Dobiegają końca konsultacje, jakie Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji prowadzi w sprawie nowego rozporządzenia o sposobie zapewnienia przez nadawców dostępu do informacji umożliwiających identyfikację programu i jego nadawcy oraz innych informacji. Zgodnie z wytycznymi UE (Dyrektywa 2010/13/UE o audiowizualnych usługach medialnych) już wkrótce każdy nadawca radiowy będzie musiał co trzy godziny przerywać program, by odesłać słuchaczy na swoją stronę internetową.
Na niej muszą znaleźć się takie informacje, jak nazwa nadawcy, adres jego siedziby, e-mail i adres korespondencyjny, numer telefonu i numer koncesji. Komunikat będzie czytał lektor. Taki sam obowiązek będzie spoczywał na nadawcy telewizyjnym, który informację o witrynie ma zaprezentować w formie tekstowej. „Chodzi o to, by jak najmniejszym kosztem umożliwić odbiorcom uzyskanie jak największej ilości informacji o nadawcy” – czytamy w uzasadnieniu do projektu.
Specjaliści powątpiewają w sens rozporządzenia. Nie ma bowiem sygnałów, by słuchacze czuli się niedoinformowani co do nazwy, adresu czy numeru koncesji nadawcy. Niektórzy eksperci mają też obawy, że te przepisy stworzą nadawcy dobrą okazję do reklamowania się. Prócz wymaganych informacji na stronie internetowej pojawią się także inne wiadomości, np. promocyjne treści.
– Ten zabieg miałby sens, gdyby stronę tworzyła odrębna instytucja, a nie sam nadawca – komentuje dr Michał Gajlewicz, specjalista od reklamy z Uniwersytetu Warszawskiego.

Niezrozumiała belka

To jednak niejedyna decyzja Krajowej Rady, wymuszona przez przepisy UE, która wydaje się nie mieć racjonalnego uzasadnienia. Widzowie telewizji od niedawna przyzwyczajają się np. do pojawiającej się przed i po niektórych audycjach pomarańczowej belki z napisem „Audycja zawiera lokowanie produktu”. Konia z rzędem temu, kto – nie będąc profesjonalistą – wie o co chodzi w takim komunikacie. Internetowy Słownik Języka Polskiego PWN również nie daje wyjaśnienia. Tymczasem chodzi o zjawisko powszechnie znane jako productplacement: umieszczanie w filmach czy audycjach produktów reklamowanych tak, by było widać ich logo.
– Nikt, kto ma pojęcie o możliwościach oddziaływania mediów na decyzje podejmowane przez konsumentów, nie będzie kwestionował konieczności wprowadzenia oznaczeń, które pomogą odróżnić przekaz handlowy od treści neutralnych – przyznaje Ireneusz Piecuch, radca prawny z Kancelarii CMS Cameron McKenna. Jednak forma, w jakiej się to odbywa, może budzić wątpliwości co do sensowności takich uregulowań.
– Problem polega na tym, że sformułowanie „lokowanie produktu” może być wciąż dla wielu telewidzów niezrozumiałe – komentuje dr Michał Gajlewicz. Jego zdaniem trzeba się poważnie zastanowić nad tym, w jaki sposób taka informacja powinna być przekazana. Dużo czasu bowiem minie, zanim widzowie poznają prawdziwe znaczenie sformułowania lokowanie i oswoją się z nim. A do tej pory cel, jakiemu rozporządzenie miało służyć, nie zostanie osiągnięty.

Buzia zamiast kółka

Ale i osiągnięcie celu nie powstrzymuje ustawodawcy przed wprowadzaniem nowych zasad. W momencie, gdy dla większości odbiorców czytelne stały się, obowiązujące do niedawna, oznaczenia audycji telewizyjnych przeznaczonych dla dzieci (zielone kółko), dostępnych pod nadzorem dorosłych (żółty trójkąt) czy tylko dla dorosłych (czerwony kwadrat), zmieniono je na nowe. Dziś oglądamy zamiast zielonego kółka zielony kwadrat z zarysem uśmiechniętej buzi. Zmieniono również pozostałe oznaczenia. Krajowa Rada uzasadnia te zmiany „zwiększeniem czytelności i widoczności takich grafik”.

Unia Europejska wymusza kolejne absurdalne regulacje w mediach

Etap legislacyjny: Projekt