Sądy administracyjne zmieniają wykładnię przepisów dotyczących sytuowania na gruntach rolnych elektrowni wiatrowych. Nowa interpretacja kłóci się ze stanowiskiem resortu rolnictwa.
Największe farmy wiatrowe w Polsce / DGP
Lokalizowanie farm wiatrowych na terenach rolniczych o wysokiej klasie bonitacyjnej (jakości) gleby nie wymaga uzyskania ministerialnej zgody, jeśli powierzchnia pod jeden wiatrak – wraz z jego infrastrukturą – będzie wynosić mniej niż 0,5 ha.
Do takich wniosków coraz częściej dochodzą sądy administracyjne, do których trafiają m.in. skargi wojewodów na uchwały w sprawie planów miejscowych gmin, dopuszczających lokalizację farm wiatrowych.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie całkiem odmienna interpretacja przepisów, zaprezentowana na początku roku przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Resort nakazywał sumować powierzchnie pod każdą turbiną na farmie – w ten sposób próg 0,5 ha przekraczało się praktycznie zawsze.

Ministerialna zgoda

– Elektrownie wiatrowe bardzo często są lokalizowane na gruntach wykorzystywanych dotąd na cele produkcji rolniczej. Aby jednak grunt rolny mógł zostać zabudowany, konieczna jest zmiana jego przeznaczenia na cele nierolnicze (a następnie wyłączenie z produkcji rolniczej na podstawie decyzji administracyjnej) – wyjaśnia dr JerzyKopyra, radca prawny prowadzący własną kancelarię w Warszawie, autor strony Prawo Budowlane.Blog.
Zgodnie bowiem z art. 7 ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych (Dz.U. z 2004 r. nr 121, poz. 1266 ze zm. – dalej u.o.g.r.l.), przeznaczenie gruntów rolnych najwyższych klas (I–III) na cele nierolnicze wymaga zgody ministra rolnictwa, jeżeli ich zwarty obszar projektowany do takiego przeznaczenia przekracza 0,5 ha.
Zgoda ta może być zaś uzyskana jedynie w procedurze uchwalania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Jej brak będzie zaś uniemożliwiał dokonanie odrolnienia, a uchwalenie planu miejscowego bez uzyskania takiej zgody może prowadzić nawet do stwierdzenia jego nieważności. Tak więc brak zgody ministra blokuje posadowienie farmy.
Problem jednak w tym, że wyrażenie „zwarty obszar projektowany” użyte w powyższym przepisie nie doczekało się definicji ani w ustawie o ochronie gruntów rolnych i leśnych, ani też w ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (Dz.U. z 2003 r. nr 80, poz. 717 z późn. zm.). A to przy lokalizacji zespołów elektrowni wiatrowych (farm wiatrowych), których poszczególne turbiny są z zasady rozproszone, istotny problem.
– Wykładnia owego wyrażenia może prowadzić albo do uznania, iż w danym przypadku istnieje konieczność wystąpienia przez wójta, burmistrza, prezydenta miasta do ministra rolnictwa w ramach procedury uchwalania planu miejscowego, albo że takiego obowiązku nie ma – wskazuje doktor Kopyra.

Sądowa wykładnia

Zdaniem prawników nowe orzecznictwo wątpliwości te może jednak rozwiać. Przykładem jest wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Szczecinie (sygn. akt II SA/Sz 710/12).
– Orzeczenie potwierdza, że przy uchwalaniu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego pod elektrownie wiatrowe „zwarty obszar” należy rozumieć jako obszar złożony z elementów znajdujących się blisko jeden obok drugiego, w skupieniu – wyjaśnia Renata Robaszewska, radca prawny, współwłaściciel kancelarii Robaszewska & Płoszka, która w omawianej sprawie reprezentowała gminę Świerzno.
W jej przypadku wojewoda zarzucał właśnie, że gmina uchwaliła plan z naruszeniem prawa, które polegało na nieuzyskaniu ministerialnej zgody na wyłączenie gruntów rolnych z produkcji.
Ekspertka dodaje, że to już kolejne orzeczenie po wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z 12 kwietnia 2012 r. (sygn. akt II OSK 94/12), w którym odchodzi się od traktowania zwartego obszaru jako sumy wszystkich obszarów przeznaczonych na inwestycję, bez względu na ich wzajemne położenie.
– WSA stwierdza, że zwrot „zwarty obszar” należy rozumieć literalnie – „zwarty” to „złożony z elementów znajdujących się blisko, jeden obok drugiego; ścisły, zbity, gęsty, skupiony, jednolity pod względem ukształtowania, kompozycji, budowy, składu, harmonijnie zespolony, niezróżnicowany, nierozczłonkowany, spójny – precyzuje mecenas Kopyra.
Jak czytamy w uzasadnieniu wyroku, szczeciński sąd zastosował zasadę pierwszeństwa wykładni językowej (odwołującej się właśnie do literalnego brzmienia przepisu), od której – jak podkreślał – można odejść tylko wtedy, gdy znaczenie przepisu pozostaje niejasne albo prowadzi do wniosków, których nie można zaakceptować z powodu oczywistej sprzeczności z innymi wartościami.
– Wtedy dopiero można wyrażeniom użytym w przepisie nadać znaczenie swoiste, odmienne od powszechnego, właściwego dla określonego aktu prawnego. Zdaniem sądu taka sytuacja nie zachodzi w przypadku przepisu art. 7 ust. 2 ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych – dodaje dr Kopyra.



Klarowna interpretacja

Zdaniem mecenas Robaszewskiej to orzeczenie powinno zamknąć dyskusję, która pojawiła się po poprzednim wyroku NSA z 19 maja 2011 r. (sygn. akt II OSK 466/11). W tamtym orzeczeniu sąd przyjął, że pojęcie „zwarty obszar projektowany” należy interpretować, mając na uwadze całe przedsięwzięcie, czyli cały park elektrowni wiatrowych.
Orzeczenie to stało się również podstawą do zmiany interpretacji przez Ministerstwo Rolnictwa. Jak informowaliśmy na początku roku, resort przesłał wówczas m.in. do wojewody dolnośląskiego pismo sugerujące zaskarżenie 6 uchwalonych już planów miejscowych w gminach, które nie uzgodniły wyłączenia gruntów rolnych (klas I–III) pod budowę wiatraków.
– Nagła zmiana interpretacji zaskoczyła sektor energetyki odnawialnej i postawiła pod znakiem zapytania prawidłowość procedury uchwalania dziesiątków miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Taki stan niepewności jest trudny do zaakceptowania zarówno z prawnego, jak i ekonomicznego punktu widzenia – wskazuje mecenas Renata Robaszewska.
Jej zdaniem nowa resortowa interpretacja była krzywdząca również z tego powodu, iż otwierała wojewodom drogę do zaskarżania uchwał planistycznych, zarzucając im brak spełnienia warunku, który w momencie ich uchwalania był niemożliwy do spełnienia.
– Podstawą zaskarżenia w takich sytuacjach był brak uzyskania zgody ministra rolnictwa na zmianę przeznaczenia gruntów. Tymczasem w okresie uchwalania planów minister rolnictwa nie czuł się upoważniony do wydawania takiej zgody. W ewidentny sposób dochodziło więc do złamania zasady praworządności oraz zaufania obywateli do państwa i prawa – argumentuje ekspertka.

Resort swoje

Mimo jednak pojawiających się nowych orzeczeń sądów administracyjnych ministerstwo wykładni nie modyfikuje.
– Interpretacja art. 7 ust. 2 pkt 1 u.o.g.r.l. nie uległa zmianie. W kwestii dotyczącej „zwartego obszaru projektowanego do przeznaczenia”, konsekwentnie podziela się poglądy prezentowane przez sądy administracyjne. Szczególne znaczenie ma w tym kontekście wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie z 19 maja 2011 roku (sygn. akt II OSK 466/11) – mówi Małgorzata Książyk, dyrektor Biura Prasowego MRiRW, powołując się na dawną linię orzecznictwa.
Urzędniczka podkreśla więc, że jeżeli w granicach opracowywanego planu miejscowego łączna powierzchnia użytków rolnych przewidzianych pod turbiny wiatrowe, ale także pod place manewrowe i drogi dojazdowe niezbędne do obsługi wiatraków, przekracza 0,5 ha, to zgoda ministra wciąż jest konieczna. Zastrzega jednak, że przedstawione stanowisko jest jedynie opinią resortu, i jako taka nie może stanowić wykładni prawa powszechnie obowiązującego.
– W myśl tego stanowiska, nawet w sytuacji, gdy tereny podlegające zmianie przeznaczenia nie sąsiadują ze sobą, istnieją podstawy, aby ich obszar gruntów klas I–III sumować, by sprawdzić, czy przekroczone zostało kryterium obszarowe. Artykuł 7 ust. 2 pkt 1 u.o.g.r.l. posługuje się zaś terminem „zwarty”, a nie terminem „łączny” – ripostuje Krzysztof Prasałek, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Zdaniem prawników podtrzymywanie przez resort krzywdzącego dla inwestorów wiatrowych stanowiska stanowi zagrożenie dla turbin powstających – i tych już funkcjonujących – na podstawie uchwalonych już planów.
– Uchwalenie planu miejscowego bez uprzedniej zgody ministra rolnictwa stanowi istotne naruszenie procedury uchwalania planu, co z kolei prowadzić może do stwierdzenia jego nieważności w trybie rozstrzygnięcia nadzorczego wojewody albo uchylenia planu miejscowego przez wojewódzki sąd administracyjny. To duże ryzyko zarówno dla inwestorów budujących elektrownie wiatrowe, jak i dla samych gmin – puentuje mecenas Kopyra.