Od wtorku pracownicy sądownictwa zrzeszeni w Solidarności codziennie przez dwa tygodnie będą wysyłać listy z pytaniami do Ministerstwa Sprawiedliwości. W ten sposób chcą zaprotestować przeciwko niskim wynagrodzeniom oraz rządowym planom reorganizacji sądownictwa.

O rozpoczęciu akcji wysyłania listów poinformowała we wtorek śląsko-dąbrowska Solidarność. To kolejna forma protestu związkowców, domagających się wyższych płac i żądających rezygnacji z planu likwidacji ponad stu sądów rejonowych.

"My nie możemy strajkować, więc musimy sięgać po inne formy protestu. Nasza akcja w żadnym stopniu nie uderzy w obywateli, natomiast gwarantujemy, że dla ministerstwa będzie ona bardzo dokuczliwa" - zapowiedział Waldemar Urbanowicz, przewodniczący Międzyregionalnej Sekcji NSZZ "Solidarność" Pracowników Sądownictwa.

Urbanowicz dodał, że w akcję włączyli się także przedstawiciele społecznej inicjatywy "Brońmy Sądów", jednak przewodniczący liczy przede wszystkim na aktywny udział wszystkich pracowników sądownictwa. "Jeżeli każdy z nas wyśle chociaż jeden list lub e-mail, w sumie uzbiera się ok. 40 tysięcy pism" - powiedział.

Związkowcy będą pytać w listach ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina przede wszystkim o warunki pracy osób zatrudnionych w sądownictwie oraz ekonomiczne i społeczne koszty planowanej reorganizacji sądów.

"Do tej pory takie wyliczenia nie zostały przedstawione. Będziemy też pytać o politykę ministerstwa w zakresie wydatkowania środków finansowych oraz o wszystkie inne sprawy dotyczące pracowników sądownictwa, od spraw związanych z materiałami biurowymi aż po bardzo ważne kwestie legislacyjne" - tłumaczył przewodniczący.

Związkowcy zaznaczają, że pisma do ministerstwa będą kierowane w trybie dostępu do informacji publicznej, co obliguje resort do udzielenia na nie pełnej i wiążącej odpowiedzi w ściśle określonym terminie. "Postanowiliśmy powołać się na przepisy o dostępie do informacji publicznej, gdyż nasze wcześniejsze wnioski i zapytania były po prostu ignorowane. Chcemy zmusić resort do udzielenia informacji, których nie chce przedstawić opinii publicznej" - powiedział Urbanowicz.

W marcu sądowa Solidarność wszczęła procedurę sporu zbiorowego z rządem. Związkowcy domagają się wycofania planu reorganizacji sądownictwa. Ich zdaniem jego realizacja spowoduje nie tylko masowe zwolnienia pracowników likwidowanych sądów, ale także w znaczącym stopniu ograniczy dostęp obywateli do wymiaru sprawiedliwości.

"S" domaga się ponadto podwyżek płac. Według związkowców średnie zarobki urzędników sądowych wynoszą około 1700 zł netto, a pracowników obsługi - 1100 zł "na rękę". Jak podkreślają związkowcy, płace w sferze budżetowej są zamrożone od czterech lat, w związku z czym po uwzględnieniu zbiorczej inflacji z tego okresu realna wartość wynagrodzeń budżetówki zmalała w tym czasie o ok. 16 proc.

Resort sprawiedliwości prowadzi prace nad rozporządzeniem likwidującym sądy rejonowe, w których pracuje do 14 sędziów, i przyłączeniem tych sądów - już jako wydziały zamiejscowe - do innych sądów rejonowych. W miejsce około 120 najmniejszych sądów miałyby powstać filie większych sądów rejonowych. Reorganizacja miałaby wejść w życie 1 lipca tego roku.

Przeciwko planom ministerstwa protestują nie tylko pracownicy sądów, ale też przedstawiciele powiatów, w których znajdują się przeznaczone do reorganizacji sądy. Zdecydowany sprzeciw wobec planów resortu wyraziło też Stowarzyszenie Sędziów Polskich "Iustitia".

Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin podkreślał wielokrotnie, że po reformie nie zniknie żaden wydział ani etat sędziowski, a obywatele będą mogli wszystkie sprawy - tak jak do tej pory - rozstrzygać w dawnych miejscach. "To, co znika, to pewna liczba etatów prezesów sądów" - mówił.