjalnie mogłyby stać się jego ofiarami.
– Upublicznianie wyroku kształtuje bowiem świadomość prawną społeczeństwa – zauważa sędzia Puchalski.



Luka w prawie

Obecnie opublikowanie wyroku jest tylko jednym ze środków karnych. Różnica jest taka, że środki te orzekane są w celu sprawienia dodatkowej dolegliwości sprawcy. Środki zabezpieczające stosuje się natomiast w celu ochrony społeczeństwa przed kolejnymi działaniami przestępców.
Dotyczą osób niepoczytalnych, wobec których nie zapada wyrok skazujący. Sąd umarza wówczas postępowanie i orzeka środek zabezpieczający celem odizolowania sprawcy od społeczeństwa.
Zgodnie z art. 50 k.k. sąd każdorazowo analizuje sytuację i kalkuluje, czy opublikowanie wyroku przyniesie więcej korzyści, czy szkód.
– Problem jednak w tym, że art. 50 k.k. dotyczy skazania sprawcy, zaś projektowane zmiany dotyczyły sytuacji, gdy przestępca z uwagi na stopień niepoczytalności nie zostaje skazany. Sprawcy niepoczytalni zostali pominięci przez ten środek karny – tłumaczy sędzia Puchalski.
Istnieje więc luka w prawie, którą projektowany przepis by zapełnił.
– Dlatego dziwię się, że resort się wycofał. W projekcie powielono jako środki zabezpieczające środki karne. Bez tego przestępca jest niekarany i nie ma żadnych ograniczeń wynikających z ustawowych środków karnych, takich jak zakaz prowadzenia działalności związanej z wychowaniem, leczeniem, edukacją małoletnich lub opieką nad nimi czy obowiązek powstrzymania się od przebywania w określonych środowiskach albo miejscach lub zakaz kontaktowania się z określonymi osobami – wskazuje sędzia Puchalski.

Kara dla ofiary

Dyskusja na temat upubliczniania danych przestępców toczy się jednak od lat. I mimo wycofania się resortu z proponowanych zapisów – a może właśnie z tego powodu – raczej nie ucichnie.
– Te informacje powinny być upubliczniane, ale nie automatycznie – przekonuje dr Barwina.
Zarówno zwolennicy szerokiego podawania do wiadomości publicznej danych o sprawcy, jak i przeciwnicy zgodni są co do tego, że w niektórych sytuacjach ujawnienie imienia i nazwiska przestępcy spowoduje jednocześnie stygmatyzację jego ofiary. To z kolei może powodować pogłębienie uczucia krzywdy u pokrzywdzonych przestępstwem.
– Dlatego sąd powinien ocenić, czy ujawniać dane. Jeżeli dowiadujemy się, że przestępstwo dotyczyło np. kazirodztwa, to jest ono w oczywisty sposób skierowane do rodziny tej osoby. Krąg osób, które mogły być ofiarami, jest więc ograniczony – zauważa dr Wiewiórowski.
– Takich przypadków, gdy środki karne uderzają w inne osoby, jest jednak mnóstwo, więc to niekoniecznie musi świadczyć przeciwko tym środkom – ripostuje jednak dr Barwina.
– Sąd, jeżeli po rozważeniu wszelkich okoliczności sprawy zdecyduje o publikacji wyroku, nie powinien ograniczać zakresu publikacji do szczątkowych danych, lecz zamieszczać pełne dane osobowe, z pominięciem tylko miejsca zamieszkania – przekonuje wręcz sędzia Puchalski.
Sądy po ten instrument sięgają jednak rzadko.
– Tylko w małych sądach i na ogół gdy sprawa dotyczy jazdy pod wpływem alkoholu – mówi nam dr Monika Zbrojewska z Katedry Postępowania Karnego i Kryminalistyki Uniwersytetu Łódzkiego.
I być może w tym tkwi rozwiązanie, by skłonić sędziów do śmielszego sięgania po ten środek. Z pewnością budowałoby to także świadomość społeczną o tym, jak działa prawo karne.
– Podanie wyroku do publicznej wiadomości powinno odbywać się jednak zaraz po tym wyroku, a nie wiele lat później. Jeżeli sprawca chciałby rozpocząć nowe życie, to taki pomysł byłby strzeleniem mu w kolano – podkreśla dr Zbrojewska.