Odkręcanie kół od samochodów, terror psychiczny oraz możliwość oblania kwasem – z takimi sytuacjami muszą borykać się w swojej pracy sędziowie.
Ochrona prawna sędziego / DGP
Osobne wejścia dla petentów i sędziów, wykrywacze metali, przynajmniej jeden ochroniarz przy wejściu, kontrola dokumentów. Dzisiejsze sądy przypominają twierdze. Dlaczego?
Odpowiedź jest prosta – strony niezadowolone z wyroku nie zawsze sięgają po dozwolone środki, aby wyrazić swój sprzeciw. Ataki na sędziów, ubliżanie im i grożenie – to najmniej spektakularne próby realizacji zasady: „Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. Zdarzają się bowiem petenci o znacznie większej inwencji.
Z pewnością należała do nich osoba, która zostawiła w budynku Sądu Okręgowego w Łodzi domowej roboty bombę. Urządzenie składało się z dwóch butli gazowych ustawionych jedna na drugiej. Bombiarzowi amatorowi udało się podpalić zapalnik butli stojącej na dole. Bomba nie wybuchła, gdyż ktoś w porę zauważył zagrożenie.

Rzut barierką

To, że zawód sędziego jest zawodem podwyższonego ryzyka, potwierdzają dane statystyczne Ministerstwa Sprawiedliwości. Dla przykładu – w latach 2007 – 2009 doszło do 238 incydentów stanowiących naruszenie bezpieczeństwa i porządku w sądach. Oprócz niecenzuralnego słownictwa i gróźb kierowanych pod adresem przedstawicieli Temidy, czasami podsądni posuwają się do czynów.
– Oskarżony rzucił kiedyś w kolegę barierką dla świadków. Od tego momentu barierki są przykręcane do podłogi – wspomina Mariusz Królikowski, sędzia Sądu Rejonowego w Mławie.
Dodaje, że napastnik był pod wpływem alkoholu i nie trafił – skończyło się na lekkim uszkodzeniu stołu. W tym akurat przypadku to, że podsądny był pijany, miało więc pozytywny skutek. Jednak generalnie sędziom doskwiera brak przepisów, które zabraniałby wchodzić na teren sądu pod wpływem alkoholu.
– Osoby nietrzeźwe nie powinny być wpuszczane za próg sądu. Funkcjonariusze na bramkach powinni tego pilnować. Zdarzyło mi się, że jeden podchmielony pan stanął nad głową protokolantki i groził, że ją uderzy. Sytuacja była nieciekawa – relacjonuje Iwona Bujak, sędzia Sądu Rejonowego dla Krakowa-Krowodrzy.
Podobne odczucia ma jeden z sędziów, który woli pozostać anonimowy.
– Kiedyś jechałam windą z ledwo trzymającym się na nogach panem, czuć było silny zapach alkoholu. Powiedziałam o tym policjantom, a oni na to, że mają zalecenie interweniowania tylko wtedy, kiedy pan wejdzie w takim stanie na salę i sędzia zwróci się o pomoc. Dopóki chodzi po korytarzu, nic nie zrobią – żali się.



Cywiliści także narażeni

Co może dziwić, niebezpieczne sytuacje co najmniej tak samo często spotykają sędziów orzekających w sprawach cywilnych, jak i tych, którzy prowadzą postępowania karne.
– Wpływ na to ma na pewno fakt, że orzeczenia w sprawach cywilnych wywołują dużo emocji u podsądnych – tłumaczy Rafał Puchalski, sędzia Sądu Rejonowego w Jarosławiu.
Są to przecież spory o majątki, spadki czy wreszcie spory o miedzę. Strony, aby udowodnić, że mają lepsze argumenty i przekonać sąd czy też przeciwnika do swoich racji, nieraz sięgają po bardzo drastyczne środki.
– W sprawie o zwrot pożyczki powód przyszedł z pistoletem w reklamówce. Okazało się, że ten pistolet nie był dla mnie. Miał tylko przekonać pozwanego, aby na pewno zwrócił tę pożyczkę – opowiada Katarzyna Wręczycka, sędzia Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Fabrycznej.
Na szczęście interweniowała policja i niedozwolony w gmachu sądu przedmiot został powodowi odebrany.
Tyle szczęścia nie miała natomiast koleżanka sędziego Królikowskiego. Sprawa dotyczyła właśnie sporu o miedzę. Jeden z podsądnych oblał ją kwasem.
– Było to na korytarzu przed salą rozpraw, na szczęście miała okulary i ocaliła wzrok, ale obrażenia były poważne – opowiada Mariusz Królikowski.

Napastnika ujął adwokat

Rafał Puchalski wspomina natomiast oględziny w sprawie cywilnej, kiedy to jego koleżankę właściciel gospodarstwa przepędził cepem. Bardzo silne emocje targają również uczestnikami postępowań rodzinnych.
– Zdarzyło mi się prowadzić sprawę cywilną o podział bardzo wartościowego majątku małżeńskiego, w której strony uciekały się do pozaprawnych metod wzajemnego szantażu, włącznie ze zleceniem zabójstwa małżonka. Potem zaczęły się dziwne głuche telefony, listy z groźbami podrzucane pod drzwi mieszkania, śledzenie. Jak się okazało, w prowadzonym postępowaniu zleceniobiorcy wskazano również nazwisko i miejsce zamieszkania sędziego prowadzącego sprawę o podział majątku – opowiada sędzia, która nie zdecydowała się ujawnić nazwiska.

Podsądni – samobójcy

Oprócz napaści podsądni często stosują wobec sędziów terror psychiczny. Zazwyczaj grożą, że jeżeli wyrok nie będzie po ich myśli, to odbiorą sobie życie.
– Mój skazany kiedyś groził, że się powiesi, jak mu zarządzę karę. I faktycznie przed osadzeniem to zrobił. W sumie powiesiło się 6 moich podsądnych, prawdopodobnie przynajmniej częściowo na skutek niekorzystnych dla nich decyzji procesowych. Ale tylko jeden wyartykułował to tak jednoznacznie – opowiada Mariusz Królikowski.
Sędziowie przyznają, że takie zdarzenia są dla nich bardzo obciążające psychicznie i na zawsze pozostają w pamięci.
Świadkiem sytuacji, której nie da się zapomnieć, był Marek Jaskólski, sędzia Sądu Rejonowego-Poznań Stare Miasto. Wspomina, że w 1991 roku oskarżony podczas ogłaszania niekorzystnego dla niego wyroku podpalił się.
– Mężczyzna zabrał do kieszeni płaszcza butelkę z benzyną. Kiedy sędzia asesor, a mój kolega ogłaszał wyrok, pan S. wyjął butelkę i zaczął krzyczeć, że się podpali, a następnie polał się jej zawartością. Kolega z protokolantką wybiegli z sali, nie zamykając za sobą drzwi. S. krzyczał, żeby nie wchodzić, bo się podpali – opowiada sędzia.
Kiedy przyjechała straż pożarna, podsądny zrealizował groźbę.
– W drzwiach stanął płonący żywcem człowiek, ruszył korytarzem, wybuchła panika. Pobiegłem po togę, gasiłem go – relacjonuje Marek Jaskólski.
Niestety człowieka nie udało się uratować.



Odporność psychiczna

Oczywiście tak drastyczne sytuacje nie zdarzają się na co dzień. Najczęściej sędziowie słyszą „jedynie” utyskiwania na to, że sąd jest niesprawiedliwy, faworyzuje jedną ze stron, itd. Dlatego też sami sędziowie podkreślają, że nie ma sensu roztrząsać wszystkich niebezpieczeństw, na które są potencjalnie narażeni.
Nieco humorystycznie podsumował to Grzegorz Chmiel, sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli. Jak opowiada, często spotyka się z zapowiedziami, że podsądni tego tak nie zostawią, że „jeszcze zobaczymy” i że to „skandal”.
– Jednak równie dobrze można to podciągnąć pod zapowiedź zaskarżenia orzeczenia – żartuje sędzia.
Sędzia ma status funkcjonariusza publicznego, co oznacza, że temu, kto na niego napadnie, grozi wyższa odpowiedzialność niż w przypadku, gdyby zaatakował „zwykłego” obywatela. Jednak przepisy te chronią sędziego tylko w trakcie wykonywania obowiązków służbowych (a więc w miejscu pracy i w drodze do niej). Sędziowie nie widzą palącej potrzeby, aby tę ochronę zwiększać.
– Nie wydaje mi się, aby to realnie wpłynęło na spadek liczby ataków na sędziów – mówi Rafał Puchalski.
Zaznacza, że odstraszająco działa przede wszystkim nieuchronność kary, a nie jej wysokość. A z tym nie zawsze jest dobrze.
– Pamiętam sprawę sprzed kilku lat, kiedy to dwóm sędziom warszawskim ktoś notorycznie poluzowywał śruby w kołach samochodów. Sędziowie ci prowadzili bardzo poważną sprawę karną. Do dziś nie udało się ustalić sprawców – mówi Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie.
Sędziowie podkreślają jednak, że każdy, kto wybiera ten zawód, powinien zdawać sobie sprawę z tego, co może go spotkać.
– Najważniejsza jest odporność psychiczna i umiejętność zapanowania nad podsądnymi – zaznacza Marek Celej.
Podkreśla przy tym, że nie chodzi jedynie o sprawne i szybkie wymierzanie niezdyscyplinowanym uczestnikom postępowania środków dyscyplinujących.
– Sędzia musi umieć rozmawiać z podsądnymi, obojętnie, kimkolwiek by oni byli. I nie może dać się sprowokować – podkreśla sędzia Celej.