Dobrze się stało, przynajmniej dla wymiaru sprawiedliwości, że wybuchła afera związana z nagraniem rozmowy prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku z osobą podszywającą się pod asystenta z kancelarii premiera - twierdzi sędzia Łukasz Kurnicki.
Mam nadzieję, że wydarzenie to zaowocuje dyskusją na temat pozycji prezesa sądu oraz przyczyni się do uporządkowania kwestii kompetencji i wzajemnych relacji organizacyjnych prezesów i sędziów orzekających (tzw. liniowych) w zakresie wpływu na wewnętrzne funkcjonowanie sądów.

Podwójna rola prezesa

Trzeba sobie uświadomić, że prezes sądu jest przede wszystkim urzędnikiem państwowym, podległym zwierzchnikowi, którym jest prezes sądu wyższego rzędu albo minister sprawiedliwości.
Jest on powoływany przez ministra sprawiedliwości i – co niedługo będziemy mogli obserwować – może być również przez niego odwołany.
W ramach tej podległości prezes sądu nie może się powoływać na niezawisłość sędziowską: w sprawach związanych z administrowaniem jest zobowiązany do wykonywania poleceń zwierzchnika, przyjmowania od niego instrukcji, zdawania relacji itp.
W tym kontekście nie powinno dziwić, że prezes sądu jest „usłużny” wobec przełożonego lub że zgadza się na przyjmowanie od niego instrukcji.
W przypadku prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku nie powinno to dziwić tym bardziej, że rozmawiał z osobą, którą uważał za pośredniczącą w kontakcie z premierem. Premier z kolei, jako przełożony ministra sprawiedliwości, jest automatycznie „nadzwierzchnikiem” prezesów sądów.
Podległość organizacyjna w sądach rozciąga się również w dół. Prezesowi podlegają wszyscy pozostali urzędnicy w sądzie, w tym cały personel sekretariatów poszczególnych wydziałów. Rolę urzędników podległych prezesowi pełnią też, w zakresie swoich funkcji, sędziowie będący wiceprezesami, przewodniczącymi wydziałów, ich zastępcami czy kierownikami sekcji itd.
Drugą sferą działalności prezesa sądu jest orzekanie (jako sędzia) w poszczególnych sprawach. Najczęściej prezesi orzekają w ograniczonej liczbie spraw, to znaczy: wpływ spraw do ich referatu wynosi np. 1/4 tego, co wpływa do referatu sędziego liniowego. W sprawie dotyczącej aresztowania Marcina P. hipotetycznie mogłoby zatem się zdarzyć, że prezes sądu – gdyby był karnistą – nie tylko wyznaczałby termin posiedzenia, ale również zasiadałby w składzie orzekającym.

Trzy wady

Problemy wynikające z takiej podwójnej roli prezesów są różnego rodzaju.
Pierwszy z nich to taki, że przystępując do rozpoznawania sprawy, prezes sądu musi wcielić się w rolę niezależnego sędziego. Łatwo można sobie wyobrazić, w szczególności po zapoznaniu się z treścią rozmowy prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku z „asystentem z kancelarii premiera”, że takie przejście z jednej roli w drugą może być w niektórych sytuacjach bardzo trudne.
Drugim problemem jest to, że mimo znacznego obciążenia pracą związaną z administrowaniem sądem, orzekanie jest podejmowane przez prezesów sądów, przede wszystkim na potrzeby przyszłego awansu do sądu wyższego rzędu. Niepisanym zwyczajem jest, że prezes sądu po zakończeniu kadencji powinien awansować, a ponieważ w ramach procedury promocyjnej każdego kandydata należy ocenić pod kątem jego orzecznictwa, prezesi sądów zajmują się orzekaniem.
Z tego punktu widzenia orzekanie to ma nie tyle służyć wymiarowi sprawiedliwości, ile orzekającym prezesom.
W końcu trzecią wadą takiego stanu rzeczy jest to, że pełnienie przez prezesów podwójnej roli sprzyja utrzymywaniu się kompetencyjnego bałaganu, jaki panuje wewnątrz sądów.

Samorząd, czyli prezes

Jak już wspomniano, prezesowi podlega cała administracja sądu, włącznie z przewodniczącymi wydziałów i pracownikami sekretariatów. Sam prezes podlega natomiast swojemu zwierzchnikowi. Sędziom nie podlega nikt.
Przed podsądnymi i publicznością sędziowie prezentują się jako uosobienie władzy: zasiadają w togach, mają do dyspozycji salę rozpraw i protokolanta, mogą wymierzać grzywny i karę aresztu za zniewagę lub zakłócanie porządku rozprawy, a w czasie rozmowy z nimi strona zobowiązana jest stać.
Wewnątrz organizacji jaką jest sąd, rola sędziego nie jest nawet bladym odbiciem tych kompetencji. Sędziemu nie podlega protokolant, który siedzi z nim na sali rozpraw, ani ta osoba, która zajmuje się wykonywaniem zarządzeń technicznych wydawanych w sprawie.
Polityków formalne zwierzchnictwo nad sędziami niestety nie uwiera
Podlegają oni bowiem kierownikowi sekretariatu, który z kolei podlega przewodniczącemu wydziału. Sędziemu nie podlega też asystent, który może mu być jedynie przydzielony, bo podlega przewodniczącemu wydziału. Sytuacji tej nie zmieni w istotny sposób pojawienie się funkcji dyrektorów sądów, bo nie wpłynie to na zakres kompetencji sędziów wewnątrz sądu.
Nawet zgromadzenia sędziów nie mają żadnego realnego wpływu na działalność administracyjną sądów wykonywaną przez prezesa i podległych mu urzędników. Należy przy tym zaznaczyć, że przewodniczącymi zgromadzeń sędziów – określanych w ustawie o ustroju sądów powszechnych jako organy „samorządu sędziowskiego” – są prezesi sądów.
Innego rodzaju organy sądów, zwane kolegiami, pełnią nie tyle rolę kontrolną, co pomocniczą wobec prezesa, a jednym z ich członków jest obowiązkowo, tj. z mocy ustawy, właśnie prezes sądu. Prezesi sądów wchodzą w skład reprezentacji sędziów w ramach Krajowej Rady Sądownictwa – instytucji postawionej na straży niezawisłości sędziów i niezależności sądów.
Dla poprawy sytuacji konieczne są głębokie zmiany w strukturze organizacyjnej sądów, które będą zmierzały do umożliwienia sędziom orzekającym wywierania realnego wpływu na sposób organizacji ich pracy. Dobrym początkiem powinno być odebranie prezesom sądów na czas ich kadencji możliwości orzekania w sprawach zawisłych przed sądami, którymi administrują.
O tym przy okazji kolejnych reform sądownictwa nie ma niestety mowy. Polityków formalne zwierzchnictwo nad zwierzchnikami sędziów najwyraźniej wcale nie uwiera. Nawet jeśli w mediach deklarują co innego.

Łukasz Kurnicki, sędzia