Opłata za skargę na wyrok w sprawie przetargu ma być 50 razy mniejsza niż dzisiaj. Nowelizacja przepisów powinna przywrócić dwuinstancyjne orzecznictwo, które obecnie jest fikcją, bo firm nie stać, by płacić za to miliony.
Fikcja drugiej instancji / DGP
Radykalną obniżkę opłaty od skargi przewidują założenia nowelizacji ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych. Miały one zostać przyjęte przez rząd już w poprzednim tygodniu, ale niektóre resorty (zwłaszcza Ministerstwo Finansów) zgłosiły w ostatniej chwili wiele zastrzeżeń.
– Żadne z nich nie dotyczyły jednak propozycji odnoszącej się do wysokości opłat w sprawie skargi na wyrok Krajowej Izby Odwoławczej, więc wydaje się, że nie budzi ona większych kontrowersji – mówi prof. Jacek Gołaczyński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Wygląda na to, że zmniejszenie opłaty sądowej jest przesądzone.
– Postulujemy to od dawna i mamy nadzieję, że zmiany szybko zostaną uchwalone. Dopiero wtedy wykonawcy odzyskają prawo do sądu, które teraz jest fikcją – ocenia Grzegorz Lang z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”.

Lepiej dla większości

Dzisiaj opłata od skargi na większość wyroków KIO jest stosunkowa i wynosi 5 proc. wartości przedmiotu zamówienia, czyli tak samo jak w sprawach cywilnych. Jest jednak zasadnicza różnica. Górną granicę kosztów sądowych w Polsce stanowi 100 tys. zł. Jedynie w sprawach przetargowych uczyniono wyjątek od tej zasady. Tu opłata może wynieść nawet 5 mln zł.
Jedynie w sprawach dotyczących czynności podejmowanych przed otwarciem ofert (większość sporów dotyczy zaś ostatecznych wyników) opłata jest stała i wynosi pięciokrotność wpisu od odwołania wnoszonego do KIO. Zgodnie z propozycją resortu sprawiedliwości teraz reguła ta dotyczyć ma wszystkich spraw. W praktyce oznacza to, że w zależności od wartości i rodzaju przetargu oraz tego, kto go organizuje, opłata od skargi wynosić będzie: 37,5 tys. zł, 50 tys. zł, 75 tys. zł lub maksymalnie 100 tys. zł.
W praktyce na zmianach skorzysta największa grupa firm. Tylko w najtańszych przetargach dzisiaj skarga kosztuje mniej, niż ma kosztować po wejściu w życie nowej regulacji. Firma, która obecnie chciałaby zaskarżyć wyrok KIO w przetargu o wartości 200 tys. zł, musiałaby zapłacić 10 tys. zł; po zmianach już 37,5 tys. zł. Trzeba jednak pamiętać, że druga instancja jest z reguły przeznaczona dla poważniejszych sporów i mniejsze sprawy rzadziej do niej trafiają.
Opłata stosunkowa w wysokości 5 proc. obowiązywać ma jedynie przy skargach na orzeczenia dotyczące kar finansowych nakładanych na zamawiających. I tu jednak górną granicę stanowić będzie 100 tys. zł.

Nierówne traktowanie

Przepis wprowadzający kuriozalnie wysoką opłatę obowiązuje od prawie trzech lat. Rząd nie ukrywał, że chce w ten sposób ograniczyć liczbę skarg, a tym samym skrócić czas trwania przetargu. Chodziło przede wszystkim o Euro 2012 i związane z nimi inwestycje, które trzeba było jak najszybciej przeprowadzić. Chociaż skarga do sądu nie uniemożliwiała zawarcia umowy, to jednak wielu zamawiających bało się to robić ze względu na groźbę jej nieważności.
Nie ma wątpliwości, że władze osiągnęły zamierzony cel. W 2007 r. 22 proc. wyroków KIO zostało zaskarżonych do sądu. W 2011 r. już zaledwie 5 proc. Dla porównania – w sprawach gospodarczych apelację składa się od co czwartego wyroku sądu okręgowego.
Eksperci zwracają uwagę, że nawet te dane nie obrazują skali problemu.
– W statystyce nie odnotowuje się, kto składa skargi, a to istotne. Mogłoby się okazać, że autorem wielu, jeśli nie większości z nich, są zamawiający należący do Skarbu Państwa. Oni są bowiem zwolnieni z kosztów i nic nie muszą płacić – mówi Dariusz Ziembiński, ekspert firmy doradczej Konsultanci Zamówień Publicznych.
To kolejny problem związany z opłatą sądową. Jeśli firma chciałaby zakwestionować wyniki przetargu na budowę autostrady, musiałaby wyłożyć 5 mln zł i liczyć się z utratą tych pieniędzy w przypadku przegranej. Gdyby zaś w KIO zapadł wyrok niekorzystny dla Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, to złożenie takiej skargi nic by jej nie kosztowało.
Prawa do drugiej instancji są zresztą pozbawieni nie tylko przedsiębiorcy, ale i cała administracja samorządowa. Ona nie może liczyć na zwolnienie z kosztów, a żaden wójt czy burmistrz nie zaryzykuje utraty setek tysięcy złotych, nie mówiąc już o milionach.

Korzyść dla wszystkich

Od tego, jak szybko zostanie uchwalona nowelizacja, zależą losy skargi konstytucyjnej złożonej przez Roberta Mikulskiego, radcę prawnego z kancelarii Stopczyk & Mikulski.
– Nie mam wątpliwości, że tak wysoka opłata ogranicza prawo do sądu. Nie widzę powodu, dla którego akurat w sprawach dotyczących zamówień publicznych wprowadzono wyłom w systemie prawa – tłumaczy autor skargi.
Zwraca też uwagę, że ograniczenie dostępu do drugiej instancji niekorzystnie wpływa na cały system orzecznictwa w sprawach przetargów.
– Trzeba bowiem pamiętać, że sprawy w KIO są zazwyczaj rozpatrywane w składach jednoosobowych. A to oznacza, że linię orzeczniczą kształtuje często pojedyncza osoba – mówi Robert Mikulski.
Paradoksalnie sama KIO też jest zainteresowana, by więcej jej rozstrzygnięć podlegało kontroli drugoinstancyjnej.
– Dostęp do orzecznictwa sądów powinien być większy. Jest to dobre zarówno dla uczestników postępowań odwoławczych, jak i dla samej Izby. Bez wątpienia wyroki sądów wpływają na ujednolicanie orzecznictwa – mówiła w niedawnym wywiadzie dla DGP Klaudia Szczytowska-Maziarz, prezes KIO.
Na razie za wcześnie, by mówić o tym, kiedy nowelizacja ma szansę na uchwalenie. Po zastrzeżeniach zgłoszonych na posiedzeniu Rady Ministrów założenia będą jeszcze raz analizowane w porozumieniu z Ministerstwem Finansów i dopiero po tych pracach znów trafią na posiedzenie rządu.
Potem na ich podstawie zostanie przygotowany projekt zmian w ustawie, który będzie musiał przejść całą ścieżkę legislacyjną. Ponieważ nowela zawierać ma propozycje, na których wdrożeniu szczególnie zależy MS, jest jednak szansa, że prace będą prowadzone sprawnie.
Nie ma wątpliwości, że tak wysoka opłata ogranicza prawo do sądu