Portale, w których pełnomocnicy procesowi mogą znaleźć zastępcę na rozprawę, to znak czasu. Szkoda tylko, że część prawników korzysta z nich, balansując na krawędzi etyki, rzetelności i odpowiedzialności.
Kodeks etyki o substytucji / DGP
Zgodnie z art. 91 kodeksu postępowania cywilnego (Dz.U. z 1964 r. nr 43, poz. 296 z późn. zm.) pełnomocnictwo procesowe obejmuje również umocowanie do udzielenia dalszego pełnomocnictwa adwokatowi lub radcy prawnemu.
To właśnie na tej podstawie zawodowi pełnomocnicy przekazują swoje sprawy kolegom, gdy sami z uwagi np. na kolizję terminów nie mogą uczestniczyć w danej rozprawie czy innej czynności procesowej.
Czynią to, biorąc udział między innymi w grupach mailingowych czy poprzez umieszczanie stosownych ogłoszeń na portalach zajmujących się zastępstwem procesowym, w których prócz adwokatów i radców rejestrują się również aplikanci.

Umierająca tradycja

– Kiedyś adwokaci szukali zastępców w bufecie sądowym (zastępstwa w miejscowym sądzie) albo telefonowali po znajomych adwokatach w innych miejscowościach (zastępstwa w innych miastach). Zajmowało to więcej czasu, ale ze względu na osobisty charakter prośby dawało gwarancję, że substytut sprosta wyzwaniu, nie zawali niczego, a już na pewno nie zbulwersuje klienta.
Taka pomoc była nieodpłatna i zobowiązywała do koleżeńskiego rewanżu w przyszłości – mówi adwokat Andrzej Michałowski z Kancelarii Michałowski Stefański.
Dodaje, że nadal w taki sposób zastępuje kolegów spoza stolicy w Warszawie, i w taki sam sposób szuka wsparcia w Polsce.
– Ze względu na funkcje w samorządzie pewnie mi łatwiej i o kontakty, i o zgodę na zastępstwa. Jednak świat się zmienia, więc i adwokaci zmieniają formy wyszukiwania zastępstw – wskazuje.
Z pomocą pełnomocnikom przychodzi właśnie internet i portale zajmujące się substytucjami, na których zdarzają się niestety anonse, których treść budzi uzasadnione wątpliwości co do rzetelności i profesjonalizmu ogłoszeniodawcy.

Byle ktoś był

Jeszcze wczoraj na jednej z takich stron widniało ogłoszenie, w którym kancelaria szukała na dziś zastępstwa w Koszalinie w pierwszej sprawie o zadośćuczynienie mającej trwać godzinę. Od reprezentanta nie oczekiwała nawet przejrzenia akt.
Podobnie niskie wymagania będzie musiał spełnić zastępca w sprawie cywilnej o odszkodowanie, mającej odbyć się 3 grudnia w Grójcu. Takich ogłoszeń z niskimi kryteriami i o bliskich terminach realizacji jest w sieci wiele.
– W rezultacie czasem dochodzi do sytuacji, gdy na rozprawę przychodzi zupełnie niezorientowany w sprawie substytut – zauważa prokurator Cezary Kąkol.
– Portale, w których pełnomocnicy procesowi uzyskują możliwość znalezienia w rozsądnym czasie substytuta, który jest substytutem z wyboru, a nie z łapanki, są rozwiązaniem wskazanym. Taki portal wydaje się być lepszym rozwiązaniem niż w przypadku rozprawy wyjazdowej wydzwanianie do poszczególnych adwokatów z listy – tłumaczy jednak adwokat Rafał Dębowski, członek Naczelnej Rady Adwokackiej.
Jednakże sposób korzystania z nich przez niektórych pełnomocników budzi oburzenie.
– Najsłabszym ogniwem jak zwykle są ludzie. Jeżeli bowiem adwokat zlecający substytucję od razu zapowiada, że substytut nie musi znać akt, to nie tylko ociera się o odpowiedzialność dyscyplinarną, ale po prostu deprecjonuje sprawę klienta, siebie i substytuta – podkreśla Andrzej Michałowski.
I zastanawia się, po co w takich sytuacjach angażować kogoś do roli pozoranta pełnomocnika.
– Uczciwiej będzie przekazać klientowi, że asysta w zamiejscowej czynności nie jest w ogóle potrzebna – przekonuje ekspert.
Od przedstawiciela jednej z kancelarii, które korzystają z portalu, usłyszeliśmy, że informacja w ogłoszeniu „sprawa nie wymaga przejrzenia akt” nie oznacza wcale, że pełnomocnik nie musi przygotować się do rozprawy, bo... kancelaria przesyła mu wszystkie dokumenty, które są w sprawie wymagane.
– Nie wyobrażam sobie wysłać pełnomocnika, który nie wie, co się dzieje w sprawie, i nie zna treści wszystkich pism – deklarowała w rozmowie z nami prawniczka.
Jednak na pytanie, jakim cudem substytut ma poznać całość akt na dobę lub dwie przed terminem sprawy, nie odpowiedziała.



Alergia na niewiedzę

– Wypuszczanie nieprzygotowanego zastępcy na rozprawę i przyjmowanie takich substytucji jest nieodpowiedzialne. Przy nieprzygotowanym substytucie prawdopodobieństwo wpadek procesowych znacznie wzrasta – przekonuje adwokat Zbigniew Krüger z Kancelarii Krüger & Partnerzy Adwokaci i Radcy Prawni.
I dodaje, że minęły już czasy, w których na przykład na rozprawie apelacyjnej można było ograniczyć się do formułki „wnoszę jak w apelacji”.
– Coraz częściej spotykam się z bardzo dociekliwymi składami sędziowskimi, gdy sędzia przepytuje pełnomocników, zadaje pytania dotyczące konkretnych dokumentów w aktach czy nawet oznajmia: „Proszę mnie przekonać” – nadmienia mecenas Krüger.
Prawnicy podkreślają, że umieszczanie w sieci sformułowanych w tak obcesowy sposób informacji o rozprawach rodzi realne ryzyko konfliktu z mocodawcą.
– Internet, nawet w logowanych portalach, nie jest szczelny. Otwarty przekaz o braku profesjonalnej dbałości, wynikający ze spóźnionego poszukiwania substytuta na byle jakich warunkach, może łatwo dotrzeć do klienta. Takie ogłoszenia to zawodowe samobójstwo – podkreśla mecenas Michałowski.
Do tego dochodzą jeszcze zapisy o etyce zawodowej.

Na rozprawie apelacyjnej nie wystarczy już formuła „wnoszę jak w apelacji”

– Zbyt późne wyznaczanie substytutów może stanowić przewinienie dyscyplinarne jako uchybienie etyce i godności zawodu. Z drugiej strony tak samo może być ocenione podjęcie się zastępstwa bez znajomości sprawy. Uchybienie godności zawodu w takich przypadkach dotyczy zarówno stosunku do kolegów, sądu, jak i klienta – dodaje Zbigniew Krüger.
Ogłoszeniodawca wiele też ryzykuje, przekazując sprawę niezorientowanemu substytutowi.
– Jeśli dany prawnik decyduje się na pomoc niefachowego czy nienależycie przygotowanego pełnomocnika, to ryzyko odpowiedzialności cywilnej w przypadku wyrządzenia szkody obciąża właśnie jego – wskazuje mecenas Dębowski.
Sam deklaruje, że jeśli już podejmuje się prowadzenia sprawy, to działa w oparciu o zespół ludzi, z którymi pracuje i których zna.
– W moich sprawach zastępują mnie zawsze zatrudnieni przeze mnie na stałe aplikanci, znający i prowadzący sprawę od początku do końca. Klienci boją się substytucji właśnie dlatego, że może przyjść na rozprawę osoba nieznająca sprawy – wtóruje mecenas Krüger.
Przy tym podkreśla, że sama formuła substytucji nie jest niczym złym. Dla aplikantów to najlepszy sposób zdobywania wiedzy i doświadczenia, a więc podstawa ich szkolenia zawodowego.
– Nawet najbardziej intensywne szkolenie teoretyczne nie zastąpi występowania na sali rozpraw. Jednak nie może dochodzić do przypadków, kiedy substytut nie zna sprawy, nie zna akt i nie wie, co zrobić. Nie jest żadnym tłumaczeniem, gdy pełnomocnik uchyla się od dokonania jakiejś czynności procesowej, twierdząc, że „jest tylko substytutem”. Sytuacje takie drażnią mnie osobiście, ale najczęściej także bardzo denerwują składy orzekające – ostrzega Krüger.
Jego zdaniem problem portalu zapewne wynika także z kosztów, gdyż pełnomocnikom bardziej się opłaca zapłacić aplikantowi z innego miasta za substytucję, niż tracić cały dzień na dojazd.
– Ale to już ich sprawa, by przewidzieć takie koszty i ewentualnie umówić się z klientem na dodatkowe wynagrodzenie od każdej rozprawy wyjazdowej – podkreśla.
– Każde zlecenie, w najdrobniejszej nawet sprawie, musi być traktowane jak najważniejsze postępowanie w adwokackiej karierze. Każda rozprawa jest istotna. Nie wolno odstępować od tej zasady. Ani w rozkwicie kariery, ani tym bardziej na jej początku. Klienci bowiem szybko rozszyfrowują fałsz i potrafią go bezwzględnie ukarać. A utrata zaufania i renomy jest zwykle nie do odbudowania – puentuje mecenas Michałowski.