Komisja Europejska chce ukrócić swobodną produkcję i sprzedaż papierosów elektronicznych. Jeżeli wejdzie w życie projekt dyrektywy tytoniowej, producenci e-papierosów będą musieli je przebadać, by uzyskać zezwolenie na ich sprzedaż jako produktu leczniczego. W innym przypadku będą zmuszeni umieścić na ich opakowaniach ostrzeżenia o ich szkodliwości dla zdrowia, tak jak na tradycyjnych wyrobach tytoniowych.
Propozycje wzbudzają kontrowersje. Przestraszyli się nie tylko producenci, lecz także palacze. Ci ostatni obawiają się wzrostu cen oraz ograniczenia dostępu do e-papierosów.
Jednak eksperci zwracają uwagę, że ich wpływ na zdrowie nie został jeszcze dokładnie przebadany. Z tego właśnie powodu w 2008 r. WHO wydała stanowisko, w którym nie zaleca stosowania tego rodzaju produktów.
– Trzeba popracować nad regulacjami prawnymi w dyrektywie, tak aby nie wylać dziecka z kąpielą. E-papierosy stanowią na pewno zdrowszą alternatywę dla zwykłych papierosów, ale muszą być kontrolowane – mówi dr Maciej Goniewicz z brytyjskiego Queen Mary University of London.
Nowy projekt dyrektywy tytoniowej przewiduje wprowadzenie restrykcyjnego prawa uderzającego w producentów e-papierosów. Wciąż nie zbadano bowiem w pełni wpływu tego produktu na ludzkie zdrowie.
Obecnie w tym zakresie panuje wolnoamerykanka: każde państwo członkowskie prowadzi inną politykę, Polska zaś należy do tych krajów, które nie mają żadnych regulacji. Unijne przepisy miałyby wprowadzić jasne zasady produkcji i sprzedaży elektronicznego dymka.
W zależności od zawartości nikotyny e-papieros uzyskiwałby status albo produktu leczniczego, albo zwykłego papierosa. Te zawierające nikotynę w dawce niższej niż 4 mg/ml mogłyby być swobodnie wprowadzane do obrotu, zaopatrzone jedynie w ostrzeżenia zdrowotne.
W razie przekroczenia progu na sprzedaż e-papierosów trzeba będzie uzyskać takie samo zezwolenie jak na handel produktami leczniczymi, np. służącymi do nikotynowej terapii zastępczej.
Jak tłumaczy w rozmowie z DGP przedstawiciel Komisji Europejskiej, nowe przepisy mają chronić konsumentów i wprowadzić przejrzyste reguły co do reklamy produktów. – Nawet jeśli e-papierosy nie są tak szkodliwe jak normalne, to powinny być kontrolowane, bowiem zawierają substancje, które są uzależniające i mogą być wprowadzeniem do palenia normalnych papierosów – mówi nam z kolei Łukasz Balwicki z Polskiego Towarzystwa Programów Zdrowotnych.
Obecną lukę prawną wykorzystują dziś nawet uczniowie. Nauczyciele skarżą się, że młodzi coraz częściej palą e-papierosy w szkołach i nikt im tego nie może zakazać, bo nie ma ku temu podstaw prawnych. Nie istnieją również ograniczenia w sprzedaży elektronicznych papierosów. Duża część handlu nimi odbywa się przez internet.
Tymczasem ich wpływ na zdrowie nie jest jeszcze znany. Z badań przeprowadzonych przez dr. Macieja Goniewicza z brytyjskiego Queen Mary University of London wynika, że dawki nikotyny pobierane przez użytkowników e-papierosów nie są wyższe niż dawki wdychane z dymem papierosów konwencjonalnych.
Co więcej, ilość substancji toksycznych w porównaniu z papierosami jest znikoma. Jednak w badaniach wyszło też, że producenci nie zawsze uczciwie podają zawartość substancji znajdujących się w tego typu produktach.
Gdyby Komisja Europejska przyjęła dyrektywę, mogłoby to oznaczać, że szybko rozwijający się rynek e-papierosów zostałby przyhamowany. Wśród ich producentów dominują małe i średnie firmy, których nie będzie stać na poniesienie dodatkowych kosztów związanych z uzyskiwaniem zezwoleń na sprzedaż i wprowadzeniem ostrzeżeń zdrowotnych.
Obecnie rynek e-papierosów szybko rośnie, w przeciwieństwie do tradycyjnego. Ten ostatni w 2012 r. skurczył się o prawie 8 proc. Sprzedawcy papierosów elektronicznych deklarują natomiast 10-, 20-proc. wzrosty sprzedaży swoich wyrobów.
Research and Markets szacuje wielkość światowego rynku e-papierosów na 400 mln dol. Do 2015 r. ma on wzrosnąć pięciokrotnie. Z kolei Euromonitor International utrzymuje, że wartość rynku już dziś przekroczyła 2 mld dol.
Skąd te rozbieżności? – Rynek podlega dużym wahaniom, część klientów po pewnym czasie rezygnuje z korzystania z e-papierosów. Dlatego niezwykle trudno jest ustalić faktyczny przyrost w liczbie użytkowników – tłumaczy nam przedstawiciel sklepu E-Smoke z Limanowej, dystrybutor produktów Volish, Mild i Provouge.