Na tym etapie, po podpisaniu umowy, nie można bezpośrednio usunąć tylko jednego artykułu. Mowa o wykluczeniu artykułu wiąże się ze zmianą tej umowy, czyli ponownym procesem negocjacyjnym - powiedział PAP Paweł Kowalski z Katedry Prawa Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.

Artykuł 27 ust. 4 mówi, że: "Strona może (...) zgodnie ze swoimi przepisami ustawodawczymi i wykonawczymi, przewidzieć możliwość wydania przez swoje właściwe organy dostawcy usług internetowych nakazu niezwłocznego ujawnienia posiadaczowi praw informacji wystarczających do zidentyfikowania abonenta, co do którego istnieje podejrzenie, że jego konto zostało użyte do naruszenia (...)" praw związanych ze znakami towarowymi, praw autorskich i pokrewnych.

Minister administracji i cyfryzacji Michał Boni powiedział w piątek w Radiu Zet, że jeśli w artykule tym pojawiają się zagrożenia dotyczące osób prywatnych, internautów, "to my na pewno tego nie wprowadzimy do polskiego prawa i będą te przepisy, które istnieją do tej pory". "Podpisanie tego dokumentu nie oznacza jego funkcjonowania jako prawa" - zaznaczył minister.

Kowalski podkreślił w rozmowie z PAP, że na tym etapie, po podpisaniu umowy, nie można bezpośrednio usunąć tylko jednego artykułu. "W momencie, kiedy ma dojść do ratyfikacji tego dokumentu to nie dyskutuje się już nad jego treścią, tylko przyjmuje się go w takiej formie, w jakiej został wynegocjowany (...). Mowa o wykluczeniu artykułu wiąże się ze zmianą tej umowy, czyli z ponownym procesem negocjacyjnym" - zauważył.

Jego zdaniem, "na tym etapie nie możemy już tego zmodyfikować". Jak wyjaśnił, w przypadku umowy międzynarodowej dotyczącej spraw związanych z wolnościami obywatelskimi, musi być ona ratyfikowana przez parlament. "Ratyfikacja to ostateczne związanie się tą umową. Jeżeli chcemy tę umowę zmienić, musimy jeszcze raz pojechać na negocjacje, wynegocjować inny tekst umowy, np. bez art. 27 ustęp 4, i dopiero wtedy go ratyfikować. Ale rozumiem, że to się raczej nie stanie, bo ten sam tekst umowy został podpisany przez 22 państwa unijne" - tłumaczył.

Kowalski zwrócił uwagę, że w naszej konstytucji znajduje się zapis mówiący, że ratyfikowana umowa międzynarodowa ma pierwszeństwo nad polską ustawą. "Jest konstytucja, później jest ratyfikowana umowa międzynarodowa i - nasza ustawa (...) Jeżeli tę umowę ratyfikujemy, będziemy musieli się dostosować do tych zapisów, które w niej są, nawet jeżeli są sprzeczne z naszym prawem. Pierwszeństwo ma umowa międzynarodowa" - podkreślił.

Zwrócił on też uwagę, że kiedy umowa już zostanie ratyfikowana, będzie trzeba wprowadzić do polskich ustaw zmiany, żeby ustawy były zgodne z umową ACTA. "To będą albo zmiany ustaw albo wydawane rozporządzenia, które będą do tej umowy mogły się dopasować" - mówił.

"Generalnie nasze krajowe przepisy w wielu przypadkach są takie same, a nawet bardziej wymagające niż to, co jest bezpośrednio zawarte w tej umowie. Mam wrażenie, że w tej chwili jednak nie chodzi o treść, ile o sposób przyjęcia, o pewnego rodzaju zaskoczenie społeczeństwa. Pamiętajmy także, że każdy przepis prawny można starać się zinterpretować w różnym duchu" - uznał Kowalski.

Jego zdaniem sposób interpretacji zależy np. od władzy. "Dzisiaj rano bodajże minister Bogdan Zdrojewski powiedział, że daje słowo, iż rząd Donalda Tuska nie będzie wykorzystywał tej umowy przeciwko internautom. No i teraz możemy mu uwierzyć, ale potem przyjdą następne rządy i pewne aspekty prawne mogą np. dawać pokusę wykorzystywania ich" - ocenił Kowalski.

Ekspert przyznał, że obserwując reakcje społeczne nie jest przekonany, czy wszyscy parlamentarzyści zagłosują za umową. "Jeżeli Sejm odrzuciłby tę umowę, wtedy Polska nie zostaje nią związana i nic się od strony prawnej nie zmienia. Zdarzały się przypadki, że umowy podpisane nie były nigdy ratyfikowane i nie weszły w życie. W tej chwili wszystko jest w rękach parlamentarzystów, zresztą wydaje się, że rząd będzie pragnął wyjść z tego obronną ręką" - ocenił Kowalski.