Firma internetowa IAI domaga się od Google odszkodowania za straty spowodowane posądzeniem jej serwisów o wyłudzanie danych. Poszła do sądu i wywalczyła decyzję o zabezpieczeniu powództwa, nakazującą Google’owi zaprzestania naruszania jej dóbr.
Teraz zapowiada pozew o odszkodowanie. Branża internetowa z zainteresowaniem przygląda się tej potyczce, bo często zarzuca koncernowi nadużywanie dominującej pozycji i blokowanie stron firm, które łamią wytyczne wyszukiwarki. A bez obecności w Googl’u można zapomnieć o biznesie.
Sprawa pokaże, na ile działająca lokalnie firma może liczyć na ochronę ze strony polskiego prawa w starciu z globalnym gigantem, który działa poza granicami Polski.
– To może być hiperskomplikowane – przyznaje Katarzyna Kucharczyk, radca prawny kancelarii CMS Cameron McKenna. Postanowienie o zabezpieczeniu powództwa to początek. – Sąd uznał tylko, że argumenty powoda mogą być zasadne, ale nie wydał wyroku. Czy Google naruszył dobra osobiste, okaże się w trakcie procesu – podkreśla.
O co poszło? Na początku roku mechanizm Google Safe Browsing, którego celem jest ostrzeganie przed stronami wyłudzającymi dane, przyblokował stronę IAI oraz serwisy tysiąca jej klientów, pokazując komunikat, że mogą one wyłudzać dane. Zdaniem firmy, odstraszało to klientów i naraziło jej reputację na szwank.
Google broni się, że system chroni użytkowników i rzadko omyłkowo klasyfikuje bezpieczne strony jako phishing. Po zgłoszeniu problemu przez IAI ostrzeżenia zniknęły.
Ale gdyby Google upierał się przy swoim, droga do wyegzekwowania polskiego sądu byłaby trudna.
Spółka zarządza serwerami poza terytorium Polski i właścicieli IAI czekałaby wycieczka do USA. Podobnie może być, jeśli sąd przyznałby im odszkodowanie.
Większość małego i średniego biznesu, korzystającego z Google, nie stać byłoby na taką walkę o swoje.