Nie do przyjęcia jest szantaż wobec świadków koronnych: musisz zeznać przed sądem to samo, bo inaczej tracisz wszelkie przywileje. To prosta droga do krzywdy niewinnych ludzi. Trzeba zawsze pamiętać, że koronny zeznaje we własnym interesie - twierdzi Janusz Wojciechowski.
Krytycznie ocenia pan instytucję świadka koronnego. Pana zdaniem wymaga ona zmiany przepisów czy praktyki ich stosowania przez organy ścigania i śledczych?
Oceniam krytycznie nie samą instytucję świadka koronnego, która jest potrzebna do walki ze zorganizowaną przestępczością, ale bezkrytyczną wiarę w zeznania takiego świadka. Świadek koronny to jeszcze nie koronny dowód, to jedynie trop, który trzeba potwierdzić innymi dowodami. Skazywanie człowieka wyłącznie na podstawie zeznań świadka koronnego, a więc przestępcy, który ma interes, by ratując siebie, topić innych ludzi, jest nadzwyczaj ryzykowne.
Jakie słabe punkty ma regulacja o świadku koronnym? Czy można w inny sposób zwalczać przestępczość zorganizowaną?
Złym rozwiązaniem jest warunek potwierdzenia przez świadka koronnego jego zeznań przed sądem. Nie powinno być tego rodzaju zobowiązań. Jeśli świadek koronny odwołałby swoje zeznania w postępowaniu sądowym, sąd oceniałby, czy ta zmiana zeznań ma znaczenie dowodowe. Jeśli mimo zmiany zeznań świadek koronny przyczynił się do ujawnienia innych przestępstw, wskazał prowadzące do nich tropy, nie powinien tracić statusu świadka koronnego. Nie do przyjęcia jest moim zdaniem ten swoisty szantaż – musisz zeznać przed sądem to samo, bo inaczej tracisz wszelkie przywileje. To prosta droga do kłamstw i krzywd niewinnych ludzi.
Warszawski sąd okręgowy uniewinnił niedawno szefów mafii pruszkowskiej. Nie dał wiary zeznaniom czterech świadków koronnych, w tym najsłynniejszego – „Masy”. Jak pan skomentuje ten wyrok?
Uniewinnienie w sprawie pruszkowskiej to porażka prokuratury, która poza świadkami koronnymi nie zgromadziła innych dowodów. Sąd miał prawo mieć wątpliwości co do zeznań czterech świadków koronnych w tej sprawie, choć znam i takie orzeczenia, gdzie do skazania na długoletnie więzienie wystarczyły niczym niepotwierdzone zeznania tylko jednego świadka koronnego. Jak podkreślam – mogą się za tym kryć tragiczne pomyłki sądowe.
Czym według pana kieruje się prokuratura, proponując konkretnej osobie status świadka koronnego?
Myślę, że najczęściej niestety wygodą, chęcią ułatwienia sobie pracy, co samo w sobie nie jest naganne, o ile nie przeistacza się w patologię.
Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w lipcu 2012 r. ochroną było objętych 91 świadków koronnych. To chyba wciąż nie za dużo?
Dla mnie 91 świadków koronnych pod ochroną to duża liczba.
Jak mogą bronić się osoby trzecie wobec fałszywych oskarżeń świadka koronnego? Czy w razie uniewinnienia mogą dochodzić roszczeń odszkodowawczych od osoby, która ma wciąż status świadka koronnego?
Nie ma tu specjalnej recepty, trzeba się bronić tak, jak wobec każdego innego oskarżenia; przede wszystkim wskazywać, że świadek koronny ma interes w pomawianiu, wskazywać na brak dowodów potwierdzających jego zeznania. Co do odszkodowania – za krzywdy spowodowane niesłusznym aresztowaniem bądź skazaniem odpowiada państwo. Nie wydaje mi się, aby właściwe było kierowanie odpowiedzialności odszkodowawczej do samego świadka. Każdy ma prawo się bronić, a świadek koronny składa zeznania we własnej obronie.
A co ze świadkiem incognito? Był pan pomysłodawcą tego rozwiązania.
Moim zdaniem to ważniejsza instytucja od świadka koronnego. Pozwala ona utajnić dane zwykłych świadków i ochronić ich w ten sposób przed zemstą świata przestępczego. Ta instytucja, z tego co wiem, sprawdza się w praktycznym działaniu i jest stosowana znacznie szerzej niż instytucja świadka koronnego.