Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin przeprosił w piątek za swoją wypowiedź, że "ma w nosie literę przepisów". Odnosił się w ten sposób, do zarzutów, iż żądając akt spraw dot. szefa Amber Gold, mógł złamać ustawę o ustroju sądów powszechnych.

W czwartek Gowin podczas briefingu w Żywcu odpowiadając na pytania dotyczące zarzutów medialnych o złamanie przez niego przepisów ustawy o ustroju sądów powszechnych, powiedział: "Mam w nosie literę przepisów, ważny jest ich duch i ważne jest to, że Polacy mają prawo żyć w państwie, gdzie wymiar sprawiedliwości stoi na straży interesów obywateli, a nie na straży interesów sitwy tworzonej przez część środowisk prawniczych. Ja wiem, że ta sitwa jest dzisiaj przerażona tym, co robię i chcę, żeby stąd poszedł jasny przekaz do tej sitwy: nie zastraszycie mnie".

"Wiem, że te słowa wyrwane z kontekstu mogą wywoływać obiekcje i chcę za to serdecznie przeprosić tych wszystkich, którzy uważają, że takie słowa nie powinny z moich ust paść. Ale równocześnie bardzo kategorycznie pragnę stwierdzić, że podtrzymuję sens tych słów - tam, gdzie przepisy są niejednoznaczne, minister sprawiedliwości i wszyscy ludzie wymiaru sprawiedliwości mają obowiązek kierowania się duchem prawa i obowiązek kierowania się interesem społecznym" - podkreślił Gowin.

Jak wyjaśniał, gdyby pozbawić ministra sprawiedliwości dostępu do akt sądowych, to nie mógłby sprawować nadzoru nad sprawnością postępowań, a także występować o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. "W mojej ocenie sprzeniewierzyłbym się moim konstytucyjnym obowiązkom, gdybym tych działań nie podjął i biernie przyglądał się uchybieniom wymiaru sprawiedliwości" - dodał.

Gowin pytany o to, czy zamierza podać się dymisji, powiedział, że każdy minister w każdej chwili jest do dyspozycji premiera, ale sam nie przewiduje składania dymisji. "Uważam, że taka dymisja ucieszyłaby tylko tych, którzy chcą, aby prawda o Amber Gold nigdy nie ujrzała światła dziennego - zaznaczył.

Jak powiedział, rozmawiał o tej sprawie z premierem Donaldem Tuskiem. "Pan premier podobnie jak ja negatywnie ocenia to jedno sformułowanie, za które dzisiaj przeprosiłem, natomiast miałem i mam nadal poczucie, że pan premier w pełni wspiera moje działania na rzecz wyjaśnienia sprawy Amber Gold" - mówił minister.

Gowin powiedział, że nie przeprasza za słowo "sitwa", którego też użył. "To nie jest o jedno słowo za dużo. Jest taka część środowiska (...), która z niepokojem przygląda się działaniom Ministerstwa Sprawiedliwości w sprawie Amber Gold, tym naszym planom i działaniom, które mają na celu usprawnienie wymiaru sprawiedliwości" - ocenił.

Zaznaczył też, że w imieniu "przytłaczającej większości uczciwych, kompetentnych sędziów zamierza przeciwstawiać się i zwalczać te uchybienia, które wszyscy obserwujemy". "Mówiąc sitwa, miałem na myśli tę - na szczęście nieliczną - część środowisk prawniczych, która niespecjalnie przykłada się do wyjaśnienia sprawy Amber Gold" - dodał.

Minister podkreślił równocześnie, że wszystkie jego działania - w tym zażądanie akt spraw - były nastawione na wyjaśnienie tej sprawy. "Nie byłbym w stanie przedstawić szczegółowego sprawozdania polskiemu Sejmowi i opinii publicznej, gdybym nie miał dostępu do akt tych spraw" - dodał.

Gowin zaznaczył, że kwestię dostępu ministra do akt reguluje regulamin urzędowania sądów powszechnych. Dodał, że od 2007 regulamin był zmieniany czterokrotnie, ostatnio w 2012 r., i dostosowany do zmienionych przepisów ustawowy o ustroju sądów powszechnych. "W nowym kształcie regulamin jednoznacznie stwierdza, że minister ma prawo zażądania akt" - podkreślił. Dodał, że analizę przesłanych akt przeprowadzają sędziowie oddelegowani do pracy w resorcie i tak było również w przypadku akt dotyczących Marcina P.

"Jeżeli w Ministerstwie Sprawiedliwości dojdziemy do wniosku, że rzeczywiście istnieje jakaś niespójność w przepisach, to będę dążył do tego, by tę sprawę przeciąć w sposób jednoznaczny, ale w kierunku niewątpliwego przyznania ministrowi sprawiedliwości prawa do dostępu do akt. (...) W przeciwnym przypadku przy wyjaśnianiu takich spraw, jak Amber Gold zdani bylibyśmy na oceny pana prezesa Milewskiego" - powiedział Gowin.

Zapewnił, że w razie wszczęcia przez prokuraturę śledztwa w tej sprawie zrzeknie się immunitetu. "Działałem w interesie społecznym, jestem gotów stanąć w tej sprawie przed Trybunałem Stanu. Jestem przekonany, że większość Polaków podziela moje dążenie, by sprawa Amber Gold była wyjaśniona od początku do końca" - powiedział.

Podał, że w przyszłym tygodniu powinny spłynąć materiały od sędziów wizytatorów, którzy sprawdzają działanie sądów w Gdańsku w sprawach dotyczących Marcina P. i Amber Gold.

Prokuratura Okręgowa w Gdańsku, która prowadzi śledztwo ws. działalności Amber Gold, postawiła prezesowi tej spółki Marcinowi P. m.in. zarzut oszustwa znacznej wartości. Grozi za to do 15 lat więzienia. Marcin P. przebywa w areszcie.

Wobec Marcina P. orzeczonych było siedem wyroków sądowych, z tego tylko trzy uległy zatarciu. Dotyczyły one m.in. oszustw, wyłudzeń kredytów i przywłaszczenia mienia.

Amber Gold to spółka inwestująca w złoto i inne kruszce, działająca od 2009 r. Klientów zachęcała wysokim oprocentowaniem, które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. W tym tygodniu sąd ogłosił jej upadłość.

Bez dostępu do akt nadzór niemożliwy

Gdyby pozbawić ministra sprawiedliwości dostępu do akt sądowych, to nie mógłby sprawować nadzoru nad sprawnością postępowań, a także występować o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego - powiedział w piątek szef resortu sprawiedliwości Jarosław Gowin.

Na konferencji prasowej Gowin odniósł się do ocen formułowanych m.in. przez część prawników, że żądając akt sprawy dotyczącej szefa Amber Gold Marcina P. minister, jak również prezes gdańskiego sądu apelacyjnego przesyłając je, złamali ustawę o ustroju sądów powszechnych.

Szef resortu sprawiedliwości zaznaczył, że kwestię dostępu ministra do akt reguluje regulamin urzędowania sądów powszechnych. Dodał, że regulamin ten ostatnio był zmieniany w tym roku. "W nowym kształcie regulamin jednoznacznie stwierdza, że minister ma prawo zażądania akt" - podkreślił. Dodał, że analizę akt na mocy przepisów przeprowadzają sędziowie oddelegowani do pracy w resorcie.