Niektóre opłaty są tak niskie, że nie pokrywają nawet kosztów poniesionych na ich wyliczenie i wezwanie do zapłaty. Jednak zmiany zaproponowane przez resort nie zlikwidują absurdów – przekonują eksperci.
Inne zmiany w kosztach / DGP
Wciąż można się spotkać z sytuacjami, gdy sędzia w toku postępowania wzywa stronę do zapłaty 6 zł listem poleconym, który kosztuje 5,35 zł. Tego paradoksu oraz innych nieefektywnych ekonomicznie czynności sądu Ministerstwo Sprawiedliwości nie likwiduje niestety w projekcie założeń projektu ustawy o zmianie ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych oraz ustawy – Kodeks postępowania cywilnego.
Kolejną, poprawioną wersję projektu resort przedstawił Komitetowi Stałemu Rady Ministrów. Zaproponował m.in. likwidację znaków opłaty sądowej, wprowadzenie – zamiast jednej – trzech wysokości kwot pobieranych od wniosku o zasiedzenie czy usunięcie luki prawnej uniemożliwiającej domaganie się dopłaty od powoda, który rozszerza żądania pozwu.
Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia” proponuje jednak kolejne poprawki.
– Wysokość kosztów wpływa na realizację prawa obywateli do sądu i dlatego jest istotna dla tych, którzy dochodzą roszczeń – akcentowali sędziowie na konferencji poświęconej nowym zasadom obliczania opłat i ich pobierania.
A zmiany są niezbędne, bo ustawa o kosztach sądowych w sprawach cywilnych (Dz.U. z 2005 r. nr 167, poz. 1398) od początku budziła wątpliwości, wyjaśniane później przez sądy apelacyjne i Sąd Najwyższy.
– W ciągu 6,5 roku jej obowiązywania sądy wydały aż 400 orzeczeń rozstrzygających sporne kwestie dotyczące opłat sądowych, zamiast przeznaczyć ten czas na rozpoznawanie roszczeń stron – zwraca uwagę sędzia Arkadiusz Semeniuk z Sądu Okręgowego w Płocku.

Niskie opłaty

Przygotowując nowelę ustawy o kosztach sądowych, resort utrzymał zasadę, że każda czynność strony podlega opłacie. Są to najczęściej kwoty niskie – od 30 do 50 zł, a najniższe opłaty kancelaryjne nawet już po zaproponowanej podwyżce wyniosą 2 zł.
– Zanim sędzia rozpatrzy merytorycznie wniosek strony, najczęściej musi ustalić wysokość opłaty, wezwać stronę do uiszczenia jej, a potem nierzadko rozpatrzyć również wniosek o zwolnienie od kosztów. Przez wykonywanie tych czynności opóźnia się wydanie orzeczenia w sprawie – wskazuje Arkadiusz Semeniuk.
Prawnicy nie podzielają opinii resortu, że wprowadzenie opłaty 50 zł za sporządzenie uzasadnienia orzeczenia (dziś czynność ta jest bezpłatna) ograniczy liczbę zaskarżeń wyroków. Przekonują, że i tak przeciętnie zamożny uczestnik procesu złoży wniosek o uzasadnienie i zapłaci 50 zł, a biedny wystąpi o zwolnienie od kosztów i obarczy sędziego dodatkową pracą związaną z rozpoznaniem tego wniosku.
Sędziowie podkreślają przy tym, że napisanie uzasadnienia pozostaje niezbędne. Zawiera bowiem argumentację sądu, do której można odnieść się w apelacji, a także pozwala sądowi drugiej instancji na kontrolę orzeczenia. Takich wymogów nie spełni proponowane w reformie k.p.c. ustne uzasadnienie wyroku przez sędziego.
– Strona nie może polegać tylko na tym, co usłyszy – wskazują sędziowie.
Nie przekonują ich też argumenty resortu, że gdy po kolejnej nowelizacji ustawy zlikwidowano obowiązującą wcześniej opłatę 30 zł za sporządzenie uzasadnienia, to liczba wniosków od razu wzrosła o 10 proc.
Między sędziowskim środowiskiem a resortem jest też inny spór. Chodzi o wyłączenie sędziego: ministerstwo proponuje podwyższenie opłaty za zażalenie na oddalenie takiego wniosku do 100 zł (dziś obowiązuje stawka 40 zł). Jednak zdaniem Iustitii to właśnie tu tkwi duży potencjał nieuzasadnionego przewlekania procesów. A kwota 100 zł nie jest na tyle znacząca, by ograniczyć pojawianie się takich zażaleń.
Jaka więc propozycja Iustitii? Urealnienie opłat wnoszonych do pozwu, tak by pokrywały co do zasady wszystkie koszty związane ze sprawą. Pozwoliłoby to wyeliminować drobne, a fatygujące kancelaryjne opłaty, np. za wydanie kserokopii pism (autorzy projektu proponują podwyższenie ich z 1 do 2 zł za stronę).
– Gdyby opłaty tego typu były przewidziane w kosztach pozwu, sędzia nie musiałby wydawać każdorazowo postanowienia o zapłacie za wydane ksero, wyliczać liczby stron i kosztów z tego wynikających – przekonuje sędzia Semeniuk.
– Tym bardziej że nawet podniesienie opłaty do 2 zł nie zrekompensuje kosztów związanych z wezwaniem do uiszczenia opłaty, a następnie doręczeniem zainteresowanemu wykonanych kopii – dodaje.



Koszty zasiedzenia

– Są też korzystne propozycje nowelizacji – uważa jednak sędzia Aneta Łazarska z Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy.
Jako przykład podaje zmiany zasad wnoszenia opłaty od wniosku o zasiedzenie. Dziś taka opłata pobierana jest w jednakowej wysokości, bez względu na wartość nieruchomości będącej przedmiotem zasiedzenia. Gdy zatem działka ma niewielką wartość, to wówczas 2 tys. zł, ustalone na sztywno w dzisiejszym brzmieniu art. 40 ustawy o kosztach, mogą okazać się kwotą zbyt wygórowaną.
W propozycji ministerstwa legislatorzy proponują, aby przyszły właściciel zapłacił od wniosku o zasiedzenie 500 zł, tysiąc lub dwa tysiące, w zależności od tego, jaki majątek otrzyma na własność.

Ukryte zwolnienia

Od dłuższego czasu sędziowie krytykowali art. 1303 kodeksu postępowania cywilnego, który daje przywileje co do wysokości opłaty sądowej powodom występującym o rozszerzenie pierwotnego powództwa.
– Umożliwia on obejście przepisów ustawy o kosztach sądowych, regulujących procedurę zwolnienia od nich – tłumaczy sędzia Tomasz Zawiślak z Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia.
Obecnie strona, wnosząc o wydanie nakazu zapłaty w postępowaniu nakazowym i upominawczym, ma prawo wpłacić tylko 1/4 tej opłaty, jaką byłaby zobowiązana uiścić, gdyby dochodziła roszczenia w tradycyjnym postępowaniu.
Często jednak zdarza się, że sąd stwierdzi brak podstaw do rozpoznania sprawy w tym trybie i kieruje ją do tradycyjnego postępowania (np. gdy nie uzna za oczywiste żądania pozwu i będzie chciał przesłuchać świadków).
Nie ma jednak wówczas podstaw do tego, aby żądać od strony uzupełnienia 3/4 opłaty, skoro w momencie składania pozwu opłaciła go w sposób właściwy. Konstrukcję taką uzasadnia się tym, że powód nie powinien ponosić odpowiedzialności za to, że sąd zmienił tryb rozpoznawania jego sprawy.
Dlatego sąd dopiero w wyroku kończącym sprawę orzeka o ostatecznej wysokości kosztów: do tego momentu kredytuje je za stronę Skarb Państwa.
Projekt wychodzi naprzeciw uwagom, że jest to de facto korzystanie z przywileju zwolnienia – przynajmniej czasowego – od kosztów, i przewiduje, że w razie przekazania sprawy do postępowania zwykłego powstanie obowiązek uzupełnienia opłaty do pełnej wysokości.
Prawnicy domagają się też zmiany procedury pobierania opłaty w postępowaniu upominawczym, gdzie sąd nie przesłuchuje świadków, a przez to szybciej i przy mniejszych kosztach rozpoznaje sprawę.
Teraz strona uiszcza opłatę stosunkową – uzależnioną od wysokości dochodzonego roszczenia, tak jakby sprawa toczyła się w tradycyjnym postępowaniu. Dopiero gdy nakaz zapłaty uprawomocni się, sąd zwraca jej 3/4 pobranej kwoty ze względu na to, że koszty postępowania upominawczego nie są tak duże jak tradycyjnego procesu.
Ze statystyk wynika jednak, że aż 98 proc. nakazów zapłaty się uprawomocnia. Sąd z urzędu zwraca więc 3/4 opłaty, ponosząc przy tym dodatkowe koszty na pocztę, wynagrodzenie pracowników i prowadzenie korespondencji ze stroną.
Prawnicy proponują więc, by zaliczkowo pobierać niższą kwotę, a w razie zaskarżenia nakazu zapłaty żądać uzupełnia jej od powoda.

Formularz dla firm

Wprowadzenie formularza, który wypełniałyby firmy ubiegające się o zwolnienie od kosztów, postuluje z kolei sędzia Katarzyna Gonera z Sądu Najwyższego. Urzędowe formularze ułatwiające staranie się o ten przywilej przeznaczone są dziś wyłącznie dla osób fizycznych.
Aby więc ze zwolnienia od kosztów mogła skorzystać firma, sąd musi z nią prowadzić korespondencję, w której wyjaśni ona swoją sytuację majątkową, może domagać się od niej złożenia bilansu i innej dokumentacji. A to znów generuje niepotrzebne koszty i zwiększa biurokrację.

Etap legislacyjny
Założeń projektu ustawy