Czwartkowe spotkanie ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina z klubem PSL ws. reorganizacji sądów rejonowych nie przyniosło porozumienia. Ludowcy mówią: albo zostawmy tak jak jest, albo wprowadźmy głębsze zmiany. Gowin odpowiada: to niemożliwe.

Spotkanie związane było z planami resortu sprawiedliwości, które chce zniesienia mniejszych sądów rejonowych i przekształcenie ich w wydziały zamiejscowe większych sądów.

Ludowcy przedstawili Gowinowi swoje zastrzeżenia. Ich zdaniem należałoby albo nie zmieniać nic, albo zreorganizować sądy tak, by zostało tylko 49 sądów rejonowych (w dawnych miastach wojewódzkich). Cała reszta sądów rejonowych stałaby się wówczas wydziałami zamiejscowymi.

"My jesteśmy zwolennikami głębokich zmian. Jeśli ma być tak, że znika tylko 120 sądów, to my uważamy, że trzeba zrobić siedziby sądów rejonowych w siedzibach sądów okręgowych, miejscowo, żeby jeszcze bardziej, głębiej pójść z tą reformą, jeśli ona ma być dla ludzi bardziej przejrzysta" - powiedział dziennikarzom po spotkaniu z Gowinem szef klubu PSL Jan Bury.

Stronnictwo uważa, że wyrywkowe przekształcanie sądów spowoduje kłótnie powiatów i miast o to, gdzie ma zostać sąd rejonowy, a gdzie ma być on przekształcony w wydział zamiejscowy.

Gowin: To niemożliwe

"Bardzo chętnie dałbym się przekonać do tych głębszych reform, gdyby one były możliwe. Z wielu powodów ta propozycja PSL jest po prostu nie do wprowadzenia" - mówił dziennikarzom Gowin.

Jak podkreślił, samo przygotowanie reformy w taki sposób, jaki chciałoby tego PSL zajęłoby - jego zdaniem - kolejnych kilka lat. Według Gowina są również przeszkody natury konstytucyjnej.

Minister przyznał, że na posiedzeniu klubu PSL spotkał się z krytyką swoich pomysłów, jednak była ona rzetelna, konstruktywna i oparta o argumenty. "Ja też przedstawiałem argumenty, część na pewno wypadła przekonująco" - mówił.

Reforma jest potrzebna

Jeszcze przed spotkaniem z ludowcami Gowin powiedział, że Polska jest na drugim miejscu w UE pod względem wydatków na sądownictwo w przeliczeniu na mieszkańców, po Słowenii. "Mamy drugą po Niemczech liczbę sędziów, a pod względem czasu orzekania jesteśmy na ostatnim miejscu" - zauważył minister.

Podkreślił, że w sądach panuje niesamowite rozdrobnienie - na 7 tys. sędziów sądów rejonowych prawie połowa to funkcyjni, z czego wielu to przewodniczący wydziałów jednoosobowych. Przekonywał, że na skutek planowanej przez niego reformy, z punktu widzenia obywateli absolutnie nic się nie zmieni.

"Wszystkie budynki sądowe pozostaną w tym miejscu, gdzie są, wszystkie wydziały pozostaną w tym miejscu, wszystkie etaty sędziowskie pozostaną w tym miejscu, natomiast zmieni się jedno: sędziowie będą musieli jeździć do obywateli, tam, gdzie czekają na nich sprawy do rozwiązania" - argumentował.

Zwrócił uwagę, że w sensie dosłownym nie jest likwidowany żaden sąd, a jedynie są one przekształcane w oddziały zamiejscowe. Wyjaśniał, że oznacza to, że sędziowie orzekający do tej pory tylko w jednym sądzie, teraz będą musieli to robić w dwóch lub trzech.

Jak zaznaczył dzięki temu wyrównane zostanie obciążenie pracy sędziów, bo jest wielu takich, którzy są dramatycznie przeciążeni (i stąd zaległości), a z drugiej strony wielu sędziów ma mniej niż 1/4 średniej liczby spraw.

Gowin przyznał, że nie musi się konsultować w tej sprawie (bo do przekształcenia sądów nie potrzeba zmiany ustawy, a jedynie rozporządzenie), ale robi to przez szacunek dla parlamentarzystów i tym samym szacunek dla obywateli.